Przejdź do zawartości

Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi

o książkach, które lubię bardziej niż ludzi

  • Strona główna
  • Info
    • O mnie
    • Moje teksty
    • Odwiedzam
    • Patronaty
    • Współpraca
  • Książki
    • 5 książek, które…
    • Australia
    • Biografie
    • Dla dzieci i młodzieży
    • Góry
    • Komiksy
    • Kosmiczne
    • Kryminały/Thrillery
    • Mordercy
    • Obozowa
    • Podróżnicza
    • Popularnonaukowa
    • Poradniki
    • Powieści inne
    • Poza ramami
    • Reportaże
  • Rozmowy
  • Gry
    • Gry
  • Inne
    • Śladami książek
    • Nie o książkach
  • Zdjęcia
  • Polityka cookies
  • Wyślij książkę
7 grudnia 2019 / Poza ramami

Zawód: powieściopisarz

Powieściopisarze to gatunek ludzi, którzy celowo zmieniają rzeczy niepotrzebne w potrzebne

Uwielbiam Murakamiego. Przeczytałam wszystko, co napisał. Żartuję, że czytałam go zanim był modny. I choć naprawdę bardzo lubię jego pisanie, wcale nie jestem w grupie która dałaby mu literackiego Nobla. Zawód: powieściopisarz to gratka dla wielbicieli Murakamiego – to możliwość zajrzenia w jego życie, poznania od tej bardziej prywatnej strony. W serii esejów dzieli się z czytelnikami poglądami, zdaniem na wiele spraw. Opowiada o wydarzeniach ze swojego życia. Wszystko obraca się wokół pisania, ale ponieważ pisanie wypełnia całe życie Murakamiego i jest mu w jakiś sposób podporządkowane, siłą rzeczy opowiada po prostu o sobie.

Nikt nie lubi samotności. Ja tylko nie próbuję się z nikim na siłę zaprzyjaźniać. To prowadzi do rozczarowań – Norwegian Wood

Jeśli ktoś lubi styl Murakamiego, jego pisanie, to książka zdecydowanie jest dla niego. Jeśli natomiast nie przekonał Was w żadnej powieści, tu również Was nie przekona. Zwłaszcza, że to taki Murakami w pigułce, jego kwintesencja, wyciągnięta i opisana przez niego samego. O czym jest ta książka? Murakami pisze po prostu o tym, czym dla niego jest pisanie. Opisuje swoje początki, opowiada o pierwszej powieści i o tym, dlaczego (i jak) ją w ogóle napisał. Zdradza, jak pisze, ile godzin dziennie, jak wygląda jego rytm dnia. Zastanawia się, czy pisarze są tolerancyjni, co to znaczy być oryginalnym i dla kogo tak naprawdę pisze swoje książki. Znajdziecie kilka słów o nagrodach literackich, znaczeniu i wartości szkoły, o wolności pisarza i możliwości stawania się codziennie kimś innym. Jest Hemingway, jest Zbigniew Herbert, jest gimnastykujący się Kafka. Jest Murakami w pigułce czyli literatura, muzyka, bieganie i baseball.

Muszę powiedzieć, że rzadko kiedy mam poczucie duchowego pokrewieństwa z innym człowiekiem. Spotkałam kilka takich osób w życiu, ale w stosunku do znanych ludzi raczej takich uczuć nie miewam (a przynajmniej wyrosłam z tego ;-)). A jednak z Murakamim jest trochę inaczej. Zawsze coś mnie do niego ciągnęło, a kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, co to takiego, wymyśliłam. On jest człowiekiem składającym się ze wszystkich cech, które podziwiam, wyznającym i kierującym się w życiu zasadami, które ja również uważam za istotne.

