Kolejnym tytułem z tematyki obozowej, o którym chciałam wam opowiedzieć jest książka Hansa Joachima Langa Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz. Z ciekawostek od razu wam powiem, że autora będzie można spotkać osobiście na tegorocznym Big Booku (rezerwujcie czerwcowy weekend!). Odsyłam was też do tekstu o 5 książkach obozowych, które zrobiły na mnie największe wrażenie, a jeśli chcecie więcej, to w kategorii obozowa znajdziecie inne recenzje poszczególnych książek.
Z Kobietami z bloku 10 wiąże się całkiem ciekawa historia. Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować wydawnictwu Marginesy za to wznowienie. Książka była wydana w 2013 roku, ale bardzo szybka stała się niedostępna. Nie było można jej nigdzie kupić, ceny na portalach aukcyjnych były trzycyfrowe, jeśli już w ogóle się książka na nich pojawiła, a w internetach ludzie błagali o wersję choćby pdf. To szalenie ciekawe zjawisko, które pokazuje, jak powstaje szum wokół książek. I że o wiele bardziej chce się czegoś, co nie jest dostępne. Potrzeba czytania tej książki była o tyle zaskakująca, że opinie o niej wcale nie były jakoś przesadnie pochlebne, a osoby, który ją czytały otwarcie pisały o minusach książki.
Bardzo się cieszę, że w końcu mogłam sprawdzić to na sobie! I mam mieszane uczucia. Najpierw o pozytywach. Przede wszystkim każda taka książka, abstrahując od tego w jaki sposób jest napisana, niesie jakąś wartość i jest potrzebna. Nie wyobrażam sobie, żeby oceniać np. wspomnienia z obozu spisane przez kogoś w kategoriach umiejętności pisania czy literackości. Lang słusznie zauważa, że podmioty mają imiona, ich nazwiska tworzą tożsamość. Chce oddać głos ofiarom eksperymentów medycznych, ludziom, którzy zmarli w obozie i tym, którzy przeżyli, ale zostali naznaczeni na całe życie. To ofiary znajdują się w centrum uwagi. Tym samym Kobiet… nie można traktować jako pełną książkę historyczną, z której dowiemy się wszystkiego o eksperymentach na ludziach w Auschwitz. Nie jest to tego typu opracowanie. To opowieść o ludziach, głównie kobietach, ich pojedyncze historie zarysowane na tle wielkiej historii.
Jeśli miałabym wskazać podstawowe warstwy to właśnie te dwie – ludzka i historyczna. Lang opisuje w sposób podstawowy działanie obozu Auschwitz i okoliczności jego powstania, zakreśla sytuację niemieckiej polityki i higieny rasowej, sytuację Żydów, wyróżnia rodzaje eksperymentów przeprowadzanych na ludziach, opisuje codzienność na bloku. Czytelnik, który do tej pory takie eksperymenty kojarzył tylko z doktorem Mengele, będzie zaskoczony. Carl Cauberg, Horst Schumann, Eduard Wirths, August Hirt, Hans Münch – to tylko kilka nazwisk lekarzy, których spotkamy w tej książce i którzy mieli własne pomysły, jak wykorzystać więźniów do swoich celów i badań. Pomiędzy to wszystko autor włożył historie konkretnych ludzi, których wymienia z imienia i nazwiska. Odtwarza ich losy, opowiada nam, co się z nimi działo, dlaczego i jak umarli, a jeśli przeżyli, to jak pobyt w obozie wpłynął na resztę ich życia. Czasami jest to dłuższa opowieść, czasami akapit, czasami kilka zdań. Nie o wszystkich da się powiedzieć coś więcej, niż imię, nazwisko i numer, wiele dokumentów zostało przecież zniszczonych. Ale właśnie z tego powodu książka Langa jest tak ważna.
Pod tym względem książka jest przerażająca, jak każda traktująca o obozach. Ciężko się ją czyta, jest trudna, ale jednocześnie jest bardzo potrzebna. To ważna książka, bo oddaje sprawiedliwość ludziom, wymienia ich z imienia i nazwiska, pokazuje, że ich losy są ważne, a oni sami nie są zapomniani.
