Dmitrij Głuchowski jest starszy ode mnie o 6 lat, a czytając informacje o nim miałam wrażenie jakby był starszy o 60. Mam ogromną słabość do takich ludzi – konkretnych, zdecydowanych, biorących sprawy w swoje ręce. Dmitrij jest trochę moim bohaterem – podziwiam go za to, że jest w stanie zrobić tak wiele, w tak niewiele czasu i tak dobrze. Zdolny jest, do tego mądry i ma poukładane w głowie, jest ciekawy świata i robi wszystko, by ciekawość swoją zaspokoić. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z nim. Na klubie książki znajoma opowiadała o Metro 2033. O tym, jak autor opisywał podziemia, te korytarze i tę ciemność, która się z nich wyłaniała. A ona czytała książkę sama w domu – i każdy stukot, każde skrzypnięcie powodowało, że podskakiwała i bała się coraz bardziej. Po takiej historii nie pozostało mi nic innego niż przeczytać – i miała rację. Zakochałam się w tej historii i w tym świecie (zakończenie łaskawie przemilczę, bo to jedyna fatalna rzecz w tej książce). Potem były kolejne części Metra i Futu.re, również doskonała powieść. No i cóż – Głuchowski to pisarz, o którym zawsze ciepło myślę. Lubię jego książki, lubię go jako człowieka (choć przecież nie znam!), a im więcej czytam o nim, tym większą mam sympatię do niego.
Sympatię mam również do Rosji, choć to może bardziej taka cicha fascynacja. Chciałabym bardzo nauczyć się kiedyś rosyjskiego – ogromnie podoba mi się brzmienie tego języka. Dlatego też z wielką ciekawością czytam powieści rozgrywające się w Moskwie – choć oczywiście nie ma ich za wiele, bo jak zawsze przeważają u mnie reportaże. Ale kiedy pojawił się nowy Głuchowski – cóż, musiał zostać przeczytany!
Na czym skupił się autor pisząc o świecie rzeczywistym? Na tym, co dzisiaj najmocniej na nas oddziałuje i na tym, co nas określa – na mediach społecznościowych i urządzeniu, które to wszystko kontroluje i dzięki któremu istniejemy – telefonie komórkowym. Szalenie podoba mi się opis na okładce, który absolutnie nic nie zdradza z fabuły. Tak rzadko to się teraz spotyka! Ja również z wielką przyjemnością nic Wam o niej nie napisze – i sprawia mi ogromną frajdę, że jeśli nie przeczytacie u kogoś innego w recenzji opisu wydarzeń, siądziecie do lektury z tą fantastyczną niewiedzą i pytaniem, o czym to właściwie będzie.
Nie wiem tak do końca, co o niej sądzić. To pierwsza powieść realistyczna tego autora i moją pierwszą myślą po przeczytaniu było to, że jednak wolę go w wydaniu fantastyczno-naukowym. Ale wiecie, co mi jeszcze chodziło po głowie podczas lektury? To było pierwsze skojarzenie, które im dalej czytałam, tym było mocniejsze. Zbrodnia i kara Dostojewskiego. Nie chodzi mi o styl pisania, czy o porównywanie kogokolwiek do Dostojewskiego – raczej o sam motyw i prowadzenie historii. Zbrodnia, która powoduje kolejne działania i przede wszystkim jest siłą sprawczą dalszej narracji. Główny bohater, który mierzy się sam ze sobą, walczy ze sobą, tłumaczy się przed sobą, miota się. Który wpuszcza nas do swojego wewnętrznego świata i możemy spojrzeć na rzeczywistość jego oczami – poznać motywy, zrozumieć myślenie. Bohater, który ponosi konsekwencje swojego czynu, choć zupełnie w inny sposób, dopasowany do czasów, w jakich żyje. Ilja to dla mnie Raskolnikow XXI wieku, który zamiast siekiery operuje Iphonem. Nadinterpretacja powiecie. Być może, ale ja to naprawdę widzę. Jest wszystko – zbrodnia, człowiek i jego psychika, rozważania, czekanie na odkrycie i karę, strach, kobieta-ocalenie. To piękna książka, choć tak bardzo inna od Głuchowskiego, jakiego znam.
