Znacie ideę couchsurfingu? To jeden z najbardziej odjechanych pomysłów na świecie. Odjechanych, bo gdyby tak o tym pomyśleć, nie miał prawa się udać, a działa! W skrócie chodzi o to, że podróżując zatrzymujecie się u ludzi, którzy w danym kraju mieszkają. Znajdujecie się na stronie Couchsurfing.com – osoba, której poszukujecie nie musi służyć Wam od razu miejscem do spania – może to być towarzystwo na kolację, przewodnik, ktoś, kto opowie Wam o danym miejscu. To niesamowite, bo okazuje się, że w każdym zakątku na świecie możecie spotkać przyjaciół, a pobyt w takim miejscu od razu nabiera innego wymiaru – zwiedzać jakiś kraj czy dane miasto i patrzeć na nie oczami lokalsa jest bezcenne! A dlaczego uważam, że pomysł nie miał prawa się udać? Tutaj pewnie wychodzi moje typowe polskie myślenie, w którym zazwyczaj dominuje negatywne i sceptyczne spojrzenie na świat i ludzi. Z couchsurfingu korzystałam dwa razy – w Czechach i w Paryżu. Za każdym razem byłam w szoku, jak bardzo bezproblemowo moi gospodarze wręczali mi klucze do swoich mieszkań. Dużo mnie te sytuacje nauczyły, a jeszcze więcej rozmowy z Lenką i Vincentem – rozmowy nie tylko o Pradze czy Paryżu, ale również o Polsce, Polakach, o innych podróżujących, i o wielu naprawdę bardzo różnych rzeczach. Jeśli ktoś z Was się zastanawia nad takim sposobem podróżowania, niech przestanie i po prostu to zrobi. Choć przyznam, że to forma dla ludzi otwartych i w pewien sposób odważnych.
Ten przydługi wstęp ma służyć wprowadzeniu do książki Couchsurfing w Iranie (Nie)codzienne życie Persów Stephana Ortha. Pisałam Wam już o tym, że Mundus to jedna z moich ulubionych serii – polecam ją na każdym kroku, bo książki w niej są zawsze bardzo wartościowe i ciekawe. I choć Iran może nie do końca mieści się w centrum moich zainteresowań, to już couchsurfingowi nie mogłam się oprzeć. Nie da się ukryć, że Iran i couchsurfing to raczej nie jest połączenie zbyt częste i oczywiste.
Stephan Orth wrzuca nas od razu w środek akcji. Dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że nie jest to jego pierwsza podróż po tym kraju, że wie, czego mniej więcej może się spodziewać (ale to nie znaczy, że Iran go nie zaskoczy), a jego decyzja skorzystania z couchsurfingu opiera się głównie na posiadaniu już irańskich znajomych. Nie umniejsza to jednak w żaden sposób całej podróży – a być może dodaje, bo autor jest w stanie skupić się na rzeczach najważniejszych, na tym, co chce przekazać. Odczuwałam w nim mocną potrzebę odczarowania tego kraju – pokazania, że mieszkają tam tacy sami ludzie, jak gdzie indziej, z podobnymi pragnieniami, tęsknotami i potrzebami. Jednocześnie Orth podkreślał na każdym kroku odmienność kulturową – bo chyba inaczej nie da się Iranu zrozumieć. Na poziomie ludzkim wszyscy jesteśmy podobni, ale gdy w grę wchodzą czynniki kulturowe, wszystko się rozjeżdża. Warto być tego świadomym i przygotowanym, zwłaszcza jeśli myśli się o wyjeździe do krajów islamskich.
Couchsurfing w Iranie czyta się ekspresowo – Stephan Orth pisze lekko i z humorem, informacje historyczne przeplatając prywatnymi opowieściami z życia mieszkańców miasta i irańskich znajomych, a te z kolei anegdotkami i kulturowymi zwyczajami, które często naprawdę ciężko nam zrozumieć. Nie zabrakło muzyki, sztuki, zwykłej codzienności, i przede wszystkim słynnej, irańskiej gościnności. Orth podszedł do sprawy kompleksowo i im dłużej się nad tym zastanawiam, tym trudniej mi uwierzyć, że w tak niewielkiej książce zdołał zawrzeć tyle informacji. To chyba kolejny bardzo dobry przykład na to, że podróże kształcą 🙂 Ale to nie wszystko – są też wyszczególnione informacje praktyczne – wprawdzie potraktowane z dużym przymrużeniem oka, ale jednak zawierające w sobie konkretną wiedzę. Wydaje Wam się, że przejście przez ulicę, kupienie czegoś, albo skorzystanie z toalety w Iranie jest proste, bo przecież czym takie uniwersalne czynności mogę się różnić od tego, jak my to robimy? No to się zdziwicie 🙂
Poza tym nie sposób odmówić autorowi poczucia humoru, bo zaczynać książkę o Iranie historią o imprezie BDSM to trzeba mieć naprawdę fantazję 😉 Więc jeśli Iran Was choć trochę interesuje, jeśli chcecie wiedzieć, co robi w tej opowieści Justin Bieber i dlaczego w Iranie wyrazem wielkiego uznania jest powiedzenie chcę zjeść twoją wątrobę, przeczytajcie koniecznie Couchsurfing w Iranie. Autor w którymś momencie napisał, że Iran to państwo za zasłoną – wiele rzeczy wygląda zupełnie inaczej niż obraz kreowany w mediach i inaczej niż nam się wydaje. To prawda – a ja właśnie dlatego jeszcze bardziej się cieszę, że powstają takie książki. Dzięki Orthowi mogłam poznać kawałek świata, do którego sama raczej nie pojadę.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