Zgodnie z tak zwaną interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej mamy do czynienia z czymś pozornie niemożliwym: zanim skrzynia zostanie otwarta, czyli przed dokonaniem obserwacji, atom w środku znajduje się w superpozycji – stanie nieokreślonym, równoczesnym rozpadzie i trwaniu. Oznacza to w efekcie, że stan kota też jest fundamentalnie nieokreślony – kto jet jednocześnie żywy i martwy.
Blake Crouch to autor, z którym się do tej pory jeszcze nie zetknęłam. Jego trylogia Wayward Pines przyciąga mnie swoimi okładkami już od dłuższego czasu, ale na razie tylko się im przyglądam. Sięgając po Mroczą materię w ogóle nie skojarzyłam autora, nawet wydawało mi się, że to może być jakiś debiut 😉 Dopiero po lekturze doczytałam się gdzieś, że to właśnie on jest odpowiedzialny za wcześniej wspomnianą trylogię. A na dodatek przeczytałam ją w przerwach od Przedziwnego człowieka, biografii Paula Diraca, jednego z ojców mechaniki kwantowej. Piszę o tym, bo lubię, kiedy różne elementy mojego czytelniczego życia łączą się i przeplatają wzajemnie. Tak jakby książki same podejmowały decyzję, kiedy pojawią się w moim życiu i kiedy mogę je przeczytać 😀 Do Mrocznej materii również najpierw przyciągnęła mnie okładka. Ostatecznie nie wzięłam egzemplarza recenzenckiego, ale kiedy pojawiła się w bibliotece, od razu ją chwyciłam. I koniec końców piszę dla Was o niej kilka słów 🙂
Przede wszystkim kilka luźnych uwag o wydaniu. Mi osobiście bardzo się podoba, choć wiem, że nie wszystkim okładka przypadła do gustu. Mi najbardziej przeszkadzały blurby. Rozumiem konieczność umieszczania ich na okładkach, rozumiem, że to marketing i tak dalej. Ale chyba nigdy w życiu nie czytałam książki, która miałaby ich aż tyle! Cztery na okładce z przodu (a nawet ciężko nazwać to blurbami, to po prostu pojedyncze przymiotniki, które nie wnoszą absolutnie nic), cztery z tyłu (dłuższe wersje tego, co na froncie). Ale to nie koniec! Na skrzydełku z przodu jest znowu cztery, a na skrzydełku z tyłu zmieściło się nawet pięć. Łącznie jest ich 17! Siedemnaście! Czy tylko ja uważam, że to przesada? Gdzieś w połowie zaczęłam myśleć, że ich ilość jest zwyczajnie podejrzana. Jakby chcieli mnie na siłę przekonać, że ta książka jest wyjątkowa i świetna. A ja nie lubię być przekonywana na siłę do czegokolwiek. W moim przypadku taki natłok blurbów sprawił jedynie, że do książki podeszłam ostrożnie i z dużą nieufnością. Spokojnie wystarczyłyby maksymalnie cztery, a jak dla mnie blurb Andy’ego Weira, który w jednym zdaniu pisze o miłości i superpozycji kwantowej, robi całą robotę.
A Mroczna materia to świetna rzecz jest i nie zniechęcajcie się nachalnym wpychaniem Wam jej do gardła. Zdecydowanie warto przeczytać. Ja osobiście jestem zachwycona, kiedy pisarze sięgają po naukę i wykorzystują jej dorobek w swoich fabułach. I kiedy idą ciut dalej, nie zatrzymując się na współczesnych osiągnięciach. Sięgają w przyszłość, przewidują, co będzie, co mogłoby być, jak rozwinie się nauka, a tym samym cała ludzkość. Jason Dessen w powieści Croucha ma możliwość przekonać się na własnej skórze, czy alternatywne światy naprawdę istnieją, jak działają i co to znaczy dla człowieka. Koncepcja światów równoległych nie jest nowa, została już wielokrotnie wykorzystana, a jednak Crouchowi udało się ująć temat w sposób ciekawy i nowatorski, dodać coś od siebie. Pytania, jakie zadaje, zostają czytelnikowi w głowie na bardzo długo. Bo właściwie to, co pisze o równoległych światach ma sens. I właściwie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić sytuację z książki, nie jest aż tak bardzo dziwna czy absurdalna.
