Życie to jest krótki okres czasu, w którym jest się żywym.
Amerykańska sielanka to powieść napisana w 1997 roku, a teraz przypomniana przez Wydawnictwo Literackie w związku z wejściem na ekrany kin filmu. Ewan McGregor debiutuje jako reżyser, a ja debiutuję jako czytelnik prozy Philipa Rotha. Nazwisko oczywiście znam. Zna każdy, kto śledzi Literacką Nagrodę Nobla, bo Roth co roku jest do niej nominowany. I co roku jej nie dostaje. Cieszę się, że miałam powód do przeczytania chociaż jednej jego książki. Sam Roth mówi, że Amerykańska sielanka jest jedną z dwóch ulubionych powieści wśród własnego dorobku. Jest też określana jako arcydzieło literatury i uznawana za jego najlepszą powieść, a sam Roth uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy amerykańskich.
Nie mi oceniać wybitność czy kunszt literacki autora, ale mogę napisać, czy mi się podobało czy nie. Przy takich powieściach zawsze czuję zaskoczenie, bo generalnie to nie jest moja bajka. Przecież jestem stworzeniem reportażowym, więc grube, powolne historie o ludziach nie są dla mnie. A jednak! Myliłam się przy Jonathanie Franzenie, i pomyliłam się przy Rocie. Amerykańska sielanka jest powieścią doskonałą.
Szanować wszystko, co jest godne szacunku; niczemu się nie sprzeciwiać; nie znać przykrego uczucia zwątpienia w siebie; nie zaplątać się w sieci obsesji; nie cierpieć tortur niemocy; nie truć się wzgardą; nie dać się porwać złości… dla Szweda życie rozwijało się jak kłębek puszystej włóczki.
Roth roztacza przed nami obraz idealnego świata idealnych ludzi. Seymour „Szwed” Levov to chodzący przykład do naśladowania, złoty chłopiec bez skazy, ideał, któremu wszystko się w życiu udaje i który wszystko ma. Pochodzi z dobrego domu, dziedziczy po ojcu fabrykę rękawiczek, żeni się z miss New Jersey, przeprowadza się do małego miasteczka i żyje spokojnie w pięknym domu z żoną i córką. My, jako czytelnicy wiemy od samego początku, że ten idealny obraz nie istnieje. Levova poznajemy dzięki Natanowi Zuckermanowi, naszemu narratorowi. Spotykają się po latach, kiedy po idealnym obrazie nie został nawet ślad. Roth snuje swoją opowieść, odsłaniając powoli kolejne pęknięcia na tej idealnej fasadzie. Niszczy ją do samego końca, zostawiając czytelnika z wątpliwościami i wieloma pytaniami.
Głównym, i chyba najbardziej eksponowanym wydarzeniem jest podłożenie bomby przez Merry, córkę Levovów. Czytając słowo terrorystka na okładce wyrobiłam w sobie jakieś konkretne oczekiwania, czegoś się spodziewałam Full Report. Roth zaskoczył mnie, nie spełniając ich zupełnie. Owszem, opisuje amerykańskie społeczeństwo powojenne, dążenie do szczęścia i dobrobytu, czasami nawet za wszelką cenę, ale najbardziej dla mnie fascynująca w tej powieści jest warstwa psychologiczna i te miliony pytań, które słowa Rotha wywołują.
To było w sześćdziesiątym ósmym, gdy terroryzm był jeszcze nowością. Nagle ludzie zostali zmuszeni do szukania sensu w obłędzie. Wszystko wolno. Koniec granic przyzwoitości.
Dwójka bohaterów i dwa całkiem odmienne świat. Ojciec i córka. „Szwed” i Merry. On spokojny, systematyczny, zorganizowany, ona chaotyczna, impulsywna. On pragmatyk, ona idealistka. On płynie z prądem i nie widzi w tym nic złego, ona walczy ze wszystkich sił i chce coś zmienić. Każde z osobna mogłoby żyć swoim życiem, ale zmuszeni, by współżyć i istnieć obok siebie są niszczycielską siłą, która tnie w obie strony. Dlaczego tak trudno nam zaakceptować fakt, że dwa te światy mogą się przenikać? Jeśli ktoś zrobi coś złego, jesteśmy zdziwieni, że pochodzi z dobrego domu. Jakby nie sam czyn nas dziwił, a motywy sprawcy. Jakby dzieci z dobrych domów nie miały prawa robić nic złego. Z drugiej strony, czy Levov jest bohaterem negatywnym? Czy jego dążenie do szczęścia, jego konformizm to zła postawa życiowa? Czy każdy musi czuć na swoich barkach odpowiedzialność za świat? Czy my, jako obserwatorzy, jesteśmy dostrzec moment, w którym wszystko się zmieniło, w którym można by kogoś obwinić i obarczyć odpowiedzialnością? Czy to w ogóle jest możliwe?
