Długo opierałam się przed tą książką. Bałam się jej, a z drugiej strony nie chciałam pisać negatywnej recenzji. Książka na podstawie filmu na podstawie gry? To nie mogło być dobre. Zmieniłam zdanie po obejrzeniu filmu. Był tak bardzo nijaki (nawet nie był porządnie zły), że książka po prostu nie mogła być gorsza.
Jestem absolutną fanką uniwersum assasyńskiego, z wielu różnych powodów. Trzy pierwsze części to majstersztyk, jeśli chodzi o historię. Niestety każda dobra historia zostaje w pewnym momencie zepsuta, i nie inaczej było z Assassin’s Creed. Po fantastycznej historii nie został nawet ślad, choć cały czas, z każdą kolejną grą mam nadzieję, że do niej wrócą. Ktoś kiedyś na jakimś forum napisał, że seria AC umarła razem z Desmondem i coś w tym jest. Mimo wszystko w dalszym ciągu sprawia mi przyjemność bycie piratem czy jeżdżenie powozem po wiktoriańskim Londynie. Lubię ten świat i tyle, nawet jeśli nie ma w nim nic głębszego.
Historię z książki potraktowałam osobno, odcinając ją zupełnie od gier. W tym porównaniu każda książka zawsze wypadnie słabiej. Już wielokrotnie poruszałam temat gier i książek, i tego, dlaczego uważam, że czasami gry są lepsze. Ale znowu w porównaniu książka – film, książka zdecydowanie wygrywa. Daje szersze spektrum, wiemy co bohaterowie myślą, co przeżywają, jakie są ich motywacje.
Historia, z jaką mamy tutaj do czynienia, dla osób znających świat Assassynów nie będzie zaskoczeniem. Wszystko opiera się na walce między Templariuszami a Assassynami. Abstergo, ci źli, porywają i wykorzystują wspomnienia genetyczne Assassynów, by zdobyć to, czego pragną. A pragną Jabłka Edenu, starożytnego artefaktu, który pozwoli zapanować im nad Ziemią i wszystkimi ludźmi. Nasz główny bohater, Callum Lynch, człowiek brutalny i agresywny, poprzez swoich przodków zostaje wplątany w te rozgrywki i ostatecznie od niego będzie zależeć, na czyją stronę przeważy się szala zwycięstwa.

To tak w bolesnym skrócie. Bolesnym, bo tak haniebne uproszczenie wręcz obraża twórców gry. Świat stworzony przez scenarzystów gry jest inspirowany powieścią Alamut Vladimira Bartola. Sama niedawno dopiero się o tym dowiedziałam! Powstanie obydwu bractw, walka i starcie się dwóch światopoglądów jest w grach dopracowane do najmniejszych szczegółów. Odkryjecie to, gdy poczytacie assassyńską wikipedię i na przykład artykuł o wcześniej wspomnianym Abstergo. To cały świat, który zaskoczy Was swoją realnością, powiązaniami i relacjami pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami. Historia, która rozpoczyna się w pierwszej części, zabiera nas potem w wędrówkę po całym świecie. Wędrówkę, podczas której sami musimy odpowiedzieć na pytanie, po czyjej stronie stajemy, a wątpliwości czasami przyćmiewają nasze assassyńskie credo. Fenomenalnie wymyślona historia, nie do odtworzenia jedynie na papierze. I choć istnieją powieści Olivera Bowdena, nic nie zastąpi sterowania bohaterem i doświadczania na własnej skórze działania Animusa.
Christie Golden podjęła się napisania kolejnej powieści opartej o Assassin’s Creed. Wyszło jej to całkiem nieźle. Wprawdzie nie wiem, jak może być odebrana przez kogoś, kto o AC nie ma zielonego pojęcia, ale na takim podstawowym poziomie jest w porządku. To zręcznie opowiedziana historia, bez rażących błędów czy źle skonstruowanych zdań. Czyta się ją z przyjemnością i co ważniejsze, z ciekawością, co dalej się wydarzy. Postacie są dynamiczne, a sama fabuła też dosyć prawdopodobna. Są nawet drobne nawiązania do świata z gry (np. do Warrena Vidica), co wystarczy do stworzenia wiarygodnej historii, która koresponduje z całym uniwersum.
Choć fani gry mogą się przyczepić do wielu rzeczy, myślę, że książka spełnia swoje zadanie. Opowiada historię kolejnego Assassyna w sposób naprawdę przyzwoity i myślę, że dla fanów AC będzie to przyjemna lektura. Co innego film – film odradzam z całych sił. To, co w książce, dzięki opisom, jest akceptowalne, w filmie jest największą bzdurą i nieporozumieniem. Nie mówiąc o tym, że chyba nigdy wcześniej nie widziałam filmu tak bardzo o niczym, który trwałby dwie godziny. A te historie mają przecież taki potencjał! Cale szczęście, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł zekranizowania mojego Ezio!

♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