Zagubić się w świecie, który nie jest twój, to jedna sprawa. Ale świadomość, że zostało się zastąpionym we własnym świecie, to całkiem co innego. Świadomość, że zastąpiła nas lepsza wersja.
Cała fabuła jest mocno oparta o mechanikę kwantową. Jej podstawy są elegancko wykorzystane i wyjaśnione w bardzo przystępny sposób. Crouch namalował swoimi słowami fascynujący obraz światów, w których żyją różne wersje nas samych. Ale autor nie skupia się jedynie na fabularnych wydarzeniach. Sięga dalej, próbuje zrozumieć, pyta, zastanawia się. Prowadzi historię w taki sposób, że w kilku miejscach zaskakuje nas totalnie, odwracając wszystko o 180 stopni. Mechanika kwantowa ze swoimi założeniami stała się podstawą do snucia opowieści, jak wyglądałby świat i nasze życie, gdybyśmy mogli podróżować między światami? Jakie konsekwencje miałoby to dla człowieka i na jakich zasadach różne wersje nas samych mogłyby funkcjonować? Prowadzi to do dalszych pytań, które zdają się nie kończyć, a nawet wręcz przeciwnie – angażują kolejne dziedziny. Bo to, co wyrosło z fizyki, nagle zaczyna dotyczyć i biologii, i psychologii, i religii, i moralności. A podczas lektury cały czas krąży się w głowie czytelnika to najważniejsze pytanie a co, jeśli to prawda?
O fabule Wam oczywiście nic więcej nie napiszę, bo naprawdę warto przeczytać tę historię. Po pierwsze to dobra historia. Po drugie myślę, że takie przyjazne przedstawienia fizyki naprawdę trzeba zauważać i cieszyć się z nich. Bo fizyka to coś fascynującego, co tworzy nas i nasz świat (albo światy ;-)) i definiuje nasze postrzeganie. Warto mieć otwarty umysł, mieć świadomość choćby podstaw, bo to wzbogaca i przewartościowuje wiele rzeczy. Zakończenie jest trochę słabsze, tak jakby autor wykorzystał już swoje siły na wcześniejsze etapy historii. Z drugiej strony to moje bardzo subiektywne zdanie, bo o ile lubię szczęśliwe zakończenia, to zakończenia sentymentalnie rozmamłane i napisane ewidentnie pod ckliwą scenę kończącą ewentualny film, to dla mnie za dużo. Zakończenie jest ok, ale po takich zakrętach i zaskoczeniach w trakcie, czytelnik spodziewa się czegoś innego. Czegoś więcej. Ale ostatecznie to tylko drobniutka ryska na gładkiej powierzchni stworzonego przez Croucha świata. Lekka i przyjemna powieść, która wywołuje głębokie przemyślenia, stawia pytania, uczy, motywuje do dalszego poszukiwania. I zaprzyjaźnia nas ze wszystkim, co kwantowe, więc równie dobrze może być wabikiem dla tych wszystkich, którzy myślą, że fizyki nienawidzą 🙂
A na koniec mam jeszcze dla Was coś absolutnie świetnego. Piotr Stanisławski pisze o filmie Andrzeja Dragana, fizyka i fotografa. Stworzył on krótką etiudę o cząstkach kwantowych. Artykuł nazywa się Cząstki kwantowe – 50 sekund filmu o mechanice kwantowej, które z pewnością zapamiętasz. I to na długo. Przeczytajcie koniecznie, a zwłaszcza po Mrocznej materii! I obejrzyjcie:
♦
Podejrzenie o decyzjach podejmowanych przez książki także często świtało mi w głowie, zatem tkwi w tym ziarno prawdy 😉 Lubię zastanawiać się nad tym, jaki wpływ wywierają na mnie samą przeczytane książki, przeglądać się w fabułach albo właśnie dobierać je jakby w zasłuchaniu w jakiś odległy szelest przyzywających mnie kartek. 😉
Jeżeli chodzi o okładkowy magneztyzm – znam ten dreszczyk…
Serdecznie pozdrawiam.
Fizyka kwantowa to fascynująca sprawa, ale potrafi porządnie zasupłać mózgowe zwoje, gdyż pisze o niej bardzo fachowo albo po prostu zagłębia się w nią porządnie. Wyobraźnia czasem nie nadąża za fizyką.
Ja ostatnio jest oschły względem thrillerów, ale ten mnie przyciąga.