Naprawdę nie wiem o co chodzi z tym, że tak bardzo lubię medyczne książki. Najbardziej pociąga mnie historia medycyny, ale i współczesnymi opowieściami nie pogardzę. Więc kiedy tylko zobaczyłam Szukając diagnozy od razu się na nią rzuciłam. I zdecydowanie nie zawiodłam się, choć po lekturze został mi niedosyt.
Znacie tego pana? Oczywiście, że znacie – nawet jeśli nie oglądaliście serialu, to gdzieś wam mignął. Był taki czas, że House wyskakiwał nawet z lodówki. I wcale się nie dziwię, bo serial świetny, choć ja osobiście nigdy nie skończyłam go oglądać. W każdym razie nie miałam pojęcia, że twórców serialu zainspirowały felietony Lisy Sanders, która pisze od piętnastu lat do New York Timesa. Opisuje w nich najciekawsze medyczne przypadki, z którymi się zetknęła. A rok temu na Netflixie pojawił się serial Szukając diagnozy. Więc jeśli kogoś zainteresują takie tematy, ma całkiem sporo do czytania i oglądania.
Seriale polecam obejrzeć, ale może najpierw przeczytacie książkę? Najważniejsza informacja to to, że Szukając diagnozy to zbiór felietonów, a w każdym z nich autorka opisuje inny przypadek. Całość podzielona jest na osiem części, każda poświęcona innym przypadłościom. Mamy przypadki gorączki, bólów brzucha, głowy, duszności, urojeń, utraty przytomności, wysypki i osłabień. Wydaje się, że są to dolegliwości całkiem zwyczajne i może nawet niezbyt uciążliwe (no bo kto z nas nigdy nie miał gorączki czy wysypki), ale wcale tak nie jest. Lisa Sanders zajmuje się przypadkami zagrażającymi życiu, a do tego trudnymi do zdiagnozowania. I teraz tak – ta książka zdecydowanie nie jest dla hipochondryków. Ja nie mam w ogóle takich zapędów, a po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy wszystko ze mną w porządku. Do tego felietony Sanders uświadamiają, jak przeraźliwie kruche jest nasze życie i jak bardzo wszyscy jesteśmy narażeni w każdej chwili na czynniki, które mogą nas zabić.
Mówi się, że życie zabija i ta książka trochę to pokazuje. Serio. Sytuacje, kiedy idziesz na kolację, a potem lądujesz w szpitalu na krawędzi życia i śmierci i nikt nie wie, co ci jest, są na porządku dziennym u Sanders. Z jednej strony głównymi bohaterami jej opowieści są pacjenci, bo poznajemy ich życie i ich dolegliwości, ich walkę o zdrowie. A z drugiej strony bohaterami są również lekarze, czyli ci, którzy to zdrowie starają się przywrócić. I te felietony, oprócz wywołania hipochondrii u czytelników, mogą zrobić jeszcze jedną rzecz. Uświadamiają, na czym polega praca lekarzy, że to nie jest tylko popatrzenie na pacjenta i wypisanie recepty, a przynajmniej nie zawsze. Że praca lekarza przypomina pracę detektywa, że trzeba poskładać z wielu elementów jedną diagnozę, przy czym niektóre elementy mamy podane, a niektóre dopiero musimy odnaleźć oraz liczyć na to, że sam pacjent poda nam właściwe kawałki układanki. A jak to doktor House powtarzał, wszyscy kłamią i nawet w obliczu śmierci nie każdy jest w stanie powiedzieć prawdę.
Mnie osobiście przeraża ogrom możliwości – przecież każdy symptom może oznaczać dziesiątki innych chorób, a dodatkowo połączenie różnych symptomów może wskazywać na jeszcze inne choroby. Jak to wszystko ogarnąć? Lisa Sanders pokazuje jak wielką siłę ma nawet nie pojedynczy doktor, a sieć lekarzy. Dzisiaj żyjemy w takich czasach, w których lekarze opisują swoje najtrudniejsze przypadki w Internecie, konsultują się ze specjalistami z całego świata, wymieniają informacjami. Często zdarza się, że lekarz rozpoznaje jakąś chorobę, bo wcześniej o niej czytał, a czasami jest to po prostu łut szczęścia, na co Sanders też zwraca uwagę.
Warto przeczytać, żeby uświadomić sobie zawiłości pracy lekarzy. Warto też przeczytać, aby poznać konkretne przypadki i ludzi, którzy muszą się z nimi zmierzyć. Pewne rzeczy, które wyniesiemy z lektury są uniwersalne, a cała reszta oby nigdy się nie przydała w prawdziwym życiu. Felietony Sanders są też idealną lekturą dla osób, które zbytnio nie chcą się wgłębiać w medyczny świat – są krótkie, różnorodne, ciekawe i napisane w przystępny sposób.
Ja jestem pod ogromnym wrażeniem pracy lekarzy, za żadne skarby nie chciałabym być jednym z nich – nie poradziłabym sobie z presją i odpowiedzialnością za czyjeś życie. Wychodzi na to, że dobry lekarz, oprócz posiadania wiedzy medycznej musi być dobrym detektywem – sami przyznacie, że to bardzo ciekawe połączenie. Przeczytajcie Szukając diagnozy – jestem przekonana, że znajdziecie tam wiele rzeczy dla siebie.
♦