Wyspą każdego człowieka, jego wartownikiem jest sumienie
Książka Idź, postaw wartownika to bezkonkurencyjny bestseller, bijący rekordy sprzedaży. Największy powrót literacki XXI wieku – tak książka jest reklamowana. Warto wiedzieć, że Idź postaw wartownika jest tak naprawdę pierwszą książką Harper Lee. Autorka w oświadczeniu napisała, że powstała jeszcze przed “Zabić drozda”, która stała się klasykiem, a na całym świece sprzedano 40 milionów jej egzemplarzy. Cytowana przez “The New York Times” Lee dodaje, że nie wydała książki wcześniej, ponieważ wydawca nalegał na poprawki.
Skaut czyli Jean Louise powraca do domu jako dwudziestosześcioletnia panna. Przyjeżdża z Nowego Jorku, gdzie zdążyła wyrobić już swoje własne poglądy, przesiąknąć kosmopolitycznym miastem. Bo mimo że sytuacja między białymi i czarnymi dopiero powoli się stablilizuje, wygląda to całkiem inaczej na Południu, w Maycomb, miasteczku, gdzie wszyscy się znają, a inaczej w Nowym Jorku. Wraca do domu, do znajomych miejsc, które wzbudzają wspomnienia, do rodziny i przyjaciół. Ale na każdym kroku Jean Louise uświadamia sobie, że już nie jest tą samą dziewczyną, że na te same sprawy patrzy już inaczej i widzi inne rzeczy. Pytanie, czy to ona się zmieniła, czy zmieniło się wszystko wokół? Które postrzeganie było nie do końca prawdziwe – to jak była dzieckiem, czy to, kiedy jest już dorosła?
Kiedy czytałam Zabić drozda nie mogłam się oderwać. Chciałam już, natychmiast wiedzieć, jak to się wszystko skończy. Podziwiałam Atticusa za jego odwagę i niezłomność. Książka miała niesamowity klimat, wciągała i zatrzymywała czytelnika, angażowała go w swoje sprawy, zmuszała do zadawania pytań i do prób odpowiedzi na nie. Przy Idź, postaw wartownika niestety zabrakło mi tych emocji. Czytałam i cały czas czekałam na coś, co ma się zdarzyć. Na moment, w którym pojawi się zawiązanie akcji. Na coś więcej, coś, co by świadczyło o tym, że autorka ma pomysł na tę książkę i jakiś cel, by Skaut powróciła do domu jako dorosła dziewczyna. I o ile pomysł wyczuwam, to realizacja mam wrażenie nie powiodła się tak do końca.
Oczywiście, książka porusza szereg ważnych tematów. Ameryka tamtych lat jest niezmiennie fascynującym krajobrazem. Próba zmierzenia się z tym samym światem oglądanym oczami dziecka i oczami dorosłego też jest dobrym pomysłem. Stawia to szereg pytań, na które jednak ja, jako czytelnik, nie czułam potrzeby odpowiadać. Po prostu zabrakło mi czegoś w tej książce. Nawet temat rasizmu, mimo że przecież na nim opiera się cała książka, jest dziwnie rozmyty, a reakcje Jean Louise i jej zachowanie w pewnym momencie bardzo mnie przytłoczyło i zaczęło irytować. Nie doczekałam się zawiązania akcji, a ostatnie sceny, które ktoś z Was może za takie zawiązanie uznać, były niesatysfakcjonujące. Tak jak pisałam wcześniej – rozumiem, o co chodziło Autorce, jednak zabrakło czegoś w procesie przelewania pomysłu na papier. Jakiejś iskierki. Jestem bardzo ciekawa opinii osób, które nie czytały Zabić drozda, być może wtedy Idź, postaw wartownika wypada lepiej. Bo w porównaniu, którego przecież nie sposób uniknąć, niestety Idź, postaw wartownika przepada z kretesem.
Nie wiem. Może po prostu lubię, jak idealnie stworzony świat w jednej książce, zostaje idealny już na zawsze. Nikt w nim nie grzebie, nikt nie pisze ciągu dalszego, bo zazwyczaj ma to na celu zepsucie go i zrobienie mniej idealnym. Lubię postrzegać pewne książki jako historie skończone i taką jest według mnie Zabić drozda.
♦
Natomiast na samą książkę cieniem kładą się również kontrowersje wokół “odnalezienia” manuskryptu i jego publikacji. Niektórzy się dziwią, że Autorka, która całe życie powtarzała, że nie zamierza publikować kolejnego dzieła, nagle, mając 89 lat publikuje książkę, która została odrzucona przez pierwszego wydawcę jako wprawdzie ambitny, ale jednak dość chaotyczny “pierwszy zarys”. Niektórzy wysuwają oskarżenia, że Pani Harper Lee, staruszka z niedosłuchem i niedowidząca, najzwyczajniej w świecie została zmanipulowana i “wrobiona” w tę książkę. Cóż, oczywiście nie dowiemy się prawdy, ale prawa rynku są nieugięte i nie trudno uwierzyć, że ktoś wpadł na pomysł zarobienia niezłej kasy. Tak samo jak zawsze powtarzam, że jak umrze Stephen King, to “jego rękopisy” będą znajdowane jeszcze przez wiele lat 🙂 Więc jeśli spojrzeć na to pod tym kątem, to ta książka nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. Ale ujrzała – ktoś zarobił, my mieliśmy okazję ją przeczytać. Jakby nie było, przeczytanie jej na pewno nie będzie zmarnowanym czasem, bo porządny czytelnik z każdej lektury wyniesie coś wartościowego 😉
♦
W tym temacie w dalszym ciągu króluje książka Służące Kathryn Stockett. W zasadzie opis mógłby wyglądać tak samo – młoda dziewczyna wraca do domu na amerykańskim Południu po to, by zmierzyć się ze swoimi wyobrażeniami o własnej rodzinie, własnym domu i mieście. A jakie to są zupełnie dwie różne książki! Ogromnie żałuję, że jak ją czytałam, nie prowadziłam jeszcze bloga! Ale bym Wam się rozpisała! 🙂
Też czekałam na to “coś”. Szkoda, że się nie doczekałyśmy. Niestety moim zdaniem czas spędzony z tą książką był zmarnowany. Zwłaszcza, że teraz czytam “Na Zachodzie bez zmian” i zachwycam się każdym słowem, jest tak piękna i idealna.
W ogóle bardzo przyjemnie tu u Ciebie, wygodnie się czyta i podoba mi się wygląd bloga. 🙂
O tak, “Na Zachodzie bez zmian” to książka doskonała!
Dziękuję Ci pięknie 🙂 Ten szablon szalenie mi się spodobał, bo jest minimalistyczny i elegancki, a czegoś takiego właśnie szukałam 🙂
Minimalizm jest moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem na blogach. 🙂
Generalnie nie lubię książek wojennych, ale tę miałam na liście lektur i polecił mi ją znajomy. Więc miałam podwójną motywację i ogromnie się cieszę, że po nią sięgnęłam.
Uwielbiam książki, które są w kategorii “nie lubię, nie czytam”, a potem się okazuje, że nas zachwycają 🙂 Perełki 🙂
Ja też, bo zapadają w pamięć szczególnie mocno. 🙂