Na koniec niestety muszę wspomnieć o negatywach. Bo choć temat ważny i warty poznania, nie jestem do końca przekonana, czy Lang sprostał zadaniu. Nie zrozumcie mnie źle – Lang jest bardzo kompetentną osobą i do historycznej zawartości nie można mieć żadnych zarzutów. Wręcz trzeba podkreślić wartość wyciągania ofiar z zapomnienia. Natomiast jeśli chodzi o styl pisania – cóż, mogę jedynie powiedzieć, że nie do końca mi odpowiadał. Nie jestem też w stanie ocenić, czy sam autor tak pisze, czy jest to kwestia tłumaczenia.
Przede wszystkim bardzo raziło mnie mieszanie czasu teraźniejszego z przeszłym. W ogóle czas teraźniejszy w takiej narracji mnie drażni. Lifton nie zna obozu z własnego doświadczenia, ale rozmawiał z ocalonymi – no nijak to nie pasuje.
Narracja czasami zamienia się w dziwną, bardzo infantylną opowieść. Miałam wrażenie, że autor czasami przypominał sobie, że pisze o rzeczach okrutnych i postanowił uprościć je dla odbiorcy. O ile jeszcze podawanie podstawowych faktów jestem w stanie zrozumieć (można założyć, że dla kogoś jest to pierwsza książka o obozach, więc może nie wiedzieć, co to jest blok, selekcja czy kapo), o tyle pewne zdania wywołały moje wielkie zdziwienie. Przytoczę je wam i napiszcie, co myślicie, bo może to tylko ja się czepiam?:
– Miejscowości takie jak Kieżmark, Poprad czy Preszów nie tracą jednak swoich Żydów z powodu jakiejś nadprzyrodzonej siły, miasta i wsi nie pustoszeją same z siebie. Są przez kogoś opróżniane. Serio?
– Kobiety nie przyjeżdżają tu dobrowolnie – zostały wywiezione pociągami towarowymi z ich ojczyzny. Ponownie – serio? Naprawdę trzeba podkreślać, że przyjazd do obozu nie był dobrowolny?
– Hierarchia obozowa funkcjonuje: na gruncie brutalnej przemocy, to oczywiste. Tu akurat nie rozumiem interpunkcji.
– Na stronie 214 (a wszystkich jest 318) pisze Jednym z dwóch wymienionych bloków w obozie był blok 10. Był to jedyny budynek w obozie macierzystym Auschwitz, w którym przetrzymywano kobiety. Właśnie te kobiety żydowskie, które żyły cały czas w gotowości do eksperymentów medycznych. Znowu – serio? Bo nie domyśliłam się tego i nie przeczytałam tej informacji do tej pory?
Całość sprawia wrażenie mocno chaotycznej, jakby autor nie potrafił się zdecydować, o czym chce pisać. Są fragmenty, kiedy miałam poczucie, że Lang chciałby być lepszym pisarzem niż jest. To początek jednego z rozdziałów: Fabryka, szkoła, klinka: każdy potrafi to sobie mniej więcej wyobrazić. Ale jak człowiek może mieć choćby minimalne pojęcie o tym, co go czeka w miejscu, którego nikt nigdy wcześniej nie znał? Jest ono nie tylko na pierwszy rzut oka nieprzeniknioną tajemnicą. Wiem, co miał na myśli, wiem, dlaczego to napisał, ale osobiście myślę, że naprawdę książka byłaby lepsza bez takich prób.
Kobiety z bloku 10 warto przeczytać, bez wątpienia. Ma swoje minusy, to prawda, ale nie powinny one przysłonić faktu, że to ważna książka. Czytajcie!
♦
Również cieszę się, że dostępne jest wznowienie tej książki, bo chciałam przeczytać ją od dawna i wreszcie będę mogła to zrobić. Co do przytoczonych fragmentów i ich zbytniej oczywistości. Cóż, po tym jak co jakiś czas pojawiają się informacje, że ktoś tam ogłosił niemieckie obozy koncentracyjne “polskimi” to chyba lepiej, że autorzy powtarzają po sto razy jak było naprawdę. Z naszej perspektywy to oczywiste, że ludzie siłą byli wtrącani do Auschwitz, ale może jesteśmy już na takim etapie, że trzeba to tłumaczyć i powtarzać, bo te wydarzenia są coraz bardziej odległe i nie wszyscy mają świadomość jak było. Trudno mi oceniać bez znajomości książki, ale na razie jestem zdania, że takie wtręty można wybaczyć.
