Studentka z Gdańska padła ofiarą seryjnego mordercy na terenie kościoła w Glasgow. Pracownik budowlany dostał szału podczas niedzielnego grilla i zamordował sześć osób na wyspie Jersey. Para zwyrodnialców zakatowała niespełna pięcioletniego chłopca w Coventry. Student skazany za brutalny gwałt w Exeter, walczący o uniewinnienie. Obok tych historii nie można przejść obojętnie. To mroczna strona emigracji na Wyspy.
Lubię, kiedy czytane przeze mnie książki w jakiś sposób się ze sobą łączą. Te połączenia najczęściej powstają przypadkiem. A to zmusza mnie do zastanawiania się, jak to się dzieje, że jakiś motyw pojawia się w jednej książce, by za chwilę pokazać się w kolejnej. Czasami kilka lat nie trafiam na jakąś rzecz, mija wiele książek przeczytanych nawet bez zająknięcia się na dany temat, a potem nagle trzy po kolei go poruszają. Pewnie działa tu ten sam proces, który powoduje, że jak jesteśmy głodni to widzimy wszędzie jedzenie, a jak kupimy sobie nowy samochód, to nagle zaczynamy go wszędzie zauważać. Z książkami zdarza się to rzadziej, ale jednak się zdarza.
Sięgając po książkę Syreny z Broadmoor nie miałam pojęcia że taki proces zaistnieje. Wpadłam na nią całkiem przypadkiem i byłam mocno zdziwiona, że w ogóle nic o niej nie słyszałam. Wprawdzie opowiadania to nie moja najmocniejsza strona, ale już w tematyce kryminalnej orientuję się całkiem dobrze. A tu Jan Kranowolski wziął na warsztat najgłośniejsze sprawy kryminalne z Wielkiej Brytanii z udziałem Polaków i zamienił je w opowiadania. Samo to wystarczyło, żebym zapragnęła ją przeczytać. Ale kilka pierwszych zdań autora we wstępie wywołało moje zdziwienie – Broadmoor to szpital psychiatryczny!! (nie miałam pojęcia o jego istnieniu, pierwszy raz przeczytałam tę nazwę właśnie u Krasnowolskiego). U mnie ostatnio pojawił się temat szpitali psychiatrycznych, najlepiej XIX-wiecznych. To kolejny mój temat, moja fiksacja, coś, co mnie bardzo interesuje. Były recenzje Dyskretnego szaleństwa, potem książki To, co zostawiła. Walizkowy projekt ze szpitala Willard zaprowadził mnie do kolejnych książek, między innymi do Life in the Victorian Asylum. The World of Nineteenth Century Mental Health Care Marka Stevensa. A jego pierwszą książką było Broadmoor Revealed, historia szpitala Broadmoor i jego pacjentów. Więc temat zatoczył eleganckie kółko, zostawiając mnie w zdumieniu i z kolejnymi tytułami do przeczytania 🙂

Łukasz Orbitowski na okładce Syren z Broadmoor napisał, że każde opowiadanie mogłoby być odcinkiem wysokobudżetowego serialu. Przytaczam to, bo ma absolutnie rację. Jan Krasnowolski napisał 10 opowiadań, z których każde wbija czytelnika w fotel. Zwłaszcza, jeśli sobie uświadomi, że są one inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Znajdziemy tu wielkie sprawy, którymi żyła cała Polska, ale również te inne, równie tragiczne, które jednak zaginęły gdzieś pod natłokiem podobnych przestępstw i zbrodni. Na koniec autor serwuje nam jeszcze przegląd różnych zdarzeń z lat 2006-2016, które jeszcze bardziej miażdżą.
W pierwszym odruchu chciałam napisać, że wolałabym zdecydowanie reportaż. Jestem dzieckiem reportażu, a wszelkie powieści inspirowane i fabularyzowane zazwyczaj mnie w ogóle nie interesują. Ja chcę wiedzieć jak było, a nie jak ktoś sobie wyobraża, że mogłoby być. I tutaj Jan Krasnowolski mnie zaskoczył, bo opowiadania przeczytałam natychmiast i doskonale rozumiem, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. I choć w dalszym ciągu z chęcią przeczytałabym zbiór reportaży na taki temat, to lektura opowiadań była pod względem literackim satysfakcjonującą przyjemnością, a pod względem tematyki równie satysfakcjonującą, ale mroczną i brutalną podróżą w głąb ludzkiego człowieczeństwa.
Mam wrażenie, że o książce było cicho, a zdecydowanie powinno być głośniej. Polecam bardzo mocno! Opowiadania Jana Krasnowolskiego są porażające w swojej prostocie. Najważniejszy jest w nich człowiek i to, co nim kieruje. Autor nie sili się jednak (i chwała mu za to!) na rozważania psychologiczne, na stawianie pytań czy szukanie odpowiedzi. Opowiada o konkretnych sytuacjach, o konkretnych ludziach i ich czynach. I mimo że wiemy, że to jedynie kreacja artystyczna, to wiemy też doskonale, że tak właśnie mogłoby być. Autor zostawia nas z tym wszystkim, z tą rzeczywistością i rodzącymi się w głowie pytaniami. Lubię taką oszczędność i minimalizm w pisaniu, mam wrażenie, że to wywiera większy efekt niż nadmierne opisywanie czy dogłębne rozważanie czyichś pobudek. Bo nic nie jest wyjaśnione, a czytelnik zostaje z bałaganem w głowie. Krasnowolski zwraca uwagę na problem, ale nie diagnozuje, opisuje, ale nie nazywa. Zdecydowanie warto przeczytać – to teksty, które na długo z Wami zostaną.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
A czy nie jest czasem tak, że byłoby nieco za mało materiału na reportaż? Za dużo luk do uzupełnienia niefaktami?
Może na jeden obszerny reportaż faktycznie za mało. Ale już na zbiór kilku krótszych – wydaje mi się, że dałoby radę. Ale rozumiem autora – pisać reportaże na takie tematy to zupełnie coś innego niż napisać opowiadanie inspirowane prawdziwymi zdarzeniami.
Dostałem od zaufanego smakosza literatury cynk, aby pochylić się nad tym wydawnictwem, które, jak sprawdziłem, zniknęło w odmętach marketingowych wód, pozbawione chyba odpowiedniej promocji. Niby były o nim teksty w poważnych gazetach, ale, jak widać, na niewiele się to zdało.Syreny nie przebiły się do świadomości czytelnika…
Nie przebiły,się a szkoda. Ale ja zawsze myślałam, że Świat Książki do dosyć znane wydawnictwo…
Diana,racja, znane wydawnicto, które zazwyczaj wydawało…znane, że tak to ujmę, tytuły/autorów, a tym wypadku zrobili wyjątek, sięgając po coś niszowego, spoza głównego nurtu. Tak odbieram ten przypadek