Raz na jakiś czas pojawiają się książki, przy których mam wielki problem z recenzją. Nie z jej napisaniem, ale z treścią. Zdarza się to przy książkach, które są na moje tematy – takie, które mnie fascynują, które uwielbiam, o ludziach, których podziwiam. Najchętniej wtedy napisałabym Wam wszystko na dany temat, opowiedziała całą biografię, wkleiła milion linków. Na szczęście moje teksty to bardziej eseje okołoksiążkowe, niż rzeczywiste recenzje, więc mogę sobie pozwolić na pisanie o wszystkim, co z daną książką jest związane, nie tylko o jej treści. W przypadku Ostatnich dni mroku muszę się mocno ograniczać – z założenia mam napisać w miarę krótki tekst, który ma spowodować, że poczujecie nieodpartą potrzebę przeczytania tej książki.
Bo jeśli zacznę pisać o Tesli, to nie skończę przez tydzień. Ale namawiam Was mocno do tego, żebyście się z nim zapoznali. To niesamowita postać, niewiarygodny umysł, twórca wielu rzeczy, wizjoner, który wyprzedzał swoje czasy, autor kilkuset patentów. Wiele znanych wynalazków jest przypisywanych komuś innemu, gdy w rzeczywistości to Tesla był ich twórcą. Człowiek, który inspiruje i zdumiewa do dzisiaj – wystarczy spojrzeć na listę współczesnych odniesień do niego. Znajdziemy go w filmach, serialach, książkach, grach, komiksach…Trzeba znać!
Graham Moore postanowił również wykorzystać postać Tesli w swojej najnowszej książce. Z autorem nie miałam do tej pory do czynienia, ale szybko nadrabiam swój błąd. Moore ma już na swoim koncie Oscara za scenariusz do filmu Gra tajemnic (doskonały film! Oglądajcie!), a jego pierwsza powieść, Sherlockista opowiada o poszukiwaniach zaginionego dziennika Arthura Conana Doyle’a przez entuzjastów Sherlocka Holmesa (książka zakupiona, czyta się). Muszę powiedzieć, że intryguje mnie wybór bohaterów przez Moore’a. To same nietuzinkowe postaci, co sprawia, że jego teksty zyskują dodatkowe wymiary. Po książkę Ostatnie dni mroku sięgnęłam przede wszystkim ze względu na Teslę, ale okazuje się, że Graham Moore dał mi w swojej powieści dużo więcej.
Przede wszystkim sama historia sporu między Teslą i Edisonem, która jest opisana szczegółowo, a co ważniejsze, bardzo ciekawie! Nie sposób się od niej oderwać, co jest istotne, gdy weźmiemy pod uwagę, że spór między Edisonem i Teslą był sądowy. Nie ma w tej historii pościgów, wybuchów, dynamicznych zwrotów akcji. To świat zamkniętych w swoim świecie wynalazców, świat sal sądowych, prawniczych sztuczek, stosów dokumentów. Nie brzmi intrygująco, prawda? A jednak Moore stworzył powieść pełną napięcia, powolną, ale fascynującą, taką, z której czytelnik nie chce uronić choćby jednego słowa. Niby nic się nie dzieje, ale nie można uwolnić się od oczekiwania na coś, co za chwilę się wydarzy. W wielu momentach można gubić się w tym, czy czyta się powieść, czy reportaż. To przewaga powieści opartych na prawdziwych wydarzeniach nad tymi całkiem wymyślonymi. Moore we wstępie dokładnie rozdziela te dwa światy – pisze o tym, co było prawdą, a co wymyślił. Całość opowieści jest bardzo mocno osadzona w rzeczywistości, co tym bardziej pobudza wyobraźnię czytelnika – te wszystkie osoby istniały, to wszystko wydarzyło się naprawdę!
Tesla usiłował doprowadzić do tego, by urządzenia działały bez pomocy jakichkolwiek przewodów. Nie trzeba wielkiego uczonego, by stwierdzić, że taki pomysł to czysty absurd. Nawet gdyby jakimś cudem wynalazcy udało się je uruchomić, kto i jak niby miałby ich używać?
Przełożyła Nina Dzierżawska
Po drugie głównym bohaterem nie jest ani Tesla, ani Edison. Jest nim młodziutki prawnik, Paul Cravath, którego pierwszym klientem jest George Westinghouse, trzeci najważniejszy element w tym sporze. Jego postać jest ważna, bo stanowi równowagę do świata wynalazków, genialnych umysłów, wizji i idei. Paul to zwykły człowiek, mocno stąpający po ziemi, raczej konkretny i zajmujący się dniem dzisiejszym, a nie przyszłością. Moore doskonale pokazuje, jak niezwykła potrafi być zwykłość człowieka. Paul w którymś momencie uświadamia sobie, że być może nic nie rozumie z tego, co mówi do niego Tesla, ale na innych polach i w innych dziedzinach to on jest pewnego rodzaju wynalazcą. To cudowna myśl i ważne przesłanie – wielkie umysły tworzą świat, ale tworzy go też każdy z nas. I tylko od nas zależy, jak bardzo zaangażujemy się w ten proces.
