Pochodzę z Des Moines. Ktoś musi.
Bill Bryson jest angielskim pisarzem, który zajmuje się głównie literaturą podróżniczą, ale nie tylko – zdarza mu się też pisać o nauce (Krótka historia prawie wszystkiego!). Bardzo go lubię, przepadam za nim wręcz, ale zdaję sobie sprawę, że nie będzie pasował każdemu. Bryson jest erudytą z ogromnym poczuciem humoru, które czasami potrafi być bardzo ostre. Bezlitośnie punktuje wady, pokazuje słabości, bezkompromisowo opisuje rzeczywistość, potrafiąc przy tym stosować dygresje, czasami bardzo odległe od właściwego tematu. To cała kwintesencja Brysona – jeśli szukamy poprawności politycznej i ładnej opowieści z podróży, Bryson nas nie zadowoli. Myślę, że właśnie za to go tak bardzo lubię – za tę bezkompromisowość, za wytykanie, za kpienie, za nazywanie rzeczy po imieniu. To, co warto jeszcze wiedzieć przed lekturą książki to fakt, że została ona napisana w 1989 roku i jest drugą książką w karierze Brysona. Jest reklamowana jako nowa książka Billa Brysona, więc ktoś, kto sięgnie po nią w nadziei poczytania o współczesnej Ameryce, trochę się zdziwi. Inna sprawa, czy rzeczywiście przez trzydzieści lat amerykańska prowincja aż tak bardzo się zmieniła.
Pomysł na książkę jest doskonale prosty – powrót do domu to jeden z najczęściej wykorzystywanych motywów w literaturze. Bryson uciekł ze Stanów, a po dziesięciu latach postanowił wrócić i sprawdzić, czy świat jego dzieciństwa i młodości ciągle istnieje. Przejechał 14 tysięcy mil i 38 stanów, tym samym wywołując pragnienie takiej podróży przynajmniej w części swoich czytelników. We mnie wywołał, a raczej przypomniał, bo takie pragnienie mam od dawna. Wiecie, rzucić wszystko i pojechać przed siebie. Objechać Australię (o Australii Bryson też napisał świetną książkę – Śniadanie z kangurami!), przejechać wszystkie stany Ameryki. Uwielbiam roadtripy i kiedyś mam nadzieję, że będę mogła sobie na to pozwolić.
Bryson zrywa ze wszelkimi stereotypami, dotyczącymi Stanów. Cudowne miejsce, gdzie ziści się amerykański sen? Nie. Miejsce, gdzie dużo się dzieje? Nie. Szansa na sukces i karierę? Nie. Oczywiście, pisze też o pozytywach, ale głównym jego przesłaniem wydaje się być zmuszenie czytelnika, by przestał bezkrytycznie patrzeć na ten kraj. Albo zaczął patrzeć przynajmniej realistycznie – Stany to nie tylko duże miasta i przemysł filmowy. To również pola kukurydzy, olbrzymie farmy, klęski żywiołowe, bieda, nuda, brak perspektyw w małych miasteczkach. To mnóstwo porzuconych budynków, mnóstwo miejsc, gdzie nie ma najmniejszych nadziei na wyrwanie się do innego życia, miejsc, w których często jest przerost formy nad treścią, a napompowane ego trzeba przekłuć, żeby nie wybuchło. I to właśnie robi Bryson. Ameryka oczami Brysona zdecydowanie nie wygląda na miłe miejsc do życia a amerykański sen wydaje się być pustym frazesem.

Jak wspomniałam wcześniej to bardzo mądry gość, więc jego książka nie ogranicza się jedynie do notatek z podróży. Prowadzi nas przez małe mieścinki, opustoszałe ulice, przydrożne motele, ale porusza również wiele trudnych tematów, pisze o historii kraju, wydarzeniach, które wpłynęły na jego dzisiejszą postać. Oprócz relacji z drogi przeczytamy o odpowiedzialności za podróżowanie, o amerykańskiej biedzie, o przemyśle turystycznym i jego sensie, poznamy historyczne miasta i zobaczymy, co mają do zaproponowania (a czego raczej nie mają), poznamy Amiszów. Bryson swobodnie porusza również temat segregacji rasowej i jej dzisiejszej formy, otwarcie przyznając, gdzie czuł się bezpiecznie, a skąd uciekał czym prędzej.
Cała jego opowieść składa się w spójny obraz całego kraju. Od całościowego spojrzenia na ten wielki kraj, w którym każdy stan w zasadzie mógłby być osobnym państwem, po szczegóły, które nadają książce charakteru i sprawiają, że trudno się od niej oderwać (refleksje o tablicach przydrożnych czy o Playboy’u jako symbolu amerykańskiego życia). Jeśli chcecie poznać Stany, o jakich nie przeczytacie w przewodnikach, koniecznie sięgnijcie po Brysona. Jego książka to lustro, w którym odbija się Ameryka. To również historia o podróży w krainę dzieciństwa – jak bardzo bolesne potrafią być powroty i jak duże rozczarowanie potrafią wywoływać.
Jestem bardzo ciekawa, jak dzisiaj wyglądałaby taka podróż.
♦