Pierwsze wrażenie, jakie możecie odnieść po lekturze tej książki jest takie, że Murakami bardzo dużo przeprasza i bardzo często podkreśla, że to co pisze, to tylko jego własne, osobiste zdanie. To niesamowicie mądry facet, kosmopolita, a jednocześnie tak bardzo japoński. Wyznaje między innymi zasady żyj i daj żyć innym, nie wyciągaj pochopnych wniosków i nic na siłę. Dla niego wszystko jest tak po prostu. Lubię takie podejście, bo jest ono bardzo rzadkie. Ludzie nie są w stanie znieść innych ludzi z taką filozofią. Cały czas martwimy się, co inni powiedzą i co wypada, a co nie. Myślimy i przekonujemy sami siebie, że jesteśmy na coś za starzy, za młodzi, że coś jest nieodpowiedzialne albo głupie, że nie mamy talentu i żeby lepiej się nie wygłupiać.

Jesteśmy przede wszystkim wolnymi ludźmi, nie artystami. Zgodnie z moją definicją wolny człowiek robi co chce, kiedy chce i jak chce. Zamiast być artystą, który musi się przejmować opinią społeczeństwa i wkładać na siebie sztywny, formalny strój, lepiej jest być najzwyklejszym, wolnym człowiekiem.

A Murakami to człowiek, który nigdy w życiu nie zrobił czegoś przeciw sobie. Chciał prowadzić bar – to prowadził bez względu na to, co mówili inni. Chciał napisać powieść – to po prostu to zrobił. Chciał biegać, choć wszyscy się patrzyli na niego jak na idiotę? Po prostu zaczął biegać. Nie interesują go inni ludzie, interesuje go własne życie. Słucha się intuicji, żyje swoim rytmem, w zgodzie przede wszystkim z samym sobą. Imponuje mi to, staram się być taka sama. Moim zdaniem to najlepszy przepis na satysfakcjonujące życie. Łączy nas też kotowaty charakter – jeśli ktoś każe iść w prawo, ty odwracasz się w lewo.

Dlaczego powieści Murakamiego tak bardzo zapadły mi w serce? Myślę, że głównym powodem jest to, że nic się w nich nie dzieje, a jego głównymi bohaterami są ludzie, z którymi ja mogę się identyfikować – zwykli, często przezroczyści, samotnicy i odludkowie. Okazuje się, że sam Murakami taki jest i że bardzo dużo dał z siebie swoim bohaterom. Jak sam pisze, z natury nie bardzo lubię się przyłączać do jakichś grup i robić coś wspólnie z nimi. Ale to tak naprawdę temat na całkiem osobny wpis…

Podsumowując – jeśli lubicie Murakamiego, ta książka będzie dla Was wielką przyjemnością. To spojrzenie oczami ulubionego pisarza na świat, to podróż w jego towarzystwie, to wizyta w jego gabinecie. Poznacie trochę japońskiego świata, choć nie nastawiajcie się absolutnie na jakieś literaturoznawcze eseje. Murakami na każdym kroku podkreśla, że pisze o sobie i swoim postrzeganiu. Ale pisząc o sobie jest w stanie też wiele przekazać o swoim otoczeniu.

♦

I na koniec cytat (długi, ale warto go przytoczyć w całości), który idealnie określa Murakamiego (i mnie, i pewnie wielu z Was):

Nie mam w sobie nic zwariowanego.Naprawdę tak uważam. Może nie można mnie nazwać przeciętnym, ale nie jestem zwariowany. Jestem wyjątkowo normalny na swój sposób. Bardzo prosty. Prosty jak strzała. Istnieję tylko ja w bardzo neutralny nieunikniony sposób. Jest to oczywisty fakt i nie przejmuje się za bardzo jak inni mnie postrzegają. To jak inni mnie widzą nie ma ze mną żadnego związku. To nie mój problem lecz ich. Pewnego typu ludzie uważają mnie za wyjątkowego głupca, inni uważają mnie za wyjątkowo wyrachowanego. Mnie to specjalnie nie robi różnicy. Nie jest to ważny problem. Na świecie nie ma nieporozumień, są tylko różnice zdań.Przynajmniej taka jest moja opinia.