Im dalej czytamy, tym głębsze robią się pęknięcia i rysy. Okazuje się, że nie tylko Merry jest popsuta. Tak naprawdę każda jedna osoba taka jest. Być może Levov, w tej swojej naiwnej prostocie, w tej naturalnej umiejętności niedostrzegania problemów, w widzeniu świata na czarno i biało jest jedyną postacią, która ma w sobie prawdę. Jego prawda jest różową bańką, która odgradza go od prawdziwego świata, i w końcu pęka, ale w dalszym ciągu to jego prawda. Nie wiem dlaczego, ale czuję do niego sympatię. Merry, jako wyrodna córka, terrorystka i morderczyni, budziła moje emocje do pewnego momentu w fabule. Potem dowiedziałam się czegoś o niej i przestała być dla mnie interesująca. Bo tak po prostu jest – niektórzy, niezależnie od pochodzenia, wyznania, narodowości czy wieku okazują się wariatami, są podatni na wszelkie działania sekt, mają dziwne pomysły żywienia się energią słoneczną czy stają się mordercami. Może czasami nie warto sobie zadawać pytania dlaczego? To, co w tym wszystkim najbardziej interesujące, to rodzice, którzy muszą mierzyć się z całkiem nową rzeczywistością i reakcją otoczenia.
Jak dobrze możesz poznać drugiego człowieka? Nawet jeśli to jest twoje dziecko? Czy można nienawidzić własne dziecko? Czy wszystko można wybaczyć? Czy warto rozpamiętywać przeszłość? A jeśli nie, to jak się z nią pogodzić? Roth opisuje największy koszmar każdego, kto ma dzieci – świat, w którym twoje dziecko jest mordercą, terrorystą, złym człowiekiem. Najbardziej wstrząsający przykład takiej tematyki, jaki znam to Musimy porozmawiać o Kevinie. Ta opowieść zostaje w człowieku już na zawsze. Przeczytajcie również artykuł Katarzyny Surmiak-Domańskiej Mój syn potwór o Sue Klebold, której syn był sprawcą masakry w szkole. Ten aspekt wydaje mi się najciekawszy – rodziców, pozostawionych na pastwę życia, zastanawiających się, co zrobili źle, zadających sobie do końca życia pytania, na które nie ma odpowiedzi. Roth zasiewa w nas ziarenko dyskomfortu, zmusza do spojrzenia w oczy wszystkim niewygodnym prawdom. Życie jest niesprawiedliwe i okrutne. I nigdy nie można być niczego pewnym. Nigdy. Nieważne, jako mocno będziemy udawać, że wszystko jest w porządku, jak długo oszukiwać samych siebie i odwracać wzrok – rzeczy i tak się będą działy, czas będzie płynął, a ludzie będą robili, to co chcą.
Amerykańska sielanka to fantastycznie stworzony obraz powojennej Ameryki. Roth doskonale oddał klimat, atmosferę, marzenia ludzi, dążenia do ich spełnienia. Społeczeństwo amerykańskie zostało przez niego dokładnie prześwietlone. Roth jest bardzo uważnym obserwatorem i dosyć bezkompromisowym, więc bardzo szybko pozbywa się zewnętrznej skorupy, tej na pokaz, lśniącej i błyszczącej. Zrywa ją bez znieczulenia, choć stopniowo, powoli ukazując to wszystko, co ludzie ukrywają, co ich boli i czego się wstydzą. Dla mnie jednak Amerykańska sielanka to głównie doskonała powieść psychologiczna o odpowiedzialności i winie, o oczyszczeniu, akceptacji i zrozumieniu. To nie jest dekonstrukcja amerykańskiego społeczeństwa, to dekonstrukcja społeczeństwa w ogóle. Ta historia mogłaby się wydarzyć wszędzie. Dlatego powieść ta, choć na wskroś amerykańska, jest tak bardzo uniwersalna. Bo ludzie wszędzie są tacy sami, a jedną z najbardziej niezmiennych rzeczy na tym świecie, są uczucia rodzica do własnego dziecka.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Już jutro się zabieram za tą książkę i aż tupię nóżkami z radości! Chciałabym też zobaczyć bardzo film 🙂
niesamowita książka i recenzja 😀 muszę koniecznie przeczytać 😀
Polecam! I obejrzeć film 🙂
Wspaniała, wyczerpująca recenzja. 🙂
Dziękuję! 🙂