Kolejna górska biografia za mną. To jeszcze jedna odsłona himalaizmu, niby ciągle tego samego, a za każdym razem tak odmiennego. Każdy ze wspinaczy, kiedy decyduje się na napisanie książki pragnie opowiedzieć trochę o górach, trochę o tym, co kocha a trochę o sobie. Dlatego te teksty nakładają się na siebie, i im więcej ich przeczytasz, tym pełniejszy masz obraz. Choć nigdy nie będzie kompletny bez pojechania w Himalaje i próby wspięcia się na szczyt. Mój obraz nie musi być kompletny, bo wspinać się nie mam zamiaru (choć trekking do bazy może kiedyś, kto wie), ale cieszę się, że z każdą książką staje się pełniejszy. Czytam te książki z perspektywy osoby, która nawet nie chodzi po niższych górach, kogoś, kto stoi z boku i tylko obserwuje. Świat wspinaczki wysokogórskiej fascynuje mnie niezmiernie, ale przez to, że nie mam w sobie potrzeby jej uprawiania, mogę się mierzyć z tym tematem na spokojnie, z dystansem i bez emocji, jakie często towarzyszą wszelakim wyprawom.
I za każdym razem cieszę się, kiedy powstaje taka książka, bo mój głód wiedzy jest niezaspokojony – ledwo skończyłam ją czytać, a już myślałam, kiedy powstanie podobna. O Piotrze Pustelniku przed lekturą książki nie wiedziałam wiele. Oczywiście wiedziałam, że jest trzecim Polakiem, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, ale w zasadzie tyle. Nie pamiętam nawet, żeby jego nazwisko przewijało się innych górskich książkach. Teraz myślę, że przecież na pewno było, tylko po prostu to ja go nie pamiętam…
Jeśli ktoś ma problem z etycznym wyborem – niech się nie pcha tam, gdzie paść może pokerowe: sprawdzam. I to nie jest ucieczka od wzięcia odpowiedzialności za innych, to jest niewplątywanie się w sytuacje, w których tę odpowiedzialność należałoby wziąć.
Ja, pustelnik to autobiograficzna opowieść, której wysłuchał Piotr Trybalski. Oprócz spisania słów Pustelnika, Trybalski dorzuca od siebie fragmenty, która nas wprowadzają w różne sytuacje, przedstawia okoliczności, wyjaśnia i rozwija, nadaje kontekst. To naprawdę świetne rozwiązanie, bo słuchamy słów Pustelnika, który opowiada o sobie i o wszystkim siłą rzeczy z własnej perspektywy, ale dzięki Piotrowi Trybalskiemu mamy też świat obiektywny i możemy umiejscowić w nim Pustelnika i to, co mówi.
Ta książka wciąga. Autentycznie nie mogłam przestać jej czytać. Obiecywałam sobie, że jeszcze tylko jeden rozdział, ale skończyło się na nieprzespanej nocy. A w ogóle to chciałam do niej zajrzeć tak z ciekawości, a zacząć czytać później. Tymczasem okazało się, że Piotr Pustelnik wspaniale opowiada – ciepło i energicznie, szczerze i uczciwie – bo zdradza dużo, ale też zdradza, czego nie powie, i przede wszystkim ze świetnym poczuciem humoru, z dystansem i taką lekką ironią. Opowiada facet, który wie, czego chce od życia, który wie, co zrobił, który nie musi się nikomu tłumaczyć, który jest konkretny, zdecydowany i pewny, choć przecież nie zawsze tak było.
