Jak to jest czuć się kimś? Istnieć nie tylko we własnym świecie, ale również w czyimś innym?
Tłumaczenie Tomasz Bieroń
Kształt wody to książka takiego rodzaju, po który rzadko sięgam. Nie chodzi o gatunek czy fabułę, a o to, że najpierw powstał film, a dopiero potem książka. O ile odwrotna kolejność powstawania jest jak najbardziej uzasadniona, to książki na podstawie filmów budzą moje wątpliwości. Ale to temat na inny wpis. W każdym razie po Kształt wody sięgnęłam początkowo nieświadoma tego faktu. Myślałam, że to klasyczna historia zapomnianej książki i hitowego filmu, który daje jej drugie życie. Jednak nie. Reżyser filmu, Guillermo del Toro razem z współautorem Danielem Krausem postanowił przenieść swoją opowieść również na papier. Po przeczytaniu książki i obejrzeniu filmu ostatecznie myślę, że zrobił dobrze. Na tym przykładzie widać idealnie możliwości i przewagę książek nad filmami. To, co w filmie może być niezrozumiałe, płytkie, potraktowane zbyt lekko czy pobieżnie, w książce nabiera głębi i znaczenia. W książce poznajemy też najskrytsze myśli bohaterów, co bardzo często jest kluczem do całej historii. Ich charaktery są bardziej rozbudowane, ich motywacje mocniej podkreślone, ich uczucia bardziej zrozumiałe.
Kształt wody w żaden sposób nie jest ani odkrywczy, ani nowatorski. Zastanawia mnie też trochę szum i ilość nominacji do Oscara, ale widocznie akurat w tym momencie potrzebowaliśmy kolejnej takiej historii. Pamiętacie film z 1993 roku Uwolnić orkę? Albo niedawną Okję? To tylko dwa tytuły, które od razu nasunęły mi się na myśl, ale przecież jest ich mnóstwo. Bohater, najczęściej z jakąś słabością (Elisa), spotyka inną osobę/zwierzę/stworzenie (Deus Branquia), które odmienia jego życie. Zaprzyjaźniają się, a stąd już krótka droga do prób uratowania i wyrwania na wolność (bo tak, ten drugi bohater zazwyczaj jest uwięziony). A w akcji uwalniania pomaga głównemu bohaterowi inny przyjaciel (Giles Gunderson), prawie zawsze jedyna osoba, która naszego bohatera rozumie i go wspiera, a jednocześnie posiada własne problemy i często jest przedstawicielem jakiejś mniejszości. Kształt wody niczym się nie wychyla – mamy tu wszystkie klasyczne schematy postaciowe i sytuacyjne. Co wcale nie znaczy, że opowieść jest zła, a wręcz przeciwnie. Bo zbudować ze schematów coś, co da się przeczytać i obejrzeć bez poczucia wtórności, to sztuka. W tym zbiorze elementów, które dobrze znamy jedynie motyw miłości czy międzygatunkowego seksu może wydawać się kontrowersyjny, ale tylko przed poznaniem zakończenia. Bo kiedy historia się kończy, nagle wszystko wskakuje na swoje miejsce, a i na międzygatunkowość musimy spojrzeć nieco inaczej.
Twórcza taksydermia. Często tak wygląda życie, Elisa. Różne rzeczy są bez sensu ze sobą pozszywane, ale czujemy potrzebę tworzenia na ten temat mitów, które nam odpowiadają. Jak myślisz?
O ile w filmie historia jest dosyć jednowątkowa (są wprawdzie zarysy innych wątków, ale na tyle nieistotne dla głównej fabuły, że można je całkiem pominąć), tak książka błyszczy w tym aspekcie. Jej lektura może na początku powodować trudności, bo mamy wrażenie, jakbyśmy czytali scenariusz. Trudno to zignorować, ale jeśli da się jej szanse, myślę, że może nas zaskoczyć. Nie jest to z pewnością lektura dla każdego, choć mnie w jakiś sposób uwiodła. Może to przez moją sympatię do baśni, historii takich jak Duża ryba i klimatów burtonowskich. Lubię plastyczność i lubię takich bohaterów – samotnych, cichych, zwyczajnych, żyjących swoim małym życiem, a jednak dostrzegających w nim jakąś magię. Trudno wgryźć się w tekst, ale co jakiś czas zdarzają się pojedyncze słowa i zdania, które powodują, że trzeba czytać dalej.
Bo książka już nie jest jedynie historią miłosną między główną bohaterką a wodnym stworem. To nagle 5 różnych historii – Elisy, Gilesa, Stricklanda, jego żony Lainie i Hoffstetlera. Wszystkie tak bardzo od siebie różne, a jednak tak podobne. I wszystkie powiązane ze sobą w nierozerwalny i jakimś stopniu tragiczny sposób. Kształt wody to uniwersalna opowieść o człowieku, która obnaża najgłębsze ludzkie pragnienia i tęsknoty. I o jego samotności, przybierającej różne formy – wykluczenia ze społeczeństwa, które mówi, ukrywanego przez całe życie homoseksualizmu, niemożności bycia sobą, czarnego koloru skóry, nierozumienia w małżeństwie, traumy wojennej, odpowiedzialności za czyny popełnione podczas działań wojennych… Każdy ma swoje demony i każdy musi sobie z nimi radzić sam. Chyba, że na swojej drodze spotkamy drugą tak samo samotną i nie pasującą nigdzie osobę – wtedy może wydarzyć się coś pięknego.
Jeśli planujecie obejrzeć film, warto najpierw przeczytać książkę. Świadomość tego, co dzieje się w głowach bohaterów jest bardzo istotna. Tylko znając najmniejsze szczegóły z ich życia, możemy dostrzec sens w ich postępowaniu oraz przyczynę rozwoju konkretnych uczuć i emocji. Wówczas można cieszyć się filmem i jego przepiękną wizualną oprawą.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Też byłam przekonana, że film powstał na podstawie książki, a nie odwrotnie. Przyznam też, że jakoś nie miałam specjalnej ochoty na poznanie tej historii, ale powoli zaczynam zmieniać zdanie. Raz, że szum już trochę ucichł, dwa, że pojawiają się bardziej wyważone recenzje (jak Twoja), gdzie opowieść nie jest bezkrytycznie wychwalana.
O. Bardzo dobry pomysł i okazja na recenzję porównawczą. Czytało mi się bardzo dobrze.
Dzięki! Lubię tę formę, niestety czasu brakuje!
Dziękuję za szczerość i brak podlizywania się wydawcy, co jest nagminne. Będę powracał. Pozdrawiam. Piotr
Dzięki za komentarz! Wracaj i zostań na dłużej, będzie mi bardzo miło!