W powieści ich spotkanie w tym miejscu i w tych warunkach byłoby niewiarygodne. Właśnie dlatego rzeczywistość jest tak irracjonalnie fascynująca.
Dowodów na Istnienie nie trzeba Wam przedstawiać. Każdy, kto czyta reportaże, z ich Reporterską serią jest na pewno zaprzyjaźniony. A może wręcz zakochany, jak ja… Czytałam większość i każda jedna opowieść była fascynująca, pokazująca kawałek nieznanego świata. To porządnie napisane teksty, które naprawdę warto znać.
Tak samo jest z Martwą doliną, choć to książka trochę inna niż wszystkie. To doskonała opowieść, ale nie do końca reportaż, do jakiego jestem przyzwyczajona. Szalenie mi się spodobała motywacja autora do napisania tego tekstu, a przez to cała książka nabiera nowej jakości.
Chciałabym oddać na początek głos autorowi, bo przecież nikt tak jak on nie wytłumaczy, co spowodowało, że napisał tę książkę i po co: Pomyślałem o dolinie śmierci w Kamerunie i zdałem sobie sprawę, że jest to idealne pole doświadczalne dla moich obserwacji. Cała sytuacja nadawała się w makabrycznie doskonały sposób do badań nad kiełkowaniem i pączkowaniem opowieści. Wystarczy pomyśleć. Dolina Nyos jest wyraźnie ograniczonym kawałkiem powierzchni ziemi. 21 sierpnia 1986 roku, w noc nowiu, między dziewiątą a dziesiątą wieczorem, słychać wybuch. To jest dla mnie godzina zero, Wielki Wybuch, od którego wszystko się zaczęło. O wschodzie słońca panuje już kompletna cisza – nawet świerszcze zamilkły. Z dna doliny nie dobiega żadne słowo, żaden dźwięk. Dopiero potem nadciąga burza ludzkich głosów; w następnych dniach, miesiącach i latach o martwej dolinie będzie się mówiło, ubolewało nad nią, sprzeczało o nią, spekulowało o niej, fantazjowało. Chcę spróbować rozłożyć na poszczególne elementy wszystkie historie, a przynajmniej większość tego, co zostało na ten temat powiedziane i napisane. Rozwijając każdy wątek nitka za nitką, mam nadzieję, że dowiem się, które słowa zgodne są z rzeczywistością, jak się splotły w zdania, metafory i opowieści.
I dalej: Chodzi mi o narodziny opowieści i ich wpływ na rzeczywistość, z której się wywodzą (…) Mamy kilka oczywistych faktów. Czwartek 21 sierpnia 1986 roku – martwi ludzie i zwierzęta na dnie doliny. Żadnych uszkodzeń chat i kramów. Położone wyżej jezioro zmienia kolor. To było moje pole doświadczalne; teraz, po dwudziestu pięciu latach, chciałem się dowiedzieć, jakie opowieści powstały z tych faktów.
Reportaż, który wynika z fascynacji autora tym, jak bardzo rzeczywistość potrafi być zaskakująca i czasami absurdalna musiał być udany. Frank Westerman wymyślił sobie trudne zadanie. Chciał nie tylko opowiedzieć o faktach, czyli katastrofie nad jeziorem Nyos, ale przede wszystkim chciał prześledzić życie opowieści. Wprowadzając nas w temat, stopniowo przedstawia nam kolejne hipotezy, co tak właściwie się stało, od tych całkiem wiarygodnych, przez naprawdę zaskakujące, aż po takie, które można nazwać teoriami spiskowymi przewrażliwionych paranoików. Poznajemy głównych naukowców, którzy zajmowali się tą sprawą, to jak kształtowały się przeciwstawne sobie obozy i jak rozgorzała walka w naukowym świecie, kto ma rację, a kto jej nie ma. Książka Westermana to opowieść na wiele głosów – swoje miejsce znajdują w niej również mieszkańcy Kamerunu, sąsiedzi, osoby, którym udało się przeżyć. Wiele do powiedzenia mają również misjonarze i przedstawiciele całkiem sporej ilości kościołów. Każdy ma swoją prawdę, a Westerman spisuje je dla nas, układa, szuka powiązań, a przede wszystkim śledzi ich przemiany.
Moja uwaga skupiła się zdecydowanie na recepcji katastrofy w świecie, niż na samym wydarzeniu, w związku z czym uznaję, że Westerman osiągnął swój cel. Obok zdarzenia, podczas którego jednej nocy umiera ponad 1700 osób i tysiące zwierząt, nie można oczywiście przejść obojętnie, jednak dla autora to jedynie punkt wyjścia, a nie główny cel. Pisząc o tym wszystkim, co działo się wokół katastrofy, doskonale pokazuje funkcjonowanie świata – postrzeganie katastrofy jako naukowej zagadki, ten wyścig, by dotrzeć tam jako pierwszy, traktowanie jej jako okazji do zrobienia kariery i jako sytuacji, która zdarza się raz i którą trzeba wykorzystać. To są perspektywy, z których zazwyczaj nie patrzy się na zdarzenia, w których giną ludzie, dlatego Martwa dolina jest książką wyjątkową. Zastanawiam się, czy byłoby możliwe napisanie takiego reportażu o jakimś wydarzeniu w świecie zachodnim, w świecie, który wszystko natychmiast racjonalizuje i naukowo wyjaśnia.
Załóżmy, że tak by było, że eksperci dostarczyliby jednoznaczne wyjaśnienie – ile miejsca zostałoby na fantazje, spekulacje, religijne interpretacje lub teorie spiskowe? Czy opowieści o złośliwych zamiarach i rozzłoszczonych przodkach nie kwitłaby mniej bujnie wobec niekwestionowanej prawdy naukowej?
Dużo w tej książce jest refleksji i przemyśleń. Im mniej faktów, tym więcej opowieści – zapisałem tego dnia wieczorem na żółtej kartce, która odtąd wisi przyklejona do mojego monitora. I tak jest zbudowana ta historia – Westerman fakty oczywiście podaje, ale to, co działo się z historią jeziora Nyos przez ostatnie dwadzieścia pięć lat jest o wiele ciekawsze. Martwa dolina jest inspiracją do zastanawiania się nad tym, jak powstają opowieści, które są potem powtarzane przez wieki. Jak rodzą się legendy i mity, jak kształtuje się nasza wiedza o świecie, jaki wpływ ma na nas słowo i jakie znaczenie dla naszej egzystencji ma wymyślana przez nas i innych fikcja. Westerman perfekcyjnie przedstawił wiele punktów widzenia na jedno wydarzenie, co już samo w sobie daje nam dużo do myślenia. W zależności od tego, kto i kiedy patrzy, tak wygląda świat. Spojrzenie naukowca, prostego mieszkańca Kamerunu, mieszkańca martwej doliny, misjonarza, a w końcu i reportera buduje opowieść o jeziorze Nyos. A ostatecznie na końcu, każdy z czytelników stworzy w głowie swoją wersję prawdy.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Brzmi jak gotowy scenariusz na film katastroficzny albo też odcinek “Z Archiwum X”. Fascynujące jest to, że zapewne mało kto w ogóle słyszał o tym wydarzeniu, a mnie osobiście ciekawi rozwiązanie tak nietypowego zjawiska.