Tekst to opowieść o konkretnej sytuacji jednego człowieka. Ale dobre książki opowiadają jednocześnie historie uniwersalne i ta właśnie taka jest. Historia Ilji mogła wydarzyć się wszędzie. W zasadzie wydarza się pewnie cały czas – dzisiaj bardzo łatwo można ukraść komuś tożsamość. Sandra Bullock już w 1995 roku przekonała się o tym boleśnie. Po lekturze zadaj sobie, czytelniku, dwa ważne pytania – czego dowie się o tobie ktoś, kto zajrzy do twojego telefonu i ile czasu zajmie zorientowanie się twoim bliskim, że twój telefon obsługuje ktoś inny? Ktoś, kto chce ukryć, że nie jest tobą?
♦
Bardzo lubię książki autora, chociaż “Czas zmierzchu” mnie nie porwał. Po tę książkę bardzo chcę sięgnąć i mam nadzieję, że będę miała okazję:)
Też mam taką nadzieję, bo warto! 🙂
Właśnie czytam “Tekst” – zaczęłam na katowickim spotkaniu z autorem (stałam w długaśnej kolejce po autograf, i co tu robić, skoro jest się wśród nieznajomych, a pod ręką ma się książkę? Ba :D!), a teraz już prawie kończę… I powiem Ci, że nie przesadzasz z tym Raskolnikowem, miałam dokładnie to samo skojarzenie 😉 I nie sądzę, żeby to był przypadek. Sam Głuchowski o takiej inspiracji nie mówił (może głupio, gdzie się tam do Dostojewskiego równać!), ale też mi się to ciągle nasuwało podczas czytania 🙂
Zastanawiałam się, czy zrobił to specjalnie, ale ciężko chyba przypadkiem uzyskać taki efekt 😉 Też bym nie mówiła, że się inspiruje Dostojewskim, czuję, że gdyby to powiedział, podniósł by się lament 😀 Ale cieszę się, że też to widzisz- dla mnie to było takie oczywiste, że aż się zdziwiłam. Zazwyczaj nie robię takich porównań i nie łapię związków z innymi książkami 😉
Ja raczej też nie, ale tu to się wręcz narzuca 🙂 No ba, powiedzenie o samym sobie, że jest się następcą literackim Dostojewskiego to pewna śmierć ;D
Już się nie mogę doczekać lektury, a tobie polecam poprzednią powieść autora – “Futu.re”. Świeeeetne 😀
Czytaaaaaałam 😀 Bardzo mi się podobała! W ogóle Głuchowski jakoś przemawia do mnie 😀
Doceniam odwołanie do “Systemu” 😉 Jeśli chodzi o motyw podkradania tożsamości, to polecam powieść “Rozbite okno” Deavera z niezawodnym Lincolnem Rhymem oraz serial “Person of Interest”. Samego Głuchowskiego lubię, ale najpierw chcę przeczytać “Czas zmierzchu”, bo to o tłumaczu 😉
[…] „Tekst” D. Glukhovsky (6/10): Tę książkę zaczęłam czytać będąc na spotkaniu autorskim z Dmitrym i stojąc w długaśnej kolejce po podpis. Udało mi się na stojąco poznać około 60 stron, resztę doczytałam w domu. Pierwsza powieść realistyczna autora opowiada o tym, co może się stać, gdy nasz smartfon (w którym mamy obecnie wszystko, jak mówi sam Glukhovsky – naszą duszę) wpadnie w niepowołane ręce. Trochę jest w tym również (naprawdę!) ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Czytałam zarzut, że w tej książce mało się dzieje. To prawda, tylko że to nie jest książka do „dziania”. To jest książka o mocowaniu się z własnym jestestwem. Ładnie pisze o tym Diana z bloga Bardziej lubię książki niż ludzi. […]