Wydawnictwo kobiece ostatnio wydało dwie książki o szpitalach psychiatrycznych. O Dyskretnym szaleństwie już Wam opowiadałam, a dzisiaj chciałam napisać kilka słów o drugiej książce. To, co zostawiła Ellen Marie Wiseman jest książką zaskakującą. Z wielu względów, ale chyba najbardziej dlatego, że bardzo mi się podobała. Jak to się mówi, mam teraz fazę na motyw szpitala psychiatrycznego, ale zakładam, że sam motyw nie wystarczyłby, żebym pisała dobrze o książce. A To, co zostawiła jest z lekturą z rodzaju tych, których zazwyczaj nie czytam, a jednak zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie.
Co to znaczy, że książka jest z nieczytanego przeze mnie rodzaju? Fenomenalna historia o miłości, lojalności i granicach poświęcenia w obronie najbliższych osób rozgrywająca się w dwóch wymiarach czasowych – to fragment opisu. Po prostu teraz rzadko kiedy sięgam po fenomenalne historie o miłości. I gdyby nie ten szpital, pewnie bym jej nie przeczytała. I dużo bym straciła.
Jak zwykle nie napiszę Wam nic o fabule, i tak wszystko możecie sobie przeczytać w opisach książki (moim zdaniem zdecydowanie za dużo!) Istotną informacją jest to, że poznajemy równolegle dwie historie – Izzy, współczesnej siedemnastolatki, która myśli, że jej matka jest szalona i boi się, że sama może oszaleć oraz Clary, osiemnastoletniej dziewczyny z początku XX wieku, która zostaje zamknięta w szpitalu psychiatrycznym wbrew własnej woli. Wydawałoby się, że nic ich nie łączy, ale kiedy Izzy odnajduje listy Clary i postanawia się dowiedzieć o niej czegoś więcej, akcja nabiera tempa, wiele spraw się wyjaśnia, a życie Izzy zmieni się diametralnie.
Pomysł na historię – świetny! Przeplatanie się życia, wpływ zbiegów okoliczności, próba nazwania tego, co kształtuje i określa nasze życie, świadomość, że nasze losy mogą być powiązane, odkrywanie przeszłości i fascynujących osób, które ją tworzyły – to wszystko sprawia, że książka nabiera bardzo uniwersalnego charakteru. O wiele bardziej podobała mi się historia Clary. Opowieść o Izzy była również bardzo dobra, sama bohaterka jest świetnie wymyślona, jednak w kilku miejscach akcja wpadała w schematyczne high school love story, co trochę mi przeszkadzało (albo ja już jestem za stara). Bez tego elementu cała historia miałaby się lepiej, ale rozumiem też zamysł autorki, by zestawić miłość w różnych wiekach. Opowieść o Clarze jest doskonała. Nawet wiele dni po przeczytaniu jeszcze o niej myślałam (i jeszcze czasami myślę). Jest tak bardzo przeraźliwie smutna! To chyba najbardziej oddaje moje emocje – przeraźliwie smutna. Tak jak wtedy, gdy nie układa się w życiu i myślisz sobie, że wszystko mogło pójść przecież tak inaczej, lepiej. Że wszystko szło w dobrym kierunku, a nagle dzieje się coś zupełnie zaskakującego, absurdalnego, coś, o czym myślisz, że nie ma prawda w ogóle się wydarzyć i wszystko niszczy. I pozostaje tylko smutek, ten fatalistyczny spokój, jedyna broń bezbronnego. Opowieść o Clarze to wspaniała historia i naprawdę nie spodziewałam się, że zrobi na mnie takie wrażenie. Nie ma we mnie wewnętrznej zgody na takie historie (pisałam Wam już kiedyś o tym, że alergicznie reaguję na takie historie rodem z Miłości w czasach zarazy). Ten smutek objął całą książkę, przeniknął ją i choć jest wiele pozytywnych akcentów, cała książka jest jak jej okładka – ciemna, mroczna, prawdziwa. Przez ten smutek nie jestem w stanie napisać Wam nic o języku czy budowie zdań autorki – tutaj zdecydowanie ważniejsze są emocje. Choć można się na tych emocjach skupić podczas lektury, więc umiejętności pisarki na pewno muszą to umożliwiać 🙂
Ale najlepsze jest to, że inspiracją do powieści była książka The lives they left behind: Suitcases from a State Hospital Attic (muszę kupić!). Szpital psychiatryczny Willard działał od 1869 roku. Kiedy w 1995 roku zamykano go, na strychu odnaleziono setki walizek. To była własność pacjentów, którzy najczęściej z takiego szpitala już nie wychodzili. Walizki trafiły jako kolekcja do New York State Museum, a fotograf Jon Crispin utworzył projekt fotograficzny. Na stronie Willard Suitcases możecie obejrzeć zdjęcia, przeczytać rozmowę z Jonem o całej historii projektu, o Willard, o walizkach, znajdziecie wiele linków do zewnętrznych artykułów. Na stronie poświęconej wystawie The Lives They Left Behind: Suitcases from a State Hospital Attic dodatkowo przeczytacie trochę o historii Willard. To niezwykły projekt, właściwie wehikuł czasu, pozwalający zajrzeć w przeszłość. Nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo niesamowite musiało być otwieranie tych walizek, przeglądanie ich zawartości, poznawanie ich właścicieli poprzez rzeczy, które posiadali.
