Gdy Humboldt tak stał na dachu świata i patrzył na rozciągające się w dole pasma górskie, zaczął inaczej postrzegać świat. Zrozumiał, że ziemia to jeden wielki żyjący organizm, gdzie wszystko jest ze sobą powiązane – tak stworzył nową, śmiałą wizję natury, która nadal wpływa na nasz sposób pojmowania przyrody.
Kiedy zamiast o książce, mam ochotę pisać wam o jej bohaterze, wiem, że przeczytana biografia jest naprawdę dobra. Chociaż mam problem z tą książka i jej podobnymi. Bo kiedy główna postać w książce jest tak ciekawa i fascynująca, trudno ocenić jakość tekstu niewprawnym okiem. Życiorys takiego bohatera jest zazwyczaj samograjem – wystarczy opisać jego przygody i odkrycia, nie trzeba nic wymyślać ani dodawać od siebie. Mamy zapewnione wszelkie zwroty akcji, ciekawych bohaterów, dramaty… Z drugiej strony może to się okazać trudniejsze, niż praca np. nad własną powieścią. Bo jak zmierzyć się z takim bohaterem? Jak ująć w słowa tak ciekawe osobowości i jeszcze ciekawsze czasy? Kiedy dołączymy jeszcze do tego chęć przedstawienia naszego bohatera na tle miejsc i ludzi, wśród których żył, robi się z tego całkiem poważne przedsięwzięcie. Dlatego jakość biografii oceniam zawsze po tym, czy główny bohater zaciekawił mnie i zafascynował. Przychodzi mi teraz do głowy biografia fantastycznej Gertrude Bell, napisana przez Georginę Howell Córka pustyni. Niezwykłe życie Gertrude Bell. Piękny temat, rewelacyjna bohaterka, kartki powinny same się przewracać przy czytaniu. A jednak tak nie było. Nie wiem, czy wina leży po stronie autorki czy tłumaczenia, ale książka zamiast porwać, zmęczyła mnie okrutnie. A przecież nie powinna.
To nie była natura jako system mechanistyczny, ale ekscytujący nowy świat pełen cudów. Oglądając Amerykę Południową oczami, które dał mu Goethe, Humboldt był oczarowany.
Andrea Wulf natomiast poradziła sobie znakomicie. Objąć życie Alexandra von Humboldta to sztuka, a podwójna trudność w uchwyceniu go jako żywego i pełnego pasji badacza, a nie wielkiego uczonego, który przede wszystkim kojarzy się z nudą. Już po spisie treści widać, że autorka miała bardzo konkretny pomysł na tę książkę i że od samego początku nie miała być to jedynie biografia. Podoba mi się uporządkowanie treści książki – rozdziały traktujące o narodzinach idei, potem o jej dojrzewaniu, porządkowaniu koncepcji i ostatecznie, o jej szerzeniu. Już sam ten podział ma w sobie porządek, chciałoby się powiedzieć, naturalny.
Korci mnie, żeby napisać Wam parę słów o samym Humboldcie, ale dzielnie się powstrzymam 😉 Napiszę Wam tylko, że to człowiek z największą liczbą obiektów nazwanych po sobie – zwierząt, roślin, szczytów, prądów, miast, rzek, jezior itd. Jest ojcem ruchu ekologicznego – jako pierwszy pisał o tym, jak ludzkość wpływa na zmiany klimatu (a żeby to właściwie docenić, trzeba sobie uświadomić stan ówczesnej wiedzy). Wymyślił i odkrył rzeczy, które dzisiaj są takie oczywiste, że zdziwicie się, że ktoś je kiedyś musiał wymyślić i odkryć 😉 Przeczytajcie książkę i dajcie się zaskoczyć jego wszechstronnością, nowatorstwem w wielu dziedzinach, wspaniałością w jednych, ale także tak bardzo ludzkim obliczem w innych sprawach. Zaimponowało mi jego podejście do wiedzy – to, że uważał, że należy się dzielić, wymieniać i udostępniać. Tylko prawdziwie wielkie umysły tak mają – zamiast chować swoje odkrycia, ukrywać pomysły, żeby przypadkiem nikt ich nie ukradł, szerzył je, opowiadał każdemu, kto chciał słuchać, udostępniał, pomagał młodym naukowcom. Wiedza zawsze miała pierwszeństwo.
Andrea Wulf bardzo dokładnie zarysowała również tło życia Humboldta, ale przede wszystkim ludzi, od których czerpał inspirację i których sam inspirował. Lista nazwisk jest imponująca – Goethe, Darwin, Edgar Alan Poe, Walt Withman, Henry DavidaThoreau, Jules Verne, a to tylko te najsłynniejsze. Przez karty tej opowieści przewija się niezliczona ilość naukowców, badaczy, odkrywców, podróżników, władców, przywódców i wielu, wielu innych. Tworzą oni wspaniałą panoramę czasów, w których żył Humboldt.
