Mistrza Stephena Kinga nie trzeba przedstawiać. Można go kochać, można go nie lubić, ale każdy przeczytał choć jedną jego książkę lub obejrzał film na jej podstawie. Ja go nie kocham, ale też nie napiszę, że nie lubię. Jego książki sprawiają mi wielką przyjemność, a ekranizacje czasami jeszcze większą. Skazani na Shawshank to jeden z moich ukochanych filmów, który zawsze wymieniam, kiedy ktoś pyta o ekranizacje lepsze od książek. W prozie Stephena Kinga zachwyca mnie jedna rzecz. Pisze on o rzeczach zwykłych, wręcz banalnych, łącząc je mistrzowsko z elementami nadprzyrodzonymi. Właściwie te nadprzyrodzone elementy, z których zdajemy sobie sprawę, są tak wkomponowane w codzienność naszych bohaterów, że praktycznie od razu pojawia się myśl, a co by było gdyby… King jest nazywany mistrzem horroru, dla mnie jest mistrzem psychologii. Jest w stanie człowieka rozłożyć na części pierwsze, zanalizować jego lęki, pragnienia, motywy, a potem złożyć go z powrotem i dać nam niezapomnianą historię i bohatera. W tym jest jego największa siła – każda jego książka, gdyby zabrać jej elementy nierealistyczne, w dalszym ciągu broni się sama. To wspaniałe historie o nas samych, o zwykłych ludziach, którym czasami zdarza się coś niezwykłego. O radzeniu sobie z problemami, o stawianiu przed sobą coraz to nowych wyzwań. O miłości i nienawiści, życiu i śmierci, o tych wszystkich emocjach i namiętnościach, które sprawiają, że człowiek czasami robi głupie rzeczy. O lękach, najskrytszych fobiach, o pokonywaniu strachu i walce o siebie samego. Kto tego nie zna ze swojego życia? Stephen King daje nam wspaniałą okazję, do zastanowienia się, co my byśmy zrobili w danej sytuacji, bez żadnych konsekwencji. To wielka siła literatury i wielki talent takich autorów, jak Stephen King.
Nigdy nie byłam fanką opowiadań, ale Bazar złych snów wyjątkowo przypadł mi do gustu. Może powoli dorastam 🙂 To zbiór dwudziestu najnowyszch opowiadań Kinga. Jak sam Autor pisze we wstępie, rozkłada przed nami swój kramik z drobiazgami. Powstały specjalnie dla Ciebie. Jeśli chcesz, możesz je obejrzeć z bliska, ale ostrzegam, bądź ostrożny. Niektóre z nich mają kły. Mamy potwora, który wygląda jak samochód; jest człowiek, który zabija pisaniem nekrologów (co za intrygujący i wsoaniały pomysł!); czytnik e-booków, który daje dostęp do światów równoległych (pomysł jeszcze lepszy!), jest też zagłada ludzkości. Ale mamy kilka opowieści o życiu i śmierci, które nie mają w sobie elementów nadprzyrodzonych – ich jedynym bohaterem jest człowiek i jego wybory. Opowiadania mają to do siebie, że są zazwyczaj krótkie. Zawsze brakuje mi ciągu dalszego, bo lubię zakończenia. Tutaj zostajemy z historią sami, i co z nią zrobimy, jest naszą sprawą. Niektóre opowiadania kończą się w sposób naturalny, w takim miejscu, gdzie już nic nie można dodać. Ale niektóre kończą się tak, że miałam ochotę natychmiast napisać do Kinga, żeby mi powiedział, co będzie dalej.
Ale najbardziej ze wszystkiego podobały mi się wstępy, umieszczone przed każdym opowiadaniem. Uwielbiam zaglądać do głowy pisarzom, obserwować twórców od kuchni, czasami bardziej mnie to ciekawi, niż skończone dzieło, a już na pewno dodaje mu głębi i smaku. W tym przypadku te obydwie części komponują się ze sobą wyśmienicie. King przed każdym opowiadaniem pisze o sobie, swoim życiu, swoich inspiracjach i motywacjach. Poznajemy młodego Kinga, możemy trochę zajrzeć do jego życia, jego warsztatu. Inaczej czyta się opowiadanie, kiedy się wie, kim inspirował się autor, jakie wydarzenie, osoba czy miejsce miały wpływ na opowiadanie i co autor miał na myśli i co chciał przekazać.
Każde opowiadanie zadaje pytania. King jest wyjątkowym pisarzem. Ma lekkość pióra – pisze o zwykłych ludziach, zwykłych miejscach, zwykłych przedmiotach. A o rzeczach niezwykłych pisze w tak zwykły sposób, że zapominamy, że czytamy o czymś, co nie ma prawa się wydarzyć. Jest znawcą psychiki ludzkiej, uczuć i w ogóle ludzi. To wielka przyjemność poznawać nowe odsłony Stephena Kinga. Jeśli czytacie Kinga, to pozycja obowiązkowa. A jeśli nie – to śmiało możecie zacząć od tego tomu. Świat Stephena Kinga wciągnie was, zaskoczy i zadziwi, a jednocześnie zachwyci. Jak sam Autor pisze, wszystkie opowiadania w tym zbiorze mają czytelnika bawić. I bawią. Czasami przez łzy.
Na koniec piosenka, o której Stephen wspomina 🙂
Za możliwość przeczytania e-booka bardzo dziękuję Virtualo.pl. Możecie kupić ebooka w bardzo dobrej cenie!
Przyznam, że wolę ekranizację Kinga od jego powieści (zdaję sobie sprawę z powagi tych głów). King ma za to bardzo uroczego psa rasy corgi.
