Nie obchodzi mnie, gdzie jadę. Obchodzi mnie tylko to, co widzę.
Andrzej Stasiuk zabiera nas kolejną podróż. Kto zna wcześniejsze książki autora i je lubi, polubi również tę. Bo Andrzej Stasiuk pisze w sposób charakterystyczny, o rzeczach, które co raz przewijają się w jego opowieściach. Czytelnicy jego książek wiedzą, że podróże ze Stasiukiem nie są tradycyjne. Jego prozy i takich wypraw trzeba się nauczyć. Nawet więcej – myślę, że albo nam gra w duszy taki sposób widzenia świata, albo nie. I w zależności od tego będziemy czytać i lubić jego książki, albo nie.
Ja Stasiuka uwielbiam, więc siłą rzeczy lubię to, co pisze. Bo pisze o sobie, swoich wyprawach, swoim postrzeganiu rzeczywistości. A mi się podoba to, co widzi i jak widzi. Osiołkiem to migawka z podróży do Tadżykistanu, przez Ukrainę, Rosję i Kazachstan. Migawka, która czasami przybiera formę poetyckiej prozy, czasami zapisu wspomnień, czasami reportażu z drogi. Andrzej Stasiuk w jednym z wywiadów zdradził, że Osiołkiem to przede wszystkim to wyznanie miłości do motoryzacji i coś w rodzaju elegii na odejście silnika spalinowego, a treść całej książki można zamknąć w jednym zdaniu – Narrator jedzie do Azji starym samochodem i spotykają go różne przygody. I tak rzeczywiście jest.
To, co najbardziej mnie urzeka w tej opowieści to to, że nie ma ani początku ani końca. To wycinek jakiejś rzeczywistości, to fragmenty, sceny, chwile. Zostajemy porwani na wyprawę, wrzuceni do samochodu gdzieś w środku drogi. Zostaje nam opowiedziane, co było wcześniej, przez chwilę możemy własnymi oczami obserwować to, co się dzieje, ale też bardzo wybiórczo, by na koniec zatrzymać się na którymś z postojów i zostać, podczas gdy autor jedzie dalej. A my możemy o dalszej drodze ewentualnie przeczytać w następnej opowieści. To nie jest dokładna, szczegółowa relacja, ani z podróży, ani z konkretnych krajów. Stasiuk nie pisze reporterskich książek. Jego podróże są bez celu, takiego geograficznego, choć tak naprawdę go mają – autor próbuje dotrzeć do miejsca, gdzie dalej już nie można pojechać. Podróż traktuje jako pretekst – do wspomnień, do rozmyślań o sobie, o ludzkości w ogóle, o życiu, o odwiedzanych krajach, ich historii i kulturze.
Stasiuk jak zawsze pisze o stałości i przemijaniu. Mam wrażenie, że w każdej kolejnej książce jest tego trochę więcej. W wielu miejscach bardzo wyraźnie przebija tęsknota za starymi czasami, za przeszłością. Autor rzuca nam kontrowersyjne nowoczesność jest do bani, a ja jestem w stanie się z nim zgodzić. Z jego tekstów zawsze przebija pragnienie prostoty, powrotu do źródeł, cokolwiek miałoby to znaczyć, zrozumienia pierwotności. I zaczynam dochodzić do wniosku, że nikt tak jak on nie opisuje zwyczajności i codzienności. Tak poetycko, ale jednak konkretnie, dostrzegając najmniejsze detale najprostszych przedmiotów. Opisuje relacje z rzeczami, które traktuje bardzo osobowo, wręcz jak żywe. Zatrzymuje się przy momentach, przez które my byśmy przebiegli, zwraca uwagi na rzeczy, na które już dawno uwagi się nie zwraca, upraszcza życie. I to uproszczenie mnie tak bardzo przyciąga. W świecie, w którym lubimy sobie wszystko komplikować, często bez żadnego powodu, taki głos jest bardzo cenny. Ciągnie mnie do takiej wolności, do tego życia odartego ze wszystkiego zbędnego.
O sobie też myślałem. O tym, że marnuję czas. Że powinienem jeździć tam, gdzie coś jest. Że powinienem patrzeć na ładne rzeczy i jakąś naukę z tego czerpać. Rozwijać się duchowo i estetycznie. Brać prysznic, pić espresso, spacerować, pić prosecco, znowu spacerować, znowu espresso i znowu prosecco. Mnóstwo ludzi tak robi. Nie ma w tym nic złego. Płacą za to, wracają mądrzejsi, pokazują zdjęcia. A ja muszę przejrzeć ze czterdzieści, żeby znaleźć takie, na którym w ogóle coś widać. Bo na większości jest tylko niebo, trochę ziemi i horyzont. Próbuję tłumaczyć, ale sam tego nie rozumiem (…) Osiemdziesiąt kilometrów jazdy, spalona ciężarówka na poboczu i następne osiemdziesiąt kilometrów piachu. Tak wygląda nasze życie, chcę im powiedzieć, ale nie mam odwagi. I że trzeba to zobaczyć, żeby coś z tym zrobić. Ale niewykluczone, że się nie da. I ci tutaj to wiedzą. W całej Rosji, na całym tym Wschodzie wiedzą, że nie będzie ładnie. Bo ładnie robimy sobie po to, żeby uciec od grozy. Modląc się i cywilizując. (…) A tymczasem ci tutaj mają tylko piach do przesypywania z ręki do ręki. Materię podstawową. Początek i koniec. Jakby wiedzieli, że wszystko jest piachem w różnych stanach skupienia.
Ja go prostu zwyczajnie lubię, bo to mądry człowiek jest. I lubię słuchać tego, co ma do powiedzenia, patrzeć na świat jego oczami, uczyć się od niego, jeździć z nim po świecie. Osiołkiem można się delektować, czytać go powoli i szukać tego, co chcemy z tej opowieści wziąć dla siebie. Polecam nawet najbardziej zatwardziałym zwolennikom konkretów w literaturze. Sama bym się do takich zaliczyła, dlatego wiem, co mówię. U Stasiuka pod płaszczykiem poetyckości, metafor, zdań sprawiających wrażenie złotych myśli jest wbrew pozorom bardzo dużo konkretu. Warto.
♦
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję
♦
Ach, ta wredna nowoczesność. Problem z nią polega na tym, że wszelkie formy odwrotu możliwe są jedynie w sytuacjach gorszych niż ona sama.