Przez tysiące lat plony, ziarno, warzywa i owoce podążały ścieżkami ludzkości. Gdy ludzie przekraczali kontynenty i oceany, zabierali rośliny ze sobą, a tym samym zmieniali oblicze Ziemi. Rolnictwo łączyło rośliny z polityką i ekonomią. O rośliny toczono wojny, a imperia kształtowane były przez herbatę, trzcinę cukrową i tytoń. Niektóre rośliny mówiły Humboldtowi równie dużo o ludzkości, co o samej przyrodzie, podczas gdy inne dawały wgląd w geologię, ponieważ ujawniały , jak przesuwały się kontynenty. Podobieństwo roślinności nabrzeżnej, napisał Humboldt, pokazywało “starożytne” połączenie między Afryką a Ameryką Południową, a także pokazywało, że niegdyś połączone wyspy były rozdzielone – niewiarygodny wniosek na ponad stulecie przed tym, zanim naukowcy w ogóle zaczęli dyskutować o ruchach kontynentów i teorii przesuwających się płyt tektonicznych.
A więc w jednej książce mamy biografię Humboldta, historię nauk przyrodniczych (i nie tylko), panoramę życia społecznego i kulturalnego, ale również politycznego. Andrea Wulf całkiem zgrabnie porusza się po nich wszystkich, łącząc je ze sobą i celnie punktując wzajemne wpływy i powiązania. Dlatego uważam Człowieka, który zrozumiał naturę za lekturę doskonałą. Dała mi wielką radość czytania, poznawania świata i całkiem porządną dawkę wiedzy. Te powiązania pomiędzy badaczami, wpływy książek na ludzi, szerzenie się idei i przejmowanie jej przez kolejne pokolenia to szeroka perspektywa, która jest bardzo cenna. Obserwowanie, jak dochodziliśmy do dzisiejszego rozumienia świata i poznawanie tych, którym powinniśmy być za to wdzięczni, jest fascynujące.
Humboldt zrobił jeszcze jedną wspaniałą rzecz. Jest postrzegany przede wszystkim jako naukowiec, ale warto zwrócić uwagę na jego dbałość o język, wrażliwość na piękno i łączenie sztuki z nauką. Pogląd na naturę to książka naukowa, która jednak nie wstydziła się liryzmu. Styl był bowiem również ważny, jak zawartość, dlatego Humboldt nalegał na wydawcę, aby nie pozwolił zmienić ani jednej sylaby, inaczej melodia jego zdań zostałaby zniszczona.
Na koniec jeszcze jedna refleksja po lekturze. Humbolt był w Ameryce 5 lat, podróżował, badał, zbierał. Dopiero po tym czasie wrócił triumfalnie do Europy. Możemy zobaczyć jak wyglądało odkrywanie świata, kiedy nie było internetu, kiedy działania sponsorskie owszem były, ale w zupełnie innej formie, i kiedy podróżnik nie miał kontaktu ze światem zewnętrznym i nie miał pojęcia ,co się w nim dzieje, a świat nie miał pojęcia, co się dzieje z podróżnikiem. Czasami tylko docierały jakieś listy! A dzisiaj przecież jest tak całkiem inaczej. Możemy oglądać praktycznie w czasie rzeczywistym, kiedy ktoś zdobywa szczyty, przedziera się przez dżunglę czy płynie rzeką. Czytamy książkę Bieleckiego i kody QR umożliwiają nam dostęp do filmów ze szczytu; kiedy Olek Doba przepływał ocean, wszyscy mogli śledzić jego współrzędne GPS na stronie; są kamery np. na Spitsbergenie i ja leżąc w łóżku pod ciepłą kołderką mogę zobaczyć, jak wygląda drugi, ten zimny koniec świata 😊 A Humboldt wracał po 5 latach jakby z i do innego świata. Dzisiaj czasami wyprawy są trudne, wymagające dużo odwagi i chęci, ale pomyślcie, jakie musiały być wtedy! Jak wielką potrzebę czuli ci, którzy decydowali się wyruszyć w prawdziwie nieznany świat, bez żadnej gwarancji? Aż prosi się o zacytowanie słynnego ogłoszenia Shackletona: Poszukiwani ochotnicy na niebezpieczną wyprawę. Niskie płace, okrutne zimno, długie godziny w kompletnych ciemnościach. Bezpieczny powrót niepewny. W razie powodzenia: honor i sława. Ten świat się już skończył, takie wyprawy już się nie powtórzą – czytanie o odkrywaniu świata wtedy, kiedy tylko prawdziwy geniusz potrafił dostrzec związek pomiędzy nowymi elementami jest wspaniałe!
Gdzie inni upierali się, że natura jest odarta z magii, gdyż rodzaj ludzki spenetrował jej najgłębsze sekrety, Humboldt twierdził coś zupełnie przeciwnego. Jakże by tak miało być, pytał, w świecie, w którym kolorowe promienie zorzy splatają się w migoczącym morzu ognia, tworząc widok tak niesamowity, że jego przepychu nie da się opisać słowami? Wiedza, stwierdził, nigdy nie zabije twórczej siły wyobraźni – raczej pobudzi entuzjazm, zadziwienie i zachwyt. I tym pozytywnym akcentem kończę. Przeczytajcie tę książkę, bo warto – wzbudzi w was te trzy wspaniałe emocje. I jest jeszcze do tego wszystkiego jeszcze pięknie wydana! Ja wręcz przepadam za ilustrowanymi biografiami! Czytanie jej to sama przyjemność 🙂
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