Ta pewność, spokój i rozsądek robią wrażenie. To chyba pierwsza książka, w której himalaista w tak bezpośredni sposób i tak po prostu przyznaje się do tego, że się boi, najzwyczajniej na świecie po ludzku, o siebie, o to, że zginie, o to, że serce nie da rady, potem, że jest już za stary; do tego, że niektóre wyprawy były ogromnym obciążeniem psychicznym. Czytając książki o himalaistach, nawet jeśli mówią o lęku (ale robią to jednak rzadko) to szybko zakrywają go pasją, miłością do gór i innymi rzeczami. Tutaj pojawia się nam przede wszystkim człowiek, a dopiero potem himalaista. W ogóle w tej książce wiele rzeczy jest inaczej. Pustelnik nie bierze udziału w wyścigu, wspinać na ośmiotysięczniki zaczyna się trochę później, a pierwszy taki szczyt zdobywa rok przed czterdziestką. Długo sam siebie nie umie przekonać, że nie jest jedynie obserwatorem, zmaga się z własnymi demonami i lękami, ale idzie cały czas do przodu, we własnym rytmie. I to we własnym rytmie jest kluczowe i chyba robiące na mnie największe wrażenie. Bo przez to jest trochę inny niż reszta – to znaczy czuć miłość do gór, czuć pasję wspinania jak u innych, ale jest w nim jakiś spokój i rozsądek, nie ma konieczności i przymusu zdobywania nowych szczytów za wszelką cenę i wbrew wszystkiemu. Zdobywał szczyty na tlenie, ale nie uważa, że musi komuś coś udowadniać, nie używając go. A ja naprawdę cenię i podziwiam ludzi, którzy idą przez życie, robiąc swoje i nie czując potrzeby udowadniania czegoś komukolwiek.
W tych słowach zabrzmiała tęsknota za tym, żeby w górach było pusto i cicho. Żeby góry były teatrem naszych przeżyć, by w tym teatrze można było poczuć emocjonalne uniesienie, głębokie, wewnętrzne, by nic go nie zakłócało. Trudno sobie wyobrazić, by w dzisiejszych czasach w bazie pod Everestem to się mogło udać. Rzeczywistość, od której uciekamy w góry, dogania nas tam i wali po łbie.
Jako trzeci Polak w historii zdobył koronę Himalajów i Karakorum. Z humorem sam komentuje, że jego osiągnięcie przez całe środowisko zostało uznane bardziej za osiągnięcie osobiste niż coś, co wpisuje się w historię polskiego himalaizmu (a naprawdę nie ma więcej Polaków, którzy by zdobyli Koronę. Jest ich trzech. I 35 ludzi na całym świecie, którzy to zrobili do tej pory!!). To chyba najbardziej pokazuje podziały tego środowiska, niezdrową atmosferę, napięcia. Pustelnik nigdy nie miał aspiracji, by zapisywać się na kartach historii, wytyczać nowe drogi, wspinać się bez tlenu. Zna swoje ograniczenia. Wydaje mi się, że tym bardziej powinien zostać doceniony, a jego osiągnięcie powinno zostać odpowiednio zauważone. Jak sam mówi, nie ma się czego wstydzić. Dla mnie to typ himalaisty, którego można postawić za wzór do naśladowania. Góry są ważne, ale nie najważniejsze – Pustelnik to himalaista, który ani razu nie traci kontaktu ze sobą i z rzeczywistością. Utarło się, że wielcy himalaiści muszą być trochę ekscentryczni, muszą być egoistyczni, iść do przodu, nie oglądając się za siebie. Trochę też sama tak uważam, bo jednak do zdobywania niezdobytego, wytyczania nowych dróg, bicia rekordów trzeba mieć w sobie pazur, coś co pcha cały czas do przodu i każe ignorować konsekwencje. Ale nikt nie powiedział, że jedynie zdobywając nowe i odkrywając nieodkryte jest się dobrym. Chociaż Pustelnik 20 lat życia podporządkował górom i tylko one się liczyły, nie czuć w jego opowieści bezwarunkowej miłości do gór. Czuć jedynie zdrową relację. Może dlatego Pustelnik miał szansę stać się dobrym himalaistą – dobrym, bo żywym? Może dlatego jest trzecim Polakiem z Koroną?
