Dzisiaj chciałam Wam przedstawić kolejną książkę wydawnictwa Książkowe Klimaty. Ostatnio była Grecja, dzisiaj będzie po czesku. O literaturze czeskiej kiedyś Wam wspominałam, że nie jest nam za bardzo po drodze, mimo mojej miłości do ich kina. Powinnam zebrać się w sobie i nadrobić parę rzeczy. Trochę pomaga mi w tym właśnie wydawnictwo Książkowe Klimaty, które jest idealnym i bardzo obfitym źródłem, jeśli szukamy książek nieoczywistych, europejskich, nie tych z pierwszych stron gazet, a jednocześnie ciekawych i oryginalnych.
Miloš Urban jest czeskim pisarzem i twórcą horrorów. Jego Klątwa siedmiu kościołów została okrzyknięta arcydziełem nowoczesnej powieści gotyckiej, a sam Urban określony jako czarny rycerz czeskiej literatury. Już samo to przekonuje mnie, żeby bliżej się z autorem zapoznać. Na pewno przeczytam Klątwę…, ale dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o innej jego powieści. Zazwyczaj nie cytuję opisów z okładek, ale ten jest tak świetny, skondensowany i nie zdradzający nic z fabuły, że muszę to zrobić: Praga końca XIX wieku. Napięcia między złaknionymi niepodległości Czechami a niemieckojęzyczną ludnością stają się trudne do wytrzymania. Modernizacja żydowskiej dzielnicy, Josefova, przyczynia się do zniszczenia średniowiecznej zabudowy Pragi. W tym zamęcie przemierza miasto Lord Mord – uzależniony od absyntu i narkotyków gruźlik, wyrzutek z kompletnym bzikiem na punkcie starych budynków. Postanawia kupić dom na Josefovie i rzucić wyzwanie biurokratom z urzędu miasta. Tymczasem nocami nawiedza Pragę mityczny potwór, Kleinfleisch. Czy to on morduje prostytutki? Pewnej nocy znika także kochanka Lorda, a on sam zostaje wessany w wir wydarzeń. Oszałamiająca mieszanka tajemnicy, krwawej historii i grozy gotyckiej powieści.
Cudowność, prawda? Praga, magiczne miasto i to jeszcze w XIX wieku. Urban z jednej strony czaruje nas klimatem i magią Pragi, z drugiej śmiało pokazuje nam brzydotę, brud, problemy miasta. To mieszanka wybuchowa – kryminał miesza się z groteską, gdzieniegdzie przebija się powieść grozy. Hrabia Arco, nasz główny bohater to wyjątkowa postać, bardzo ciekawa i intrygująca. To razem z nim chodzimy po mieście, odwiedzamy żydowską dzielnicę, próbujemy odnaleźć się w nowej rzeczywistości, obserwujemy zamieszki. Przez swoje podejście do życia, swój status, zblazowanie, podejmowane decyzje, Arco pokazuje nam takie miasto, jakiego nikt inny nie zna. I to właśnie ono jest tutaj prawdziwym bohaterem. Miasto pokazane w tak trudnych dla niego czasach, walki o lepsze jutro; miasto pełne przemian i skrajności. Urban roztacza przed nami fascynujący obraz ówczesnego społeczeństwa. Portretuje je z celnością, poczuciem humoru, z wyczuciem najważniejszych spraw. To niepowtarzalny spacer, w którym warto wziąć udział.
Fabuła natomiast jest napakowana aż do granic. Czego w tej książce nie ma! Narkotyki, dziwki, konflikty polityczne, żydowskie księżniczki, seryjni mordercy, handel kokainą i wiele, wiele innych motywów! Z jednej strony nadaje to cudownie absurdalnego charakteru tej powieści, takiej trochę prześmiewczej groteski; z drugiej powoduje, że trudno się skupić na jednym temacie. Moim ulubionym motywem z książki był Mięsko, czyli Kleinfleisch, morderca polujący na prostytutki. Szkoda, że było go tak mało! Mam wrażenie, że gdyby autor zrezygnował z części swoich pomysłów, cała historia Arco zyskałaby więcej wyrazistości. Z drugiej strony więcej wyrazistości oznacza mniej szalonego snu i nieprzewidywalności. Ostatecznie może nam się wydawać, że czegoś jest w niej za dużo, ale myślę, że autor doskonale wiedział, co robi. Klimat tej książki jest niepowtarzalny.
