Timothy Ferriss napisał serię książek, którymi od zawsze byłam zafascynowana. Intrygujące tytuły “4-godzinne ciało”, “4-godzinny tydzień pracy” czy “4-godzinny mistrz kuchni” kusiły i zapowiadały treść zmieniającą życie! Niestety tytuł (i podtytuł “Prosty sposób na to, aby gotować jak profesjonalista, nauczyć się wszystkiego i prowadzić dobre życie “) moim zdaniem obiecuje więcej, niż faktycznie książka oferuje. Autor we wstępie obiecuje, że po przeczytaniu książki wydarzy się sześć rzeczy – przez gotowanie opanujemy umiejętność ekspresowego uczenia się w dowolnej dziedzinie, zaczniemy dostrzegać więcej smaków, schudniemy, generalnie nauczymy się gotować, zwiekszymy szansę na udany zwiazek, no i będziemy się dobrze bawić czytając ją 🙂
Co się wydarzyło u mnie po przeczytaniu książki? Chyba pierwszy raz nie wiem, o czym i dla kogo jest książka, którą przeczytałam. Naprawdę. To blisko 700 stronicowy poradnik. Tak chyba mogę napisać. Ale poradnik czego? Nie wiem. Są przepisy kulinarne. Jest rozdział o tym, jak zbudować szałas. Jest opis broni, jaką powinniśmy zabrać na polowanie. Jest również informacja, jak rzucać piłką do kosza za trzy punkty i jak wiązać dziewięć podstawowych węzłów. Czytając po kolei, przeskakując z tematu “jak zrobić jajecznicę” do “jaką wybrać broń na polowanie”, czułam się totalnie zagubiona. Rzeczy, które wbiły mnie już zupełnie w fotel pokazuję Wam na zdjęciach poniżej. Przepraszam za jakość, ale nie odnajdę ich już na tych 700 stronach 🙂
Po pierwsze książka powinna być w domu w wersji papierowej. To książka, którą powinno się mieć na półce i sięgać do niej od czasu do czasu, według potrzeb. Nie jest to książka, którą się czyta na raz. Może do niej wracać wielokrotnie i chyba takie jest jej przeznaczenie. Myślę też, że wiele osób może znaleźć tam pożyteczne informacje. To prowadzi do mojej głównej konkluzji – to jest idealny podręcznik przetrwania! Na wypadek apokalipsy albo ataku zombie. Znajdziecie tam wszystko – od informacji, jak rozpalić ognisko, przez naukę skórowania zwierząt (własnoręcznie upolowanych zresztą), rodzaje broni i noży aż po naukę, jak zrobić kolację dla dziewięciu osób. Pod tym względem książka jest świetna i bardzo przydatna. Chociaż i tutaj nie umiałam się pozbyć wrażenia, że jest napisana tylko dla Amerykanów. Nie żebym komuś ubliżała, ale pewne “rady” (np. obrazek noża, na którym było rozpisane gdzie jest ostrze, a gdzie rękojęść) były poniżej pasa. A to, że taka właśnie książka stała się w Ameryce bestsellerem, wiele o nich mówi…
Jest też o kuchni naturalnie. Są przepisy, jest dokładna instrukcja, co, gdzie i kiedy. Niektóre nawet do wykonania u nas w Polsce, niektóre ciekawe, a niektóre do obowiązkowego wykorzystania. Ale jednak zdecydowaną większość czasu, kiedy czytałam tę książkę, czułam protekcjonalizm autora. I nawet fakt, że naprawdę dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy, nie zatarł tego wrażenia. Jeżeli będziecie mieć okazję, to weźcie do ręki tę książkę. Można się z niej wiele nauczyć. Ale nie jest to podręcznik gotowania. Ani szybkiej nauki. To takie combo “wszystko i nic” . Nie odejmuje to wartości absolutnie, ale trzeba być świadomym, po co się sięga.
Na koniec jeszcze parę słów o stronie wizualnej. Niestety nie wiem, jak trzyma się ją w ręku, być może odbiór w wersji papierowej jest łatwiejszy, na komputerze jednak to był mały koszmar. Czytając, lubię skupić na jednej rzeczy, tym bardziej w takiej pozycji, która ma mnie czegoś nauczyć. Tutaj mamy tekst główny, który jest poszatkowany przez tabelki, tabeleczki, ramki, cytaty, opowieści, anegdoty i inne. Za dużo wszystkiego. Nie wiadomo, na co patrzeć, co czytać, co kontynuować. Dlatego też zdecydowanie książkę polecam do powolnej kontemplacji, a nie do czytania na raz. Do wracania do niej, do przeskakiwania po rozdziałach i wyciągania z niej tego, co akurat jest potrzebne. Pozycja obowiązkowa dla prepersów!
Ostatecznie uznaję przeczytanie tej książki za zabawną przygodę. W końcu jak często mogę się nauczyć nabijać wiewiórki na rożen? Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Laurum za kopię książki 🙂