Celem naszej metody jest nieustanne rozpoczynanie od nowa. Sytuacja w której ruch i obieg rzeczy materialnych jest ciągły, zarówno w czasie i przestrzeni.
Z czytelniczych mód, które ostatnio przewijają się przez nasz wydawniczy rynek najbardziej podoba mi się moda na książki o przyrodzie i najnowszy trend książek o Wszechświecie. O jak ja się cieszę, że jest coraz więcej takich książek! Inne trendy – głównie te o hygge, skandynawskie jedzenie, skandynawskie wychowywanie, skandynawski styl życia obserwuję, zerkam z ciekawości i z delikatnym uśmiechem, choć w części pozycji z tych tematów znalazłam ciekawe informacje. Teraz pojawiła się jeszcze jedna moda – na książki o sprzątaniu i minimalizmie. Będę miała w najbliższym czasie na blogu teksty o dwóch takich książkach. Zresztą – na samym początku bloga pojawiła się recenzja książki o minimalizmie – Mniej polskiej autorki Marty Sapały, więc okazuje się, że temat ten chodził za mną od samego początku.
Ale dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o książce, o której mówi się hit. DAN-SHA-RI. Jak posprzątać, by oczyścić swoje serce i umysł Hideko Yamashity to niewielka książeczka, zaledwie 176 stron. Czego można spodziewać się po książce o takim tytule? Dokładnie tego, co obiecuje. Autorka jest ekspertką od nieładu a jej autorska metoda sprzątania podobno przynosi rewelacyjne efekty. Oczami wyobraźni widzę Wasze kpiące uśmiechy – moment, moment, co? Autorska metoda sprzątania? Uczyli nas już jak jeść, jak żyć, jak wychowywać dzieci, jak odpoczywać, jak olewać, a teraz jeszcze nauczymy się, jak sprzątać… I w tym momencie pojawia się mój problem z tą książką.
Bo z jednej strony uważam, że to wartościowa lektura. Głównie ze względu na to, że Yamashita wyraźnie podkreśla, że sprzątanie to nie do końca tylko przetarcie szafek, odkurzenie i przełożenie rzeczy do miejsca, gdzie ich nie widać. Potraktowanie sprzątania jako bardziej złożonego procesu jest w pewien sposób zaskakujące. Ciekawi mnie też początek metody DAN-SHA-RI, która wywodzi się z jogi, z trzech idei – decyzji, rezygnacji, oderwania. Wiecie z pewnością jak trudno jest wyjść ze sklepu bez nowego ubrania (czy raczej może powinnam napisać kolejnej książki!). Wiele rzeczy, o których pisze autorka ma sens, wiele sytuacji wymaga rzeczywiście wsparcia kogoś z boku, bo czasami trudno samemu spojrzeć na coś obiektywnym wzrokiem. Pisze o rzeczach podstawowych i oczywistych, takich jak to, że przyjemne mieszkanie czyli takie niezagracone może wpłynąć na nasze samopoczucie, a co za tym idzie, na samo życie. I to jest w porządku, bo sama należę do osób, które cały czas walczą z gromadzeniem ( a od kiedy zaczęłam robić zdjęcia na Instagram, walczę jeszcze bardziej). Szafę mam pełną ubrań na pewno jeszcze będę w tym chodzić, a pudełka pełne kartek i notesów na pewno będę ich używać. Sprzątam i wyrzucam systematycznie i ostatnio, przy okazji robienia czarnej ściany, udało mi się całkiem fajnie zminimalizować przedmioty w swoim otoczeniu. Jest to trudne, dlatego nie będę kpić z takich książek. Rozumiem to, że ludzie przywiązują się do rzeczy, że może mieć to podłoże psychologiczne i że czasami potrzebują pomocy, by sobie z tym poradzić.