Sam fakt, że autorka książki To, co zostawiła inspirowała się tym projektem sprawia, że staję się nieobiektywna w stosunku do książki. Bo inaczej pewnie bym się o nim nie dowiedziała i nie spędziła wielu godzin, przeglądając zdjęcia, tworząc historie właścicieli walizek. I nie zastanawiałabym się nad tym, co bym spakowała, gdybym miała do dyspozycji jedną walizkę. I co by te rzeczy mówiły o mnie za 100 lat. I z tego względu będę ją bardzo polecać. Zwłaszcza, że jeśli na kimś nie robi wrażenia taki projekt i nie interesuje go przeszłość, bo przecież tam już wszyscy umarli, taki czytelnik dostaje wciąż świetną historię, emocje, bohaterów, do których można się przywiązać, tajemnice, zagadki i intrygi, zaskakujące zakończenie. Mimo całego smutku jest to książka przyjemna i lekka, co jest największym komplementem, bo o rzeczach smutnych i trudnych trzeba umieć pisać.
♦
Wraz z którąś książką od wydawnictwa przyszedł do mnie rozdział tej lektury, który bardzo mnie zaciekawił. Mam nadzieję, że uda mi się ją poznać.
Warto 🙂
Wygląda na to, że znalazłaś prawdziwą perełkę, którą mnie również może zainteresować. Zacznę od tego, że zazdroszczę osobom, które miały okazję pracować z materiałami znalezionymi w szpitalu Willard. Dla mnie z pewnością byłoby to duże przeżycie, tyle osób, tyle niepoznanych historii i tylko przedmioty, mogące coś o tych ludziach powiedzieć. Magia, ale też tragedia. Druga sprawa to oczywiście książka Wiseman – jestem jej bardzo ciekawa i po Twojej recenzji optymistycznie nastawiona. Lubię też połączenie wątków z przeszłości i teraźniejszości, chociaż mam wrażenie, że bohaterowie z przeszłości zazwyczaj są lepiej zarysowani 🙂
I tu też tak jest 🙂 Przeszłość jest dużo lepsza niż współczesność. A jeśli chodzi o projekt, to ja też bardzo zazdroszczę ludziom, którzy brali w nim udział.
Czyli moja hipoteza się potwierdziła, ale w sumie szkoda, że rzadko udaje się stworzyć książkę tak, by oba wątki budziły mniej więcej równą ciekawość.
Przyznam szczerze, że dużo bardziej interesuje mnie ten walizkowy projekt niż sama książka. Jeśli zaś chodzi o wątki szpitalno-psychiatryczne, to polecam mocno (dostępną niestety tylko po angielsku) książkę “Woman at the Edge of Time” Marge Piercy. Feministyczna SF z wątkiem współczesnym.
Walizkowy projekt jest niesamowity! Przeczytałam wszystko, co znalazłam w necie o nim, kiedyś kupię sobie książki na ten temat. Z jednej strony to bardzo szkoda, że zawsze takie tytuły trzeba ściągać zza granicy, ale z drugiej jest to jakiś hamulec, by nie kupować hurtowo 😀 A tytuł zapisuję!
[…] fiksacja, coś, co mnie bardzo interesuje. Były recenzje Dyskretnego szaleństwa, potem książki To, co zostawiła. Walizkowy projekt ze szpitala Willard zaprowadził mnie do kolejnych książek, między innymi do […]
[…] nowa książka Ellen Marie Wiseman! Pamiętacie, jaka zachwycona pisałam o To, co zostawiła? Jestem przekonana, że ta powieść też będzie świetna, zwłaszcza, że autorka znowu porusza […]