I tak samo jak przeżyłem tę ekspedycję na Nanga, jako grę czystego postrzegania i przeżytej historii, chcę ją opowiedzieć: tragedię, która leży u początków mojej tożsamości jako człowieka przekraczającego granice. I jako wstrząs.
Reinholda Messnera raczej przedstawiać nie trzeba. Alpinista i himalaista, pierwszy człowiek, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, czyli wszystkie czternaście ośmiotysięczników świata. O jego alpinistycznej karierze można by napisać bardzo sam, sam Messner ze swoich wypraw napisał około 50 książek. Naga góra jest książką bardzo osobistą, trudną i emocjonalną, różniącą się od typowych górskich lektur.
W 1970 roku Reinhold razem ze swoim młodszym bratem Günterem wspinali się na Nanga Parbat flanką Rupal, która w tamtym czasie był uznana za niemożliwą do przejścia. Oni ją przeszli, zdobyli szczyt, niestety podczas zejścia Günter zginął, przysypany lawiną. Można napisać, że Reinhold cudem przeżył. W Nagiej Górze powraca do tamtych wydarzeń, próbując odpowiedzieć na wiele pytań, zrozumieć, uczcić pamięć brata i pogodzić się z rzeczywistością. Ta książka powstała z potrzeby wyrzucenia z siebie emocji, to próba poradzenia sobie z ogromnym dramatem, to pewien rodzaj terapii i oczyszczenia. Wracamy do wyprawy i poznajemy jej przebieg dzień po dniu, nie tylko w sposób subiektywny, okiem Reinholda, ale również poprzez cytaty z wypowiedzi czy pamiętników innych członków wyprawy. Książka jest pełna cytatów, spojrzeń z różnej perspektywy na tą samą rzecz, tak jakby Reinhold chciał odnaleźć złoty środek, jedyną prawdę i odpowiedzi na pytania, które niestety ich nie posiadają. Książka jest bardzo osobista, dlatego oddam na chwilę głos samemu Reinholdowi:
Do tej chwili opowiadałem o tym setki razy, wciąż i wciąż śniły mi się szczegóły i tym samym próbowałem zatrzymać Güntera, a jednocześnie stopniowo pozwalałem mu odejść. Ale częsta konieczność redukowania śmierci do kilku zdań boli. To, co niepojęte, potrzebuje czasu.Teraz jednak, trzydzieści lat później, zależności stają się wyraźne, a tło jasne. Za pomocą notatek z dzienników, cytatów z oficjalnych sprawozdań ekspedycji i listów opowiem o swojej górze przeznaczenia. Fragmentarycznie, niczym kamyki mozaiki, sen i wspomnienia z naszego wejścia na Nanga Parbat układają się w obraz, który jest ponadczasowy.
Gotowy do zrozumienia własnego ja jako sumy tego, co zewnętrzne i wewnętrzne, ciała i ducha, mogę nareszcie spisać najtrudniejsze dni mojego życia: historię o Nagiej Górze.
Ogromnym plusem są zdjęcia, mnóstwo zdjęć. Kiedy czytam o wspinaczce, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak to może wyglądać. Ale zobaczenie, jak to wszystko rzeczywiście wygląda, jak małe są obozy i w jakich dziwnych miejscach są rozkładane, zobaczenie, jaki człowiek jest mały na zdjęciach, od których przechodzą mnie ciarki, jest niesamowitym uczuciem. Wtedy wszystko dociera do mnie z potrójną siłą – bo nie wyobrażam sobie, jakby mogło to wyglądać, po prostu to widzę.
Naga góra to kolejna pozycja na mojej górskiej półce. To chyba najbardziej osobista książka z tej tematyki, jaką czytałam, a przynajmniej takie wrażenie po sobie pozostawiła. Różni się od innych, ale jeśli damy się porwać Reinholdowi, zabierzemy się razem z nim na jego wyprawę i pozwolimy mu kierować, na koniec okaże się, że było warto. Reinhold pokazuje nam świat wspinaczkowy, ale co ważniejsze, otwiera się przed nami jako człowiek, który chce podzielić się swoją historią. Warto z tego skorzystać.