Ja czasami też, ale są rzeczy, które dobrze się czyta. Ja muszę sprawdzić w końcu te największe – Bastion, Mroczną Wieżę czy Dallas ’63 🙂
Wszystkie Corgi są fajne, tylko mają wbudowane ADHD :D. Ja mam tak z Jane Austen. Zdecydowanie wolę ją oglądać niż czytać. Z Kinga chcę jeszcze przeczytać “To” i “Bastion”. “Dallas 63”, o którym wspomina Diana Chmiel przeczytałem i podobało się 🙂
Ja nie przepadam za Kingiem. Może to dobór powieści, sam nie wiem. Nie odrzucił mnie strasznie, ale też nie przekonał niemal wcale. Ale chyba jestem też dziwny nieco, bo miło wspominam “Oczy smoka” uważane za jedną z najsłabszych w jego dorobku.
Wydaje mi się też, że nie można być mistrzem horroru bez bardzo dobrej znajomości ludzkiej psychiki.
A filmy na podstawie powieści Kinga? 🙂 Ja nigdy nie rozpatrywałam tego w ten sposób, ale chyba masz rację – żeby straszyć, trzeba wiedzieć jak 🙂
Nie jestem jakimś Kingofanem, za dużo to jego rzeczy nie znam, ale znam na tyle by zauważyć że chłop jest bardzo nierówny. Dwie ostatnie książki Kinga, które przeczytałem to “Pod kopułą” oraz “Dallas 63” i sprawiały wrażenie jakby pisały je dwie różne osoby. “Pod Kopułą”: świetna przesłanka, z którą autor po 50 stronach nie miał zielonego pojęcia co zrobić, kartonowe postaci, zachowania pozbawione jakiejkolwiek podbudowy psychologicznej i wręcz obraźliwe w swej sztampowości zakończenie. “Dallas 63” – Równie dobra przesłanka, ale kilkoro bohaterów z krwi i kości, pogłębiony psychologizm, niezłe dialogi. Fakt, że przedstawienie dnia w których zginął Kennedy naiwne, a zakończenie – cóż.,.. nie powala, ale jednak książa to o lata świetlne lepsza niż “Pod kopułą”. Co więcej sprawiła, że zaczęło mnie kusić żeby po Kinga jeszcze sięgnąć. Ponoć “To” i “Bastion” są niezłe. Ale kiedy po nie sięgnę to nie wiem. Aktualnie dzisiaj właśnie nie skończyłem czytać czwartej książki z rzędu bo mnie odrzuciła. Może w ogóle w tym miesiącu se dam spokój z literkami 😀
Ha! Moja teoria spiskowa jest taka, że King wcale wszystkich książek sam nie pisze, przynajmniej od pewnego momentu 😉 A “To” czytałam dawno temu, ale pamiętam, że zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie.
Tak czasami jest – ja teraz wpadłam w ciąg serialowy i zamiast czytać – oglądam 😉
Plus jest taki, że panowie Hjorth i Rosenfeldt znaleźli się w dobrym towarzystwie i im nie smutno 😀 – kompanami są Daniela=e Defoe, Petera V Brett i Joseph Heller.
A Hellera co? Chyba nie “Paragraf? 🙂
Paragraf, paragraf. To takie “Próchno” Berenta. Doceniam ‘wielkość’ i nawet mogę bardzo ładnie opisać dlaczego to jest wielka literatura, ale już nie jestem na studiach 😀 “Paragraf 22” to dla mnie taka seria skeczy, momentami zabawnych, w swym absurdzie, która ma pokazać, że wojna jest okrutna i wpędza ludzi w obłęd. Załapałem ten koncept przy 90tej stronie, nie muszę czytać następnych 400.
Zaraz, zaraz. Ktoś mi porwał komentarzowy ciąg. Sprzeciw! Granda!
Filmów na podstawie Kinga za wiele nie oglądałem, ja ogólnie jestem zdecydowanie mniej filmowy niż książkowy. Bardzo dobrze (i boleśnie) wspominam Misery, ale reszty “wielkich” nie oglądałem. O, jeszcze “Kraina wiecznego szczęścia” mi się podobała, ale to tak sentymentalnie i za Hopkinsa.
Też uważam, że to skandal 😉 Adaptacje Kinga są albo zupełnie do niczego, albo są tak dobre, że w ogóle nie ma potrzeby sięgać po książki. “Misery”, “Zielona mila”, podobno “Lśnienie” Kubricka – Lśnienia nie oglądałem więc piszę “pdobno”. W każdym razie ptaszki ćwierkają, że King nienawidzi tej adaptacji. I teraz pytanie, czy dlatego, że jest inna od jego książki, czy lepsza od jego książki :-). Podpisano – Ktoś 🙂
Wstyd przyznać, ale “Lśnienia” ani nie oglądałem, ani nie czytałem. Ostrzegałem jednak, że nie jestem ani kingowy, ani filmowy. Stosunek autorów do ekranizacji ich dzieł to chyba w ogóle dość ciekawy temat.
Zrób sobie kiedyś tydzień filmowy z Kingiem! 🙂 I dobrze, że King wszystkich nie zachwyca, byłoby nudno 🙂 Ale dalej dla mnie pozostaje zjawiskiem – nawet jak za nim nie szaleję, to z ciekawości sprawdzam jego nowe książki 😀
“Stąd do wieczności” nie czytałam, ale z chęcią przeczytam, skoro tak! Niemniej jednak uwielbiam też “Paragraf” 😉
Jak mnie “Paragraf” zachwyca jak mnie nie zachwyca. Nawet jak masz męża i dziecko 😉
[…] Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi o „Bazarze złych snów” Stephena Kinga: TUTAJ […]