Lord Mord jest kwintesencją nieszablonowości. Jego lektura daje nam całkiem konkretne korzyści, takie jak obraz XIX-wiecznej Pragi, tamtejszego społeczeństwa czy wydarzeń historycznych. Ale zostawia też nas trochę z takim uczuciem „co ja właściwie właśnie przeczytałem?”. Lubię książki, które to czytelnikowi robią, a Czesi są w tym wyjątkowo dobrzy! Jeśli macie ochotę na czeskie XIX-wieczne szaleństwo, Lord Mord jest idealny.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Śmieszna sprawa z tym Urbanem, ja słyszałam o nim tyle dobrego, że zaczęłam gromadzić jego książki – mam „Klątwę”, mam „Cień katedry”, mam „Lorda Morda” i nawet w oryginale „Santiniho jazyk”, który nam na studiach lektorka od czeskiego bardzo zachwalała – ale jakoś tak się złożyło, że jeszcze żadnej nie czytałam. Ale „Lord” niedługo będzie w czytaniu, bo też dostałam recenzenckiego, a za nim, mam nadzieję, pójdzie wreszcie reszta. Wrócę wtedy do Twojej recenzji, żeby porównać wrażenia.
A jakbyś potrzebowała przewodnika po czeskiej literaturze, chciała w niej znaleźć coś dla siebie, to ja bardzo chętnie służę :). Pozdrawiam!
To czekam na opinię, bo jestem bardzo ciekawa! Ja czytam z perspektywy czytelnika, który o Czechach wiele nie wie, więc pewnie wiele rzeczy mi umknęło. A z rady chętnie skorzystam! Co Twoim zdaniem koniecznie MUSZĘ przeczytać z literatury czeskiej? 🙂
Ja, jako osoba obsesyjnie wielbiąca Bohumila Hrabala, oczywiście zacznę od niego. Miałaś kiedyś w rękach jakąś jego książkę? Widziałam, że podobały Ci się reportaże sportowe Pavla, więc jest szansa, że Hrabal też Ci się spodoba; on co prawda niewiele pisał o sporcie (no, może czasem o piłce nożnej, niekiedy trochę o boksie…), ale on stosował tę samą poetykę „ubaśniawiania” rzeczywistości, sporo u niego surrealizmu, zachwytu światem, uroczych dziwaków, szaleńców, którzy potrafią dostrzegać więcej niż inni. Najsilniej to czuć w jego trylogii nymburskiej („Postrzyżyny”, „Taka piękna żałoba”, „Skarby świata całego”) i we wczesnych opowiadaniach (np. z tomu „Bar Świat” albo wydanego niedawno przez Czuły Barbarzyńca Press, „Pabitele”), ale też właśnie w legendarnym „Czułym barbarzyńcy”. Oprócz tego po „Śmierć pięknych saren” Pavla sięgnij też, koniecznie :). W lekko sportowym klimacie jest jeszcze również cudowna książka Oty Filipa, „Wniebowstąpienie Lojzka Lapaczka ze Śląskiej Ostrawy”. Z lekkich i zabawnych (choć opisujących życie w trudnych czasach, bo w epoce czeskiej normalizacji) – na pewno Irena Dousková i „Dumny Bądźżeś”, wspaniała! A wracając do klasyki… trochę bardziej mroczna odsłona czeskiej literatury to Ladislav Fuks, ten od „Palacza zwłok”. Z tych starszych oczywiście polecam Ci Karla Čapka – na przykład wydaną całkiem niedawno przez Dowody na istnienie „Fabrykę Absolutu”, bardzo dobra na początek. No a jeśli chodzi o tę najnowszą literaturę czeską, to oprócz publikacji Książkowych Klimatów, które robią rewelacyjną robotę dla młodej prozy czeskiej, polecam Ci też książki wydawnictwa Afera. Długo by pisać :). Jeśli któryś wątek w tym, co napisałam szczególnie Cię zainteresował, to chętnie pociągnę temat. O literaturze czeskiej to ja mogę pisać godzinami!
Dziękuję Ci bardzo!! Zrobiłam sobie listę i muszę kiedyś wprowadzić w życie “Czeski rok”, kiedy będę czytała jedną czeską książkę w miesiącu!
Świetny pomysł! Będę mu bardzo kibicować :).
“Cień katedry” widziałem u szwagierki na półce i kilka razy w księgarniach – zawsze mnie zaciekawiał, ale jakoś nigdy nie sięgnąłem. Może to przez brak odpowiedniej rekomendacji? Wiem, że po tej recenzji mam dużo większą motywację.