Lubię to, jak o sobie mówi. Potrafi śmiać się z siebie, potrafi dostrzec swoje błędy, złe decyzje, umie spojrzeć na siebie oczami innych. To przede wszystkim mądry, poukładany i rozsądny człowiek, a ja do takich mam słabość. Co mogę dodać? Czytajcie, bo warto! Nie dość, że jest w tej książce porządny kawał historii wspinania (w końcu Piotr kompletował Koronę przez 20 lat, a przez ten czas wiele się zmieniało), jest wiele mądrych słów o górach, o samej wspinaczce, ale jest też wiele ważnych rzeczy o życiu – o przełamywaniu lęków, o walce z samym sobą, o radzeniu sobie z naciskami środowiska, o reagowaniu na opinie innych. To taka książka, która spokojnie może być czytana nie tylko przez wielbicieli tematyki górskiej. Piotr Pustelnik został teraz polarnikiem, wprawdzie, jak sam się śmieje, z literą nauki jazdy L na saniach, ale jednak polarnikiem. To tylko dowód na to, że nieważne, co jest przedmiotem naszej pasji – ważne, żeby ciągle ją realizować, ale też nie za wszelką cenę. Pustelnik to po prostu bardzo mądry facet – warto wysłuchać jego historii i wziąć z niej dla siebie najwięcej, jak się da.
♦
Wspaniała recenzja i piękne zdjęcia. Fakt, że przez Pustelnika zarwałaś noc jest chyba najlepszą rekomendacją tego tytułu!
Dziękuję! 🙂 Zdecydowanie jest 🙂
Świetna, obszerna i ciekawa recenzja! Książkę wypatrzyłam już kilka miesięcy temu w zapowiedziach wydawniczych i zainteresowała mnie od razu, więc jestem pewna, że w końcu (po przynajmniej częściowym przeczytaniu tego, co obecnie mam na półkach) ją kupię i dołączy do moich himalajskich zbiorów.
Miałam bardzo podobne odczucia odnośnie niemożliwości odłożenia książki, gdy pierwszy raz czytałam biografię himalaisty – Kukuczki. Później to samo było z filmami ze wspinaczek – to nic, że na rano do pracy i oczy się zamykają, przecież to wszystko jest tak fascynujące! 😀
Piotra Pustelnika kojarzę z filmu dokumentalnego, chyba też o Kukuczce, gdzie wypowiadał się w taki sposób, że wyglądało to, jakby tekst recytował (nie wiem, z czego to może wynikać), ale mówił rzeczowo i interesująco, z niejakim stoicyzmem 🙂
Najbliższe mi podejście do himalaizmu i samej wspinaczki przedstawia Wojciech Kurtyka, którego słuchać uwielbiam (i jego książkę też będę kupować!), ale tak jak i Ty chętnie czytam na ten temat z wielu źródeł, nie tylko z tych moich ulubionych 🙂
PS Ależ bym pobuszowała w Twojej biblioteczce, tam jest tyle skarbów! 😀
Dziękuję za komentarz 🙂 O, stoicyzm to słowo, którego zabrakło w tej recenzji! Zdecydowanie 🙂 Bernadette McDonald na spotkaniu w Polsce powiedziała, że pracuje nad biografią Kurtyki 🙂 Co to będzie za książka! 🙂
A co z Tatrami? Ze wspinaczką skałkową? Ciekawe, że tak Cię fascynują książki o tej tematyce, ale nie chcesz spróbować sił.
O, wiele takich rzeczy mnie fascynuje 🙂 Śmieję się, że powinnam mieć kilka żyć – po to, żeby zostać fotografem, podróżnikiem, wspinaczem, kryminologiem, pisarzem, mieszkańcem Australii, a potem stacji polarnej na Spitsbergenie, nurkiem głębinowym, producentem gier na podstawie książek, astronautą! 😀 Problem polega na tym, że dla każdej z tych rzeczy trzeba wiele poświęcić, a żadna z nich nie przeważa na tyle nad innymi, by to zrobić 😀 I ja chyba w książkach właśnie to lubię najbardziej – że poznaję świat, którego w żaden inne sposób nie poznam. Mogłabym, ale nie przeszkadza mi to, że nie czuję takiej potrzeby 🙂
[…] znajdziemy również rozmowę z Aleksandrą Kardaś (Książka o wodzie), z Piotrem Pustelnikiem (Ja, Pustelnik to jedna z najlepszych górskich biografii, jakie czytałam) doktor Julie Brigham-Grette, […]