W średniowieczu czeladnik, który zakończył naukę i chciał uzyskać tytuł mistrza, musiał wybrać się na wędrówkę. Wychodzono z założenia, że powróci do domu jako człowiek mądry, otwarty i bogaty w doświadczenia, stanie się kimś, kto rozwinie w sobie prawdziwą osobowość, nabierze odwagi i nie będą go przerażać kultury świata czy bezkres wszechświata.
Bardzo podoba mi się pomysł ciągłego podróżowania, zmieniania miejsca pobytu i bezustannego poruszania się do przodu. Moją duszę bardzo pociąga taki koncept – polegania na sobie, zatrzymywania się w przypadkowych miejscach, braku wszelkich zobowiązań, chodzenie swoimi drogami. Lubię takich bohaterów, dlatego w swoim czasie zaczytywałam się w książkach Lee Childa (bo Jack Reacher!), Into the wild to ukochany film, a moim bohaterem jest Geralt z Rivii 😉 Wbrew pozorom ich wszystkich coś łączy 🙂 Ale o ile sam pomysł szalenie mi się podoba i gdzieś ciągnie mnie do niego, to w żaden sposób nie mam ochoty go realizować. To przykład takiej czysto teoretycznej fascynacji (a takich mam naprawdę wiele). Raczej nie rzucę wszystkiego, by włóczyć się po świecie, co nie zmienia faktu, że takie historie mnie ciekawią. Poza tym nigdy nic nie wiadomo 😉
Dlatego bardzo chciałam przeczytać książkę Podróżnik do wynajęcia. Tytuł mówi sam za siebie – Fabian Sixtus Körner trafił kiedyś na opis średniowiecznej tradycji wędrówek czeladniczych i w jego głowie zakiełkował pomysł. A co gdyby zaczął podróżować, zarabiając pieniądze pracując w miejscach, w których będzie się zatrzymywał? Przemyślał sprawę, wyznaczył sobie kilka punktów i zasad, których będzie się trzymał i ruszył…
Podróżnik do wynajęcia to książka złożona z obrazków. Szesnaście rozdziałów to szesnaście różnych opowieści, ale niekoniecznie każda z innego kraju, bo Körner wraca do kilku miejsc. Wydaje się, że jako fotograf i architekt miał łatwiej – miał znajomości czy umiejętności, które łatwo sprzedać. W pierwszym odruchu też tak pomyślałam, ale przecież to nieprawda. Każdy, kto tylko zechce odbyć taką podróż – może to zrobić. Jego podróż będzie się różniła, bo być może zamiast organizować festiwal sztuki będzie pracował w knajpie, ale czy to jest jakaś zasadnicza różnica dla celów, które przyświecają takiej podróży? Bo chodzi jedynie o odwagę, nawet jeśli tak jak autor książki nie traktujemy takiej podróży jako sposobu na życie, a jedynie pewną przygodę, sposób na poznanie świata i samego siebie. Żeby ruszyć w taką podróż trzeba mieć w sobie niesamowicie wiele odwagi.
To taka trochę bajka o wędrówce, spotykaniu ludzi, przygodach, z optymistyczną puentą na koniec. Tylko wiecie co? Mimo że może to wyglądać na ściemę, tak często po prostu jest. Boimy się jeździć do krajów, które znamy tylko z telewizji, nie rzucimy pracy, nie ruszymy w świat bez pieniędzy, bez planu, bez rezerwacji w hotelu czy zapewnionej pracy. Autor podróżuje po pięciu kontynentach – miejsca, w których się razem z nim znajdziemy to między innymi Berlin, Szanghaj, Kuala Lumpur, Bangalur, Aleksandria, Addis Abeba, Brisbane, San Francisco, Hawana, Santo Domingo, Medellin. Fabian pisze o sobie, o swoim postrzeganiu rzeczywistości, ale też sporo pisze o krajach, w których był, o zwyczajach w nich, o ich kulturze. Opowiada o ludziach, jakich spotkał na swojej drodze, o przygodach, jakie przeżył, o pracy, jaką znalazł i miał wykonywać. To lekkie wspomnienia z podróży, w żaden sposób nie aspirujące do reportażu czy przedstawienia jakiegoś kraju w całości. Ale to bardzo przyjemne wspomnienia, dając czytelnikowi świeże spojrzenie, może ciut więcej odwagi, wiary w ludzi i otwartości na świat. Bo jeśli autor mógł, to jeśli ktoś chce, to też może, prawda?
Rozdziały mają na początku kod QR, który po sczytaniu przeniesie nas do filmów, na których będziemy mogli zobaczyć te miejsca, o których pisze. Lubię takie nowoczesne dodatki (a już najbardziej zachwycona tym byłam w biografii Bieleckiego!), bo pozwalają jeszcze bardziej wejść w książkę, zobaczyć na własne oczy to, co widział autor, usłyszeć dźwięki…
Podsumowując – to bardzo przyjemna książka. Autor już na samym początku podkreśla, że nie zamierza zmieniać świata, chce jedynie spróbować zmienić swoje życie. Wszystko się kręci więc wokół niego, ale dla mnie jest to do zaakceptowania – w końcu autor uczciwie przedstawił sprawę. I choć książka mogłaby być zupełnie inna i lepsza (do głowy przychodzi mi porównanie z książkami ekipy Busem przez świat, które są świetne!), głębsza, bardziej skupiona na krajach, bardziej podróżnicza i w ogóle bardziej – to jednak w takiej postaci też jest ok. Warto przeczytać przede wszystkim ze względu na szalony pomysł, na ideę wędrówki czeladniczej, z ciekawości, jak taka wędrówka może wyglądać, albo jeśli szukacie inspiracji do zmiany.
♦
◊ O książce , trochę mniej optymistycznie napisała jeszcze Karolina z bloga Pociąg do świata
♦