I jak zawsze, w przypadku książek o wspinaczce wysokogórskiej, lektura pozostawia po sobie pytania. Po co? Dlaczego? Kto zawinił? Czy nie mogło być inaczej? Co mogłem zrobić inaczej? Czy w ogóle mogłem? Świat alpinistyczny jest bezlitosny i pełen skrajności, nie ma tam miejsca na błędy, wahanie i słabości. Przegrywają najsłabsi, ale i ci, którzy po prostu mieli mniej szczęścia. Nie ma reguły. Pogodzenie się z tym jest bardzo trudne, zaakceptowanie jeszcze trudniejsze. Mieć pasję, która nierozerwalnie jest związana ze śmiercią, to duże obciążenie. A kiedy ginie najbliższa osoba, dramat jest jeszcze większy. Naga góra jest owszem, relacją z wyprawy na Nanga Parbat, ale jest również studium psychologicznym, co się dzieje z człowiekiem na górze, co się dzieje z nim, kiedy towarzysz wspinania umiera. I co się dzieje, kiedy wspinacz wraca “na ziemię” – to przekrój psychologiczny przez całe środowisko alpinistyczne. Fascynująca lektura.
Na koniec, do przemyślenia, chciałabym przytoczyć Wam jeszcze jeden cytat z niemieckiej gazety:
Kiedy jest mowa o przyjaźni w górach, mieszkaniec nizin milczy zazwyczaj pełen szacunku. Z tego, co wiadomo o niej z książek i sprawozdań, jaki się jako coś szlachetnego. A już szczególnie, jeśli chodzi o ekspedycje, gdzie każdy zdany jest na każdego. Takich pojęć jak ekipa czy zespół wspinaczkowy w żadnym wypadku nie można tu jeszcze zastąpić modnym i bladym słowem team. Młodym ludziom, którzy wciąż wyruszają w Himalaje, aby wspinać się na te najwyższe fałdy ziemi, okazywany jest podziw, a może i brak zrozumienia. Narażają życie dla całkowicie bezużytecznej sprawy. Kto jeszcze robi coś takiego w dzisiejszych czasach. Oczywiście, odkąd wszystkie ośmiotysięczniki zostały już zdobyte, niektóre kilkakrotnie, zainteresowanie opinii publicznej zmalało. Chyba że coś się “wydarzy”. Na przykład górska przyjaźń dozna szwanku i po powrocie alpiniści wcale nie okazują się nadludźmi, za których właściwie są uważani, tylko zwyczajnymi osobami ze słabymi stronami charakteru.
♦
Za książkę serdecznie dziękuję
Zazdroszczę Ci te górskiej półki 😉
🙂 Jeszcze jest niepozorna, ale walczę 😀
Ja lubię góry, ale zdecydowanie bardziej wolę je oglądać lub po nich chodzić, niż o nich czytać. 🙂 Chociaż fakt, że jest to książka o osobistym charakterze powoduje, że coraz bardziej mam ochotę po nią sięgnąć. Kusisz!
Ja z kolei mam odwrotnie 😀 Z racji tego, że czytam o himalaistach, dużo bardziej wolę tylko czytać 😀 W wysokie góry nikt mnie nawet siłą nie zaciągnie! 😉 A jeśli chodzi o książkę – daj się skusić 😉
“To, co niepojęte, potrzebuje czasu.” Bardzo ładne zdanie. Góry są chyba pełne niepojętego. I czasem pewnie czasu jest zbyt mało.
Największą górą na jaką wlazłem w życiu jest Kasprowy Wierch (ale WLAZŁEM, a nie wturlałem się kolejką :D) i pewnie większej nie będzie, więc co ja tam wiem, ale to już kolejny raz kiedy czytam że ktoś właśnie Nanga Parbat uważa za wyjątkową paskudę, mimo że jest parę wyższych gór. W swoich wspomnieniach himalaista Hermann Buhl jedynie tę górę nazwał morderczą, dosłownie i w przenośni.