Dzięki współpracy z Virtualo czytam takie książki, których pewnie w innym wypadku bym nie przeczytała. Pisałam już o tym kiedyś przy okazji zalet posiadania czytnika.Taką książką jest też najnowsza (i miejmy nadzieję, że naprawdę ostatnia) część szwedzkiego cyklu Millenium. Pierwsze trzy tomy napisał Stieg Larsson, szwedzki dziennikarz bardzo zaangażowany w tematy społeczne. Millenium zostało wydane dopiero jego niespodziewanej śmierci w 2004 roku, a od 2015 roku jest kontynuowane przez innego pisarza, Davida Lagercranza. Chciałabym, aby ten najnowszy tom stał się okazją do dyskusji o takich kontynuacjach.
Czytaliście cykl Millenium? Pamiętam, że ja przeczytałam każdą książkę w jedną noc i kawałek dnia. Jak zaczęłam czytać wieczorem, siedziałam do rana, aż nie skończyłam. Naprawdę mało książek jest w stanie aż tak przykuć mnie w jednym miejscu. W tej chwili przychodzi mi do głowy tylko Millenium i Pielgrzym. Nie wiem, co jest w tych książkach takiego, że nie można przestać czytać. Obiektywnie – to kryminały takie, jak inne, może z bardziej rozbudowanym tłem społecznym i zwracające uwagę na rzeczywiste problemy kraju, w których dzieje się akcja. Mnie osobiście przykuła na pewno Lisbeth Salander, którą uważam za jedną z najlepszych wymyślonych postaci literackich. Kiedy przeczytałam trzy części, wcale nie czułam potrzeby kontynuacji i poznania dalszych losów bohaterów. Dla mnie to była zamknięta historia, choć wiele jeszcze zostało do wyjaśnienia. Wolałam chyba pozostawić to domysłom, nie zawsze trzeba przecież stawiać kropkę i łopatologicznie tłumaczyć i pokazywać, jak coś się skończyło. Ktoś jednak doszedł do innego wniosku. Wiem, pewni dużą rolę w całym procesie odgrywały pieniądze, w końcu taki dobry pomysł nie może się skończyć tylko na trzech książkach. Ale czy naprawdę nie może?
Początkowo byłam bardzo sceptycznie nastawiona do Lagercrantza i całego pomysłu pisania kontynuacji. Ale kocham Lisbeth i skoro książki zostały już napisane, ja je musiałam przeczytać, żeby poznać dalsze losy bohaterów. Ta, która musi umrzeć podobno jest już ostatnią częścią. Piszę podobno, bo nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co jeszcze komuś strzeli do głowy, a książka kończy się w sposób całkiem wygodny do kolejnej kontynuacji. I cóż, dla mnie seria Millenium liczy trzy książki. Te trzy, napisane przez Lagercrantza, są dobrymi kryminałami, ale nie mają w sobie tego czegoś, co miały oryginalne książki. Z jednej strony nic dziwnego – inny autor, inny styl pisania. Uważam, że Lagercranz poradził sobie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę okoliczności. Podjęcie się kontynuacji czyjegoś cyklu wymaga pisarskiej odwagi, oczywiście, ale ja bym się chciała zastanowić nad tym, czy to w ogóle było potrzebne? Ostatnia część praktycznie nie różni się od poprzednich po za tym, że poznajemy ostateczny koniec historii Lisbeth Salander i jej siostry. To, co przeszkadzało mi bardzo w tej historii to odrębność funkcjonowania bohaterów. Tak jakby nawet Lagercrantz zdawał sobie sprawę, że historia tej dwójki jest skończona, ale na siłę postanowił ich jeszcze raz połączyć, bo przecież trzeba opowiedzieć historię Lisbeth do końca, a Lisbeth bez Mikaela nie ma sensu. Momentami niebezpiecznie przypominało to romantyczną historię, na szczęście autor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że czegoś takiego czytelnicy mu nie wybaczą.
Przyznaję szczerze, że ze wszystkich części ta ostatnia znudziła mnie najbardziej. Być może dlatego, że dla mnie Millenium skończyło się na Larssonie, a pozostałe książki czytałam z ciekawości? Może dlatego, że moim zdaniem czuć, że autor stracił serce do tej dwójki – nie było między nimi chemii, nie było więc czego przenosić na czytelnika? Ale z drugiej strony może powinnam docenić właściwe zakończenie historii, tego, że czytelnik nie musi się domyślać czy wyobrażać sobie, co ostatecznie stało się z jego ulubionymi bohaterami? Jak myślicie? Jesteście fanami takich kontynuacji czy uważacie, że historia należy tylko do pisarza, który ją wymyślił?
♦
Wpis powstał we współpracy z