Są także tego typu ludzie których pociąga ta moja normalność. Jest ich bardzo niewielu lecz niewątpliwie istnieją. Przyciągamy się wzajemnie i oddalamy bardzo naturalnie, jak planety zawieszone w ciemnej przestrzeni kosmosu. Przychodzą do mnie stykamy się,a pewnego dnia odchodzą. Stają się moimi przyjaciółmi kochankami a nawet żonami. W niektórych wypadkach dochodzi między nami do konfrontacji, ale tak czy inaczej wszyscy ode mnie odchodzą. Rezygnują albo tracą nadzieję, milkną i odchodzą. W moim pokoju jest dwoje drzwi. Jedne są wejściem, drugie wyjściem. Nie działają wymiennie. Nie można wejść wyjściem ani wyjść wejściem. Tak jest ustalone. Ludzie przychodzą wejściem i odchodzą wyjściem. Są różne sposoby wychodzenia i wychodzenia, lecz tak czy inaczej wszyscy wychodzą. Niektórzy odeszli chcąc wypróbować inne możliwości, inni nie chcieli tracić czasu. Niektórzy zmarli. Nie pozostał nikt. W pokoju nie ma nikogo. Tylko ja. Zawsze jestem świadom nieobecności tych którzy odeszli. Widzę jak tu i tam unoszą się po kątach niczym pył w powietrzu wypowiedziane przez nich słowa, ich oddechy i piosenki które lubili nucić. Zdaje się, że widzieli mnie takim jakim byłem w rzeczywistości. Dlatego przyszli do mnie i wkrótce odeszli. Uznali moją normalność i szczere intencje (nie przychodzi mi do głowy inne określenie ), by tę normalność zachować. Próbowali mi coś powiedzieć, otworzyć się przede mną. Większość z nich miała dobre serce, lecz ja nie mogłem im nic dać. Nawet gdyby udało mi się coś dać, nie byłoby to wystarczające. Zawsze starałem się dać im tyle, ile mogłem. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Ja też u nich czegoś szukałem, ale w końcu nic z tego nie wyszło i odeszli.

Oczywiście bardzo mnie to bolało.

Jeszcze boleśniejsze było to że odchodzili zawsze smutniejsi niż kiedy do mnie przyszli. Odchodzili lecz coś się w nich zużywało. Zdawałem sobie z tego sprawę. O dziwo wyglądali na znacznie bardziej zużytych ode mnie. Dlaczego? Dlaczego zawsze jestem opuszczany? Dlaczego zawsze zostaje mi w dłoni czyjś zużyty cień? Dlaczego? Nie wiem.

Dane są niewystarczające. Dlatego nigdy nie ma odpowiedzi. Czegoś brakuje.

Tańcz , tańcz , tańcz

♦

O tej książce przeczytacie jeszcze:

◊ Koniecznie u Kota Nakręcacza

◊ Na stronie Krytycznym Okiem

◊ I na stronie Szczere Recenzje

♦

Za możliwość przeczytania dziękuję♦

 

Poprzedni wpis Simon Beckett

Następny wpis Syreny z Broadmoor

KategoriePoza ramami

Etykietyjapońska Muza

Bardziej Lubię Książki Niż Ludzi

TAGI

agora albatros australia autyzm choroba czarna owca czarne dowody na istnienie góry himalaizm historia insignis japonia kobiece kobiety komiks kosmos literackie marginesy medycyna Muza mózg nasza księgarnia nauka non fiction nowości obozowa otwarte podróże poznańskie premiery PWN rebis rozmowa scenariusz na grę smak słowa sqn virtualo wielka litera wojna wuj wywiad zapowiedzi Znak zysk i ska

Instagram

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

Archiwa

PATRONATY

Tracks WordPress Theme by Compete Themes.

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.
Przeczytaj poprzedni wpis:
Simon Beckett

Chciałam Wam napisać coś o Simonie Becketcie już od Big Book Festiwalu, na którym miałam…

Zamknij