To, z czym mam problem to to, że w dalszym ciągu to tylko sprzątanie. A Hideko Yamashita zrobiła z tego ruch, całą filozofię i wręcz religię. Z dumą ogłasza, że osoby, które uczestniczyły na jej seminariach zaczęli nazywać siebie Dansharianami, a ci, którzy zachęcili innych do praktykowania Danshari i sami ją stosują to Dansharerzy. Niby to tylko nazwy, ale wywołują we mnie nieprzyjemne poczucie sekciarstwa hej, patrz, jestem lepszy od ciebie, bo byłem na seminarium i jestem prawdziwym Dansharianem! Tak mam i już. Więc wszystko fajnie, ale dlaczego nie można prostych rzeczy podawać w prostych formach? Po co dorabiać do tego ideologię, otoczkę, stawiać się na pozycji autorytetu, budować jakieś zamknięte społeczności. Przeszkadzało mi to bardzo podczas lektury i spwodowało spory dystans do autorki. Jej idee są słuszne, sama książka zawiera wartościowe treści, ale niestety musicie je przepuścić przez własny, wewnętrzny filtr. Całość zbyt przypomina wydawnictwo reklamujące seminaria Yamashity, a samozadowolenie autorki wręcz wyciekające z kartek tej książki jest okropnie irytujące.
Więc mam z nią problem i chętnie poznam Wasze zdanie. Bo z jednej strony wiem, że jest potrzeba istnienia takiej książki. Mogę się identyfikować z wieloma osobami wypowiadającymi się w niej, mogę się rozpoznać w konkretnych typach zbieraczy (choć już coraz mniej, bo już nawet książki puszczam w obieg), chętnie poczytałam o znaczeniu rzeczy. Ale te wartościowe treści opakowane są w papierek, który w założeniu miał je lepiej sprzedać, bo jest błyszczący i szeleści, a ostatecznie mnie odstraszył.
♦
Jest coś, co mnie najbardziej przekonuje do minimalizmu i nieprzywiązywania się do rzeczy. To wiersz Stanisława Brańczaka, który uwielbiam:
Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat
Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
♦
Piękny cytat!
Bardzo trafny, prawda? 🙂
Słyszałam już, że autorka tej książki traktuje czytelników jak potencjalnych wyznawców, więc nie dziwię się, że podziałało to na Ciebie odstraszająco. Co do samej idei sięgania po takie publikacje to nie mam nic przeciwko, ale jednak zawsze kołacze mi po głowie myśl, że w końcu to tylko sprzątanie i żadna książka nie sprawi, że zacznę mieć ład i porządek, jeśli sama tego nie zechcę i nie zmobilizuję się do działania 🙂
O dokładnie tak jest! Ale z drugiej strony książka potrafi jednak zmobilizować i rozpocząć proces, nie tylko jeśli chodzi o sprzątanie.
W przypadku takich książek zawsze przychodzi mi do głowy angielskie wyrażenie: “To each his own”. Mnie osobiście irytuje dorabianie filozofii do wszystkiego naokoło, ale zapewne wielu taka książka pomoże. Według mnie zdrowo jest rzeczywiście czasem przejrzeć szafę i wywalić nieużywane, zużyte ciuchy, bo nawet faceci mają z tym problem (zwłaszcza z t-shirtami sentymentalnymi, które przędą resztką nici), ale tylko tyle i aż tyle.
A na marginesie – błąd parsera spowodował, że przeczytałem “przy okazji robienia czwartej ściany” i miałem przez chwilę lekki zgryz 😛
A to bym Cię zaskoczyła, gdyby się okazało, że po godzinach jestem murarzem 😀
Bardzo spodobał mi post, krótko i prosto z mostu.
Już od jakiegoś czasu “Dan-Sha-Ri” robi wielką furorę na internecie, wszyscy chwalą i zachęcają do czytania, jednak u mnie efekt jest całkiem przeciwny. Skoro mówimy o minimalizmie, to im więcej poradników o tej tematyce powstanie tym bardziej oddalamy się od samego minimalizmu.
Co do książki, czytałam jedynie fragmenty i podzielam twoja opinie na ten temat ;).
Dziękuję za dobre słowo! Bardzo się cieszę i doceniam 🙂
[…] czas temu opowiadałam Wam o DAN-SHA-RI. Miałam wtedy trochę zarzutów, a z każdą kolejną książką o minimalizmie zaczynam się […]