Czasami pojawiają się takie książki, które po prostu MUSZĘ przeczytać. Przypuszczam, że każdy z nas ma taki swój temat, który go fascynuje i pociąga. Wtedy czyta się wszystko, co zostanie wydane. Im więcej tym lepiej. Ja mam tak z Czarnobylem. W tamtym roku spełniłam swoje marzenie i byłam tam osobiście – na blogu oczywiście możecie przeczytać kilka słów i zobaczyć zdjęcia z mojego wyjazdu do Czarnobyla i Prypeci. Czytałam oczywiście Aleksijewicz, wiele artykułów, kilka innych książek, które nie do końca spełniły moje oczekiwania… ale ciągle czegoś brakowało. Po lekturze Azylu uświadomiłam sobie czego – wszystkie te poprzednie lektury skupiały się na historii. To były opowieści o tamtych czasach, o wybuchu, o ludziach, którzy uciekali. Są to fascynujące opowieści, ale ja (i przypuszczam, że nie tylko ja) jestem również ciekawa Czarnobyla i Prypeci dzisiaj. Przecież to proces zanikania 50-tysięcznego miasta, pochłaniania go przez naturę – rzadko mamy okazję oglądać coś takiego na własne oczy. To raz. A dwa – istnieje ogromna grupa ludzi, których to miejsce przyciąga i fascynuje, którzy tam jeżdżą, eksplorują. Robią to po coś, to miejsce daje im coś, czego nie może dać im żadne inne, wywołuje w nich niepowtarzalne emocje. Brakowało mi do tej pory opowieści o współczesnym, opuszczonym Czarnobylu, miejscu, które jest celem dla stalkerów, miejscu, które jest świadkiem historii, ale też mocno istnieje w naszej rzeczywistości.
Ten przydługi wstęp jest po to, żebyście nie mieli wątpliwości, że jak tylko mignęła mi gdzieś książka Tomasza Ilnickiego Azyl. Zapiski Stalkera od razu wpisałam ją na listę koniecznie przeczytać. Przyznam szczerze, że bałam się lektury. Dzisiaj niestety mamy zalew książek, które powstały tylko dlatego, że ktoś gdzieś pojechał i potem chciał koniecznie o tym napisać książkę. Bez względu na to, czy pisać umie czy nie. Tyle fantastycznych opowieści i historii zostało w ten sposób zmarnowanych! Miałam obawę, że to będzie taka sama sytuacja. Tomasz Ilnicki Strefę odwiedził sześciokrotnie – czy to wystarczająco dużo razy, by móc o niej opowiadać?
Okazuje się, że tak. Moje obawy zostały rozwiane, choć mam niewielkie ale, o którym wspomnę na końcu. Przede wszystkim Tomasz Ilnicki nie pojechał do Czarnobyla jak turysta, który wprawdzie niewiele doświadczył, ale przecież był, więc wszystko wie. Przygotował się bardzo dobrze merytorycznie już do pierwszej wyprawy i pojechał z ludźmi, którzy Strefę znają, i raczej ją eksplorują, niż zwiedzają. Pierwsza wyprawa to był tylko przedsmak całej przygody – raz po raz Ilnicki tam wracał, i oczywiste jest, że na tych sześciu razach się nie skończy. Każda wyprawa to kolejne wyzwania i przygody, kolejne miejsca, emocje, sytuacje. Wspomnienia z wyjazdów autor przeplata wywiadami z mieszkańcami tamtych terenów, rozmowami ze specjalistami, informacjami historycznymi czy technicznymi. W ten sposób książka idealnie wypełnia lukę, która istniała pomiędzy doskonałym reportażem Aleksijewicz a opowieścią typu byłem widziałem. Równocześnie staje się ważną lekturą dla wszystkich którzy chcą się tam wybrać. Dodatkowym plusem są zdjęcia (oczywiście dla mnie za mało ;-)) – kolorowe wkładki, które pozwolą czytelnikowi choć w części poczuć klimat tego miejsca.