Po trzecie w Ostatnich dniach mroku mamy wspaniale pokazanego geniusza, jego pracę, sposób jego myślenia i tworzenia. Cravath, ten, który nie do końca rozumie jak to wszystko działa, jest naszym przewodnikiem i zadaje za nas pytania. Uświadamiamy sobie coś, z czego naprawdę niewielu ludzi zdaje sobie sprawę – bycie geniuszem nie polega na siedzeniu samotnie w swoim genialnym pokoju i wymyślaniu genialnych rzeczy, podczas gdy cały świat czeka na nie z zapartym tchem. Bycie geniuszem to proces, w który zaangażowanych jest wiele osób, na który składa się wiele elementów – odpowiedni czas, odpowiednie miejsce, właściwi ludzie wokół, trochę szczęścia. Są oczywiście wyjątkowe umysł, jak Tesla, ale i one muszą czasami grać według ustalonych zasad. Choć nie ma chyba lepszego symbolu hasła thinking out of the box niż Tesla, jego życiorys pokazuje, że sam genialny umysł nie zawsze musi oznaczać od razu wielki sukces.
No i po czwarte, sam aspekt historyczny. Moore opisuje świat, który jest ciemny, w którym człowiek nie ma kontroli nad światłem, w którym jest uzależniony od pór dnia i naturalnego czasu. Świat, w którym wszystko po zmroku jest niewyraźne, kiedy nic nie ma szczegółów. Moore pokazuje zmianę świata i mentalności ludzi po wynalezieniu żarówki, po okiełznaniu prądu. To absolutnie fascynujący obraz!
Graham Moore zmierzył się z gigantami, ale wyszedł z tej próby zwycięsko. Cóż, krótko mówiąc, po prostu umie opowiadać historie. Dorzucił też kilka bonusów. Każdy rozdział poprzedzony jest cytatem jakiegoś naukowca, są grafiki przedstawiające projekty Tesli, a na koniec zdradza z jakich lektur sam korzystał, pisząc tę powieść. Co oczywiście prowadzi do tego, że sprawdzasz, gdzie i za ile możesz kupić te książki. Za każdym razem, kiedy mówi się czy pisze o Tesli, cieszę się. Co może być lepszego od powieści o ulubionym naukowcu? Graham Moore sprzedaje nam kawałek fascynującej historii, opowiada o wybitnych ludziach i robi to w świetny sposób. Rewelacyjna książka, a do tego będzie jeszcze film! To zdecydowanie jest jedna z moich ulubionych książek w 2017 roku i bardzo się cieszę, że to właśnie nią kończę ten rok. Tak bardzo mocno symbolicznie. Polecam z całego czytelniczego serduszka!
♦
Za książkę dziękuję
♦
To u mnie będzie odwrotnie, bo czytałam Sherlockistę i z tego, co pamiętam, pozytywnie odebrałam tę książkę, więc chętnie sięgnę po inną tego autora. Natomiast postać Tesli mnie jakoś specjalnie nie fascynuje, ale przecież zawsze może się to zmienić 🙂 W każdym razie, mnie zachęciłaś do lektury, zadanie wypełnione 🙂
Szalenie się cieszę 🙂 Czytaj i daj koniecznie znać, co z tym Teslą 🙂
O, tak jak za biografiami nie przepadam, to poczytałbym sobie jakaś porządną biografię Tesli. A jako gracz komputerowy mam do niego słabość za sprawą serii Command & Conquer, gdzie można było stawiać wieżyczki obronne Tesla Coil, uroczo rażące przeciwników.
[…] dni temu opowiadałam Wam o książce Ostatnie dni mroku. Powieść o konflikcie Tesli i Edisona musiała trafić na listę moich ulubionych książek. A […]
Na pewno przeczytam, bo postać Tesli mnie interesuje (przyznaję, że kiedys kupiłam sobie jego biografię i do tej pory jej nie przeczytałam…) – a Sherlockistę czytałam i dobrze wspominam.
Dorzucam do listy do przeczytania. Dzięki
[…] Tesli przeczytałam już kilka książek. O powieści Ostatnie dni mroku Moore’a pisałam na blogu, dawno temu przeczytałam autobiografię Tesli Moje wynalazki oraz […]