Insignis ostatnio wydaje książki w mniejszym formacie niż ten standardowy. Zaczyna mi się to podobać, bo to szalenie wygodne. Do tego takie książki mają w sobie jakiś niezidentyfikowany urok – przez to, że są mniejsze, wydają się takie jakby sympatyczniejsze. Powiecie pewnie, że to bzdura – weźcie taką do ręki i wtedy pogadamy!
Nie ma chyba bardziej odpowiedniej i lepszej książki na obecną porę roku i upały niż W pogodni za słońcem Lindy Geddes. Możemy narzekać ile chcemy (choć zawsze lepiej tego nie robić), ale słońce jest nam niezbędne do życia. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo. Może to dlatego, ze kiedy słyszymy słońce wyobrazamy sobie automatycznie wakacje, piasek, morze, drinki pod palmą. Linda Geddes opowiada nam natomiast o świetle – czyli tym, co również oddziałuje na nas w zimie, tym sztucznym, które atakuje nas w pracy i z komputerów i komórek. Jeśli upały powodują pogorszenie waszego zdrowia, macie prawo ich nie cierpieć. Cała reszta powinna raczej zacisnąć zęby, założyć zwiewne ubrania i wystawiać się na słońce najwięcej jak się da, bo za chwilę już go nie będzie tyle.
Najbardziej popularną informacją o słońcu, jaką można spotkać jest chyba ta, że nam szkodzi, że nie można się na nie wystawiać za dużo a krem przeciwsłoneczny o wysokim filtrze to absolutna podstawa każdego wyjścia latem. Linda Geddes, choć absolutnie nie zaprzecza szkodliwości nadmiaru światła słonecznego, stara się pokazać, że nie możemy traktować słońca jak czegoś, czego trzeba się bać, czegoś zbędnego i niepotrzebnego. Nasz tryb życia powoduje, że większość czasu spędzamy przy świetle sztucznym, co ma olbrzymi wpływ na nas i całe nasze życie. Autorka pokazuje w swojej książce przede wszystkim współczesnego człowieka i to, jak funkcjonuje. To książka w pewien sposób odkrywcza, bo zwraca uwagę na rzeczy niby oczywiste, a jednak nie do końca. Geddes pisze o zegarze biologicznym człowieka, o tym, jak praca zmianowa wpływa na ludzki organizm, jak światło wpływa na naszą wydajność w pracy, jak słońce może być lekarstwem i jak oddziałuje na bakterie i naszą skórę. Pisze też o higienie snu – ten temat czytałam ze szczególną uwagą, gdyż moja higiena snu leży, właściwie chyba nie mam żadnej (najchętniej kładłabym się o 3-4, a wstawała o 12). Zawsze z wielką ciekawością czytam o naturalnych rytmach człowieka, o wszystkim, co pokazuje mi, że nie wszyscy muszą lubić ranne wstawanie. Co ciekawe ( zawsze zwracałam na to uwagę, a teraz wiem, dlaczego tak się dzieje) bez bodźców technologicznych wszystko wraca do normy. Kiedy jestem na wsi, a tryb życia reguluje świat, a nie urządzenia, wstaję o 7 rano i kładę się spać o 21. I nie mam z tym problemu – podczas gdy normalnie wstanie o 7 jest zbrodnią, a o spaniu o 21 w ogóle nie może być mowy.
Linda Geddes rozszerzyła swoje rozważania o trochę historii. Związki człowieka ze Słońcem są bardzo ścisłe, w wielu kulturach znajdziemy słoneczne odniesienia, wielu to Słońce odgrywało największą rolę. To są tak ciekawe tematy, że chętnie przeczytałabym całą osobną książkę o tym. Opowiada nam też o badaniach nad światłem słonecznym. Nie ma natomiast nic o Słońcu z perspektywy kosmicznej, o gwieździe – gdybyście się zastanawiali, czy to kolejna kosmiczna książka. Bohaterem jest światło – jako coś, co w nadmiarze może człowieka zabić, ale co jest równie szkodliwe, gdy jest go za mało. Do tego dochodzą rozmowy z naukowcami i badaczami, a co ciekawsze z ludźmi, którzy bardzo namacalnie odczuli rolę, jaką światło odgrywa w naszym życiu. Poznamy kogoś, kogo zegar biologiczny nie ma nic wspólnego ze słońcem (nie brzmi jak wielki problem, ale jednak takim jest), ludzi niewidomych, którzy nie widząc światła muszą się kierować jedynie swoim wewnętrznym zegarem, kogoś z opóźnioną fazą snu i z drugiej strony – kogoś z przyspieszoną fazą snu, Amiszów Starego Zakonu i współczesnych druidów. Zakres problemów poruszanych przez autorkę jest olbrzymi – od snu i jego zaburzeń, przez wpływ wykonywania czynności o tych samych porach i rolę pracy zmianowej, aż po leczenie światłem i związki z chorobami.
Lektura tej książki otworzyła mi oczy na kilka rzeczy, wiele też się z niej dowiedziałam. Nie myślimy o świetle, bo bierzemy je za coś oczywistego. Zabrakło mi właśnie opowieści na przykład o ludziach uczulonych na światło. Kiedyś pisałam o rewelacyjnej książce Dziewczyna w ciemności. To pamiętnik dziewczyny uczulonej na każdy rodzaj światła, nawet to sztuczne. Myślę, że takie historie mogłyby wspaniale uzupełnić tę opowieść. Ale tak poza tym mogę tylko chwalić. Lubię takie książki, które mi pokazują nowe spojrzenie na stare rzeczy. Linda Geddes sprawnie połączyła naukę i życie codzienne, rozmawiała z naukowcami i pokazywała jak ich badania wpływają na naszą codzienność. Co więcej, sama poddała się pewnemu eksperymentowi. Warto przeczytać, bo można po lekturze rozpocząć zmiany we własnym życiu. Mogą być to zarówno duże rzeczy, jak i malutkie – ale będziemy mieli przynajmniej świadomość, że coś można zrobić.
♦
– O książce pisała jeszcze Marta z Bibliofilem Być
♦
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – W pogoni za słońcem, […]