Bardzo dobrze też się ją czyta. Przez zmianę tematu i podział tekstu opowieść jest dynamiczna. Czuć pasję autora i miłość do Strefy. Doskonale oddał te emocje, które odczuwał będąc w niej. Tę pustkę, ciszę, tę niesamowitość sytuacji, że znajdujesz się w 50-tysięcznym mieście, a jedyne, co widzisz, to las. Mój wyjazd był czysto turystyczny, ale to ogromne, przytłaczające wrażenie czegoś też dało się poczuć. Mogę sobie jedynie wyobrażać, jak to jest zapuszczać się do piwnic szpitala czy chodzić w nocy po cmentarzu. Ja bym raczej tego nie zrobiła, więc tym bardziej jestem wdzięczna, że Ilnicki zdecydował się podzielić swoimi opowieściami 🙂
Jest jednak małe ale, o którym wspomniałam na początku. Bardziej wynika to z moich oczekiwań i chęci niż z rzeczywistych wad książki. Bo ja bym chciała, żeby o Czarnobylu pisało się jak najwięcej. Dla mnie to epicki temat który zasługuje na doskonały reportaż. Ale właśnie nie o historii, a o współczesności – o ludziach, dla których dzisiaj jest ważny i którzy właśnie z niego uczynili życiowy cel. I chociaż lektura Azylu bardzo mi się podobała, czegoś mi zabrakło. Może dlatego, że czasami treść przypominała suchą relację z wypunktowaniem następujących po sobie czynności? Może zabrakło trochę obycia pisarskiego, umiejętności zabawy słowem, ale przede wszystkim budowania napięcia, tworzenia atmosfery i klimatu? Nie jest to zarzut, a raczej zachęta. Mam wielką nadzieję, że Tomasz Ilnicki nie przestanie jeździć do Strefy, a co bardziej mnie interesuje – nie przestanie pisać. Widzę tu ogromny potencjał. Czarnobyl i jego współcześni eksploratorzy zasługują na doskonałą książkę i Tomasz, z racji tego, że jest jednym z nich, ma olbrzymie możliwości.
Podsumowując – czytajcie! Jeśli chcecie kiedyś pojechać do Strefy to lektura obowiązkowa. Ale nawet jeśli jesteście zainteresowani tak czysto teoretycznie, książka zaspokoi waszą ciekawość. Zawsze warto zapoznawać się z relacjami z pierwszej ręki. W końcu autor był w miejscach i widział wiele rzeczy, których większość z nas nie widziała i raczej nie zobaczy. Zwłaszcza dzisiaj i w każdym kolejnym dniu – Prypeć zmienia się, zarasta, wielu miejsc w Strefie zwyczajnie już nie ma, zostały zlikwidowane, rozgrabione lub po prostu rozpadły się. Liczba osób odwiedzających Strefę również rośnie, co nie pozostaje bez wpływu na nią. Wydawałoby się, że jak ktoś się wybiera w takie miejsce, to powinien je szanować, ale nie zawsze tak jest. W każdym razie lektura tej książki zmieni Wam trochę perspektywę patrzenia na Czarnobyl, wpuści do zamkniętego świata stalkerów i odpowie na pytanie jak oni to robią? Być może zainspiruje kogoś, kto zawsze o tym myślał i zawsze chciał, ale się bał albo nie miał kogo zapytać. Bardzo się cieszę, że pojawiła się taka książka na rynku i naprawdę liczę na to, że autor ma w planach kolejne!
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Czy rzeczywiście jest tyle osób, dla który Czarnobyl to życiowy cel? I co to oznacza?
Gdyby się temu przyjrzeć bliżej, okazałoby się, że jest naprawdę sporo ludzi, którzy są “zafiksowani” na punkcie samego Czarnobyla, ale i ogólnie rozumianych terenów opuszczonych. A życiowy cel rozumiany jako coś najważniejszego, wokół czego kręci się życie, coś, bez czego nie wyobrażamy sobie własnego życia 🙂
Jest chyba jakaś fascynacja tym, co dzieje się z opuszczonymi miejscami. Takie specyficzne przypomnienie sobie o przemijaniu, a równocześnie konfrontacja cywilizacji i natury, którą można obserwować. Doświadczanie przemijalności świata.
[…] Azyl. Zapiski stalkera to książka, o której już pisałam na blogu. Bardzo brakuje mi właśnie takich pozycji – napisanych przez ludzi, którzy Czarnobyl znają, którzy do niego jeżdżą, często od wielu lat. Ta uzupełnia tę lukę, ale to wciąż za mało. Tomasz Ilnicki czarnobylską strefę wykluczenia odwiedził sześciokrotnie. Opowiadając o tym, zabiera nas w podróż w przeszłość i przyszłość równocześnie. Jak w grze komputerowej prowadzi nas przez kolejne lokacje: szerokie aleje Prypeci, miasta-widma, w którym natura zwyciężyła cywilizację, cmentarzysko statków, przerażający pustką oddział położniczy szpitala. Razem z nim przebijamy czołówką mroki korytarzy w podziemnym laboratorium, by za chwilę spoglądać na ