Podziemia. W głąb czasu

 

Robert Macfarlane || Tłumaczenie Jacek Konieczny

Pod ziemią umieszczaliśmy zawsze to, czego się obawiamy i z czym wolelibyśmy się rozstać, ale także to, co kochamy i chcielibyśmy ocalić.

Kiedy czytałam pierwszą książkę Roberta Macfarlane’a Szlaki. Opowieści o wędrówkach miałam przeczucie, że to coś dla mnie, ale nie miałam pojęcia, że to będzie taka miłość. Kolejna książka Góry. Stan umysłu tylko utwierdziła mnie w tym uczuciu. Robert pisze moje wymarzone książki – pełne ciekawych historii i jeszcze ciekawszych ludzi, zawierające mnóstwo informacji o świecie, dziwnych faktów, intrygujących miejsc i fascynujących idei. A do tego wszystkiego pisze z olbrzymią wrażliwością na wszystko, co wokół. Ma w sobie czułość do świata i to bardzo czuć w jego tekstach. Ja generalnie przy lekturze rzadko się wzruszam, rzadko też wpadam w melancholijny nastrój. Z reguły jestem konkretna – czytam, dowiaduję się rzeczy i idę dalej. Przy Robercie tak się nie da – z jednej strony pisze o rzeczach oczywistych w taki sposób i używając takich słów, że nie da się nad nimi przejść do porządku dziennego. Włącza się myślenie, zastanawianie się. Macfarlane uruchamia wrażliwość w czytelniku i to jest wielka moc jego książek. W tym momencie też należy się wielki ukłon w stronę tłumacza, Jacka Koniecznego, który zadbał o to, by ten tekst był tak samo piękny po polsku, jak w oryginale.

Książki Roberta Macfarlane’a zabrały nas już na pieszą wędrówkę i w góry – teraz przyszedł czas na podziemia. I najpierw Wam coś powiem. Wiecie, że uwielbiam czytać o górach, ale to się przekłada ogólnie na zajęcia, których raczej nie doświadczę na własnej skórze, a które są dosyć ekstremalne. Takim zajęciem jest też alpinizm podziemny, którym zajmują się speleolodzy czy też grotołazi. Zalicza się do tego również nurkowanie w jaskiniach i innych głębinach. I o ile raczej nie wyobrażam sobie wchodzenia na 8-tysięcznik, j e s z c z e  b a r d z i e j nie wyobrażam sobie zanurkowania w jaskini. Albo w ogóle wchodzenia pod ziemię. Z jakichś względów przeraża mnie to bardziej niż wysokość (co jest mega dziwne, bo lęk wysokości jak najbardziej mam, a klaustrofobii chyba nie). Przy kilku książkach miałam już okazję sprawdzić i za każdym razem efekt był ten sam  – myśli, że nic i nigdy mnie nie zmusi by znaleźć się w jakiejś jaskini pod ziemią, czy to suchej czy mokrej. Nic i nigdy.

Dlatego tym bardziej podziwiam autora, że zbierając materiały do tej książki był tam, gdzie ja nigdy nie będę i robił to, czego ja nie zamierzam. Bo dzięki temu znowu mogę poznać kawałek świata, dostrzec więcej, zrozumieć więcej. A jeśli jeszcze na opowiadaną historię nałożymy wrażliwość autora i jego wyjątkowe podejście do świata, który nas otacza – powstaje przepiękna opowieść, którą zdecydowanie warto poznać.

Książki Macfarlane’a są bardzo wszechstronne i za każdym razem trudno mi w jednym zdaniu określić, o czym są. Podziemia są o podziemiach, można by najłatwiej napisać. Autor odwiedził Wielką Brytanię, Włochy Francję, Słowenię, Norwegię, Grenlandię i Finlandię szukając w nich głębokich miejsc i ludzi, którzy zajmują się ich eksplorowaniem. Ale to nie jest książka tylko o jaskiniach. Jest również o geologii ciała (my również jesteśmy częściowo istotami mineralnymi – nasze zęby są rafami, a kości kamieniami), o najstarszych opowieściach o podziemiach, o rytuałach pogrzebowych, o Wood Wide Web, czyli podziemnym życiu drzew, o podziemnych miastach i cmentarzach. Jest o zniecierpliwieniu współczesną nauką, która przedstawia w kategoriach rewolucyjnego odkrycia to, co ludy pierwotne uważały za oczywistość. Jest o solastalgii, czyli uczuciu odwrotnym do nostalgii – jest to forma niepokoju psychicznego lub egzystencjalnego spowodowanego zmianami środowiska naturalnego. Jest również o niewinnych krajobrazach – czy możemy się cieszyć pięknym miejscem, jeśli wiemy, że w przeszłości był miejscem okrutnym zbrodni? To jest właśnie książka Macfarlane’a – pod pozorem jednego tematu, autor zabiera nas w niezapomnianą wyprawę po ziemskich podziemiach (dosłownie i w przenośni) i snuje swoją opowieść, zaczepiając o historię, kulturę, człowieka, emocje, naukę.

Tak, zaczynamy się mierzyć z myślą – nie zawsze wygodną czy przyjemną – że jesteśmy wielogatunkowymi istotami osadzonymi w skałach czasowych niewiarygodnie bardziej złożonych od jednokierunkowej wizji historii, za której uczestników wielu z nas się wciąż uważa.

Na samym końcu, już po podziękowaniach, znajdziecie historię o okładce. To obraz Stanleya Donwooda, zatytułowany Nether. A co przedstawia – sprawdźcie sami. Podziemia to kompletna opowieść, przemyślana przez autora od samego początku aż do końca. Mam poczucie, że nikt nigdy tak nie pisał o świecie. Na pewno się mylę, więc może napiszę inaczej – ja nie czytałam żadnego autora, który by tak pisał o świecie. Jego książki spokojnie mogą być moimi medytacyjnymi sesjami – jego słowa wciągają, ale tak delikatnie, bujają czytelnika, który zapomina o swoich świecie i podróżuje z autorem, ale jednocześnie cały czas uczy się nowych rzeczy. Przepiękna książka. Wszystkie trzy są przepiękne!