Jon Ronson należy do tych autorów, których bardzo lubię. Choć z ośmiu jego książek czytałam tylko trzy, od razu znalazłam z nim nić porozumienia. Najnowsza jego książka jest idealnym przykładem tego, o czym Wam zawsze piszę – nauka w formie zabawy. Ronson bierze jakiś ważny temat i przedstawia go swoim czytelnikom w bardzo lekkiej formie. To bardzo wartościowa książka, stojąca dokładnie w połowie drogi między poważnym naukowym opracowaniem, a literaturą rozrywkową. Z jednej strony nie jest to absolutnie książka dla kogoś, kto spodziewa się znaleźć tam dokładne wyjaśnienia, badania, szczegółowe przedstawienie tematu. To nie jest praca badawcza ani naukowa. Podkreślam to, bo sama poczułam się nieco rozczarowana po skończonej lekturze. Spodziewałam się być może po niej nieco więcej – więcej historii, więcej wniosków, czegoś, co mnie zaskoczy, albo czego się dopiero dowiem dzięki niej. Z drugiej strony mimo że książka jest lekka, bardzo przyjemnie się ją czyta, a nad uniknięciem zbyt dużej powagi czuwa poczucie humoru Jona Ronsona, jest jednocześnie wstrząsająca, niepokojąca i dająca do myślenia. To wybuchowa mieszanka, która sprawia, że jego książki są naprawdę warte czytania. Obnażają i przybliżają problemy, które są nam bliskie i są bardzo aktualne, a nad którymi nie zawsze się głębiej zastanawiamy czy zdajemy sobie z nich nawet sprawę.
#Wstydź się! to przegląd współczesnego społeczeństwa i zachowań, które w zadziwiający sposób przypominają publiczne lincze, popularne kary w wiekach poprzednich, z których wydawałoby się, już wyrośliśmy. Ronson opowiada nam o sile wstydu. Była wykorzystywana w zasadzie od zawsze, ale dopiero w naszym świecie, od kiedy mamy Internet, jego moc jeszcze wzrosła i stała się bardzo trudna do kontrolowania. Autor opisuje swoje poszukiwania w bibliotekach i archiwach, prowadzi nas przez historię wstydu i zmiany w prawie i w karach. Ten aspekt całej historii podobał mi się chyba najbardziej i tutaj też czułam największy niedosyt. Powinnam jednak poszukać po prostu książki o historii wstydu, a Ronsonowi dać spokój, bo on zgrabnie połączył historię ze współczesnością. Kiedy porównuje się współczesne społeczeństwo do wiktoriańskiego czy purytańskiego i okazuje się, że tak naprawdę pod względem wstydu niewiele się zmieniliśmy, daje to piorunujący efekt. Lubimy myśleć o sobie jak o nowoczesnych, wyzwolonych ludziach, ale okazuje się, że szkarłatna litera nigdy nie przestała być aktualna.
Dzisiaj rolę dyb, w które kiedyś zakuwano ludzi, pełnią media społecznościowe. Ronson przybliża nam historie kilku osób, których życie zostało zniszczone przez nieprzemyślany wpis na Twitterze. Opowiada nam o psychologii tłumu i odpowiada na pytanie czy słynny stanfordzki eksperyment więzienny zasługuje na swoją sławę. Pokazuje nam, jak napisane słowa zaczynają żyć własnym życiem i tracimy nad tym kontrolę. Jak łatwo popełnić głupotę w Internecie, jak łatwo ktoś inny może ją odnaleźć i jak szybko może dowiedzieć się o nas cały świat. Najważniejsze dla Ronsona jednak jest pokazanie, że każdy z nas jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Anonimowość w Internecie powoduje, że puszczają nam hamulce i sami kręcimy na siebie przysłowiowy bicz. Ronson pisze nie tyle o piętnowaniu w Internecie kogoś, kto popełnił błąd, a bardziej o braku piętnowania tych, którzy przekroczyli granicę w piętnowaniu tych popełniających błąd. Może wydawać się to skomplikowane, ale takie nie jest. Każdy z nas czytał jakieś komentarze w Internecie, i nawet nie ma znaczenia na jakiej stronie czy pod jakim artykułem. Zawsze znajdziemy hejt, potem hejtowanie hejtu, i tak dalej… spirala, która wydaje się nie mieć końca…
Tak jak napisałam wcześniej, po lekturze tej książki mam niedosyt. Temat jest tak interesujący, że mogłabym o nim przeczytać trzy razy grubszą książkę. Swoją rolę jednak spełnia znakomicie – po jej lekturze na pewno zastanowicie się trzy razy, zanim wrzucicie coś do sieci. A co najważniejsze – zastanowicie się pięć razy, czy chcecie dodawać swój potępiający komentarz do dyskusji w sprawie obcej osoby, której jedynym przewinieniem jest wrzucenie czegoś głupiego do sieci. To książka o każdym z nas. Bo każdy z nas czegoś się wstydzi – a zrozumienie tego uczucia jest kluczowe w jego zaakceptowaniu. Myślę, że to cenna lektura, którą można śmiało polecać wszystkim, a zwłaszcza dzisiejszym nastolatkom. Ci dzielą się na dwie grupy – pierwsi myślą, że wszystko im wolno i że napisane słowa nie niosą ze sobą żadnych konsekwencji, drudzy – ponoszą te konsekwencje, co kończy się często w tragiczny sposób. Warto przeczytać i przemyśleć!
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Ha, to ja się podłączę pod temat i polecę Teksty Drugie poświęcone wstydowi własnie (4/2016). Tam jest właśnie w drugą stronę – bardzo akademicko i naukowo. Okazuje się bowiem, że wstyd od niedawna (w skali naukowej) jest całkiem nośnym tematem i badany jest wielotorowo.