Czy jesteś gotowy na dietę złożoną z gotowanego boczku, chleba i grochu, konieczność zapuszczenia wzbudzającej zaufanie brody i publiczne pocałunki z innymi mężczyznami na znak pokoju? Czy odnajdziesz się w świecie, w którym kobiecie nie wolno wzruszać ramionami, kąpiel raz na tydzień i codzienne czesanie włosów są dowodem próżności, w której zarazę powodowało niekorzystne ustawienie planet, próchnicę leczono za pomocą opium, a siedmiolatek za kradzież trafiał na szubienicę?
Ian Mortimer to brytyjski historyk i autor powieści historycznych, który ma szansę stać się jednym z moich ulubionych autorów. Mam nadzieję, że na naszym rynku pojawi się więcej jego książek, bo wydaje mi się, że mają potencjał – na przykład The Outcasts of Time: Some acts of kindness are centuries in the making, Medieval Intrigue: Decoding Royal Conspiracies albo pozostałe przewodniki podróżnika w czasie. Czytałabym!
W mieście, na dworze, w klasztorze. Jak przetrwać w średniowiecznej Anglii to książka historyczna, ale z małą niespodzianką. Autor stosuje chwyt autorów beletrystyki czyli w swej narracji przenosi się w czasie. Jak sam pisze, przecież nie ma żadnego powodu, by literatura faktu nie mogła przedstawiać materiału w sposób równie bezpośredni i empatyczny. Zastosowanie czasu teraźniejszego zamiast przeszłego nie czyni rzeczywistości mniej rzeczywistą. I to jest strzał w dziesiątkę, bo czyta się to doskonale! Autor skupił się na jednym stuleciu – XIV, nazywając je średniowieczem w miniaturze. Oczywiście nie był w stanie poruszyć każdego tematu, a nawet te, co poruszył, nie są opisane szczegółowo i w 100%. Nie jest to monografia poświęcona średniowieczu jako epoce, nie znajdziemy w niej zbyt dużo bitew, dat, królów i tak dalej. To bardziej historia społeczna, historia ludzi. Mortimer po prostu wyobraził sobie, co by było, gdyby nagle stanął na ulicy średniowiecznego miasta – co by zobaczył, co by poczuł, gdzie mógłby pójść. Od samego początku wrzuca nas całkiem bezceremonialnie w ten średniowieczny świat, burząc przy okazji wszystkie stereotypy i wyobrażenia, jakie mieliśmy w głowie. Przy tym opisuje to wszystko tak plastycznie, że czujemy się tak, jakbyśmy byli tam naprawdę. Jego opowieść jest pełna szczegółów, opisów drobnych sytuacji, momentów, które można zaobserwować, a które za chwilę znikają, kolorów, zapachów i smaków. Chyba żaden podręcznik do historii nie ma nawet szans zbliżyć się do możliwości poznawczych tej książki.
Słowem najlepiej opisującym średniowieczny stosunek do diabła, cudów i wszystkiego, co pomiędzy nimi, jest “zabobon”. Ludzie nie rozumieją praw fizyki, więc trudno im określić, co jest naturalne, a co nie. Ich poczucie normalności jest dość płynne. Wszystko może się zdarzyć. Czary działają, a przeróżne siły nadprzyrodzone dysponują potworną mocą. Astrologię stosuje się w najróżniejszych celach, choćby do podjęcia decyzji, kiedy wziąć lekarstwo albo zrobić pranie. Nie ma przeciwwskazań, by alchemia zmieniła ołów i żelazo w złoto. Możliwości uprawiania czarów ogranicza jedynie wyobraźnia obserwatora: nie mają one nic wspólnego z rzeczywistymi umiejętnościami czarownicy lub maga.
Nie wiem, czy nie jest to najlepsza książka o średniowieczu jaką czytałam. Oczywiście nie w znaczeniu podawania historycznym faktów (choć i tych tutaj nie brakuje), ale opowiadania o historii, wczucia się w nią, dostrzeżenia i zrozumienia człowieka, który żył kilkaset lat temu. W trakcie lektury dowiadujemy się mnóstwa rzeczy, prostujemy swoje wyobrażenia, rewidujemy poglądy. Mortimer potrafi wydobyć najmniejsze szczegóły, a najbardziej suchą historyczną informację podać tak, jakby dotyczyła naszego sąsiada albo nas samych. Czytamy o krajobrazie, o ludziach, o ich charakterach, zajęciach, ubiorze. Poznajemy informacje podstawowe, dowiadujemy się, jak w średniowieczu ludzie podróżowali, co jedli i pili, jaki był stosunek do higieny, jakie było ich zdrowie, jak spędzali czas wolny i jakie było prawo. Przeczytamy w jakim język wtedy mówiono, jak mierzono czas, jakie były jednostki miary i jakie były maniery. Poznamy przydatne zwroty na średniowieczne powitanie i dowiemy się, gdzie można było zrobić zakupy…
Mortimer opisuje fascynujący świat średniowieczny – ale nie ten świat królów, zamków, ważnych bitew czy nawet rycerzy. Opisuje świat zwykłego człowieka, świat bez indyka, ziemniaków i pomidorów (bo jeszcze ich nie odkryli), fascynujący czas przed odkryciami geograficznymi, kiedy ludzie wiedzieli, ze Ziemia jest okrągła, ale np. wymyślali takie dziwności jak żonodawcy – rasa ludzi, mężczyzn proponujących każdemu przechodniowi przespanie się z ich żonami albo córkami w nadziei na otrzymanie prezentów. Dla mnie oczywiście najciekawszy był rozdział Zdrowie i higiena, w którym Mortimer pisze poczytaj jeszcze trochę, a uznasz, że średniowieczna medycyna to osobliwa mieszanka tajemnego rytuału, sekty, domowego wynalazku i cyrku. I nawet chciałam podać kilka przepisów na leczenie różnych chorób, ale stwierdziłam że jednak tego nie zrobię. Ślepe szczeniaki, bezgłowe żuki, grube nietoperze czy oskórowane koty – to tylko niektóre składniki średniowiecznych kuracji. Więc zainteresowanych odsyłam do książki 😉
Uwielbiam takie książki, bo jak żadne inne pozwalają dostrzec odległe życie i naprawdę je poznać i zrozumieć, jak wyglądało. Mortimer zabiera nas dosłownie w przeszłość – dzięki niemu zamieniamy się w średniowiecznego człowieka, zamiast tylko mu się przyglądać. Jeśli interesuje Was średniowieczne, to lektura absolutnie obowiązkowa. Bo nie dość, że jest wartościowa merytorycznie, to jeszcze Mortimer naprawdę dobrze pisze – umie zaciekawić czytelnika, podtrzymać to zainteresowanie, dużo żartuje, a jego stosunek do historii można by określić potocznie jako na luzie. Pozostaje mi polecić i gorąca zachęcić. Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli się dowiedzieć, jak wyglądało życie w średniowieczu – czytajcie Mortimera.
◊ Autor wspomina o pewnej książce – jakby ktoś miał, to wiecie 😉 To Heaven and Earth in the Middle Ages: The Physical World before Columbus Rudolfa Simeka.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Studiowałam historię, jakąś specjalną fanką średniowiecza nie była, ale jak czytam takie recenzje, to chcę przeczytać książkę o średniowieczu.
😀 To miło! A jak ta Ci kiedyś wpadnie w łapki, to koniecznie 🙂
Czy prawdą jest moje wyobrażenie, że taki podróżnik w czasie powinien od razu paść zemdlony od okropnego smrodu, który panowałbym w takim mieście?
Prawdą jest!
Hłe, hłe. Bankowo! 😀