Zgadzam się, że nie ma takiej informacji odnośnie II wojny światowej, która jest oczywista, w przypadku wydarzeń z obszaru za dawną żelazną kurtyną żadna nie jest. “Wiedza” Zachodu jest na poziomie mieszania Powstania w Getticie Warszawskim z Powstaniem Warszawskim. Niemniej jednak w przypisywaniu Polsce niemieckich obozów koncentracyjnych nie widzę ignoracji, czy niewiedzy, lecz celowe, świadomoe działanie obliczone osiągnięcie konkretnej korzyści, czemu kolejne polskie rządy nie chcą bądź nie potrafią się skutecznie przeciwstawić. Czy o Holeszowie, filialnym podobozie Flosenburga ktoś mówi “czeski” obóz koncentracyjny?
Nie chciałabym wdawać się w dyskusje na temat świadomego przypisywania Polsce odpowiedzialności za istnienie obozów koncentracyjnych. Po prostu uważam, że dla przeciętnego czytelnika z zachodu to, co działo się w Auschwitz. może nie być tak jasne jak dla nas.
Można wybaczyć, oczywiście. Dlatego nie skreślam tej książki, wręcz zachęcam do czytania, bo robi dużo dobrego. Jednocześnie naprawdę trzeba zwracać uwagę na to, w jakiej formie informacje są podane. Oczywistości też można napisać tak, że w ogóle nie będzie z tym problemu.
Jasne, jasne, zrozumiałam twoje stanowisko 🙂 Po prostu taka refleksja mi się nasunęła. W zamyśle autora powinny być starania, żeby pewne informacje oczywiste umieścić, ale nie w sposób zbyt nachalny, który odstraszałby czytelników mających świadomość historyczną.
Wydaje mi się że część to błędy tłumaczenia, choćby ta dziwaczna interpunkcja o czym wspominasz, lub lapsus o kobietach, które rzekomo żyły “w gotowości do eksperymentów medycznych”. Chyba “na eksperymenty medyczne” jeśli koniecznie chemy użyć słowa “gotowość”, choć niewykluczone że “świadomość” byłaby lepsza – trzebaby zobaczyć oryginał.
No właśnie też mam ochotę na oryginał, bo wydaje mi się, że jednak nie może być tak źle. Bardzo przeszkadzało mi to w czytaniu.
Jeśli chodzi o tłumaczenie to zawsze może być źle, lub nawet gorzej. Jednym z niesławnych przykładów jest “Conan i pradawni bogowie” Howarda gdzie już na dzień dobry we wstępie tłumacz z “comic strips” robi “komiksowe paski”. A w treści jest jeszcze śmieszniej, albo straszniej. Jeden z czytelników podał przykłady recenzując książkę, podrzucę takowy, obśmiejesz się (albo rozpłaczesz).
Oryginał: Not a man of Ayodhya but would die in his place, if it might be, Devi,’ answered the wazam…”
To mowa potoczna, uzupełnione o opuszczenie to zdanie brzmiałoby: I am not a man of Ayodhya but I would die in his place, if it might be, Devi,’ answered the wazam…”
Nie znam kontekstu tej wypowiedzi, ale z grubsza sens jest taki: “Devi, nie jestem człowiekiem z Aydohii ale gdyby zaszła taka potrzeba oddałbym za niego życie” odpowiedział wazam.
Oficjalne tłumaczenie: Żaden człowiek w całej Ayodhyi nie chciałby umrzeć zamiast niego, nawet gdyby tak się mogło stać, Devi – odparł wazam.
Reasumując: 1) Tłumacz nie znał/nie rozumiał elipsy 2) Tłumacz nie znał zwrotu “if it might be” i poszedł za pierwszym słownikowym użyciem standardowego trybu przypuszczającego.
Rezultat: Całkowicie zmieniony sens wypowiedzi postaci.
Kurtyna.
witam 🙂 każdy z piszących ma swój osobisty oryginalny styl w słowie pisanym nie wiem czy analizowanie jak ułożył zdanie jest priorytetem w analizie czy w ogóle ma jakiś sens pokazywanie czemu napisał tak A tak i wyrywanie pojedynczych zdań z całości….myślę że miał w tym swój cel lub…styl. książki wojenne o tematyce eksperymentów są wyjątkowo trudne i niewygodne są jak piach, który wpadł do oka…
dziękuję za to że przybliżyłaś nam tą książkę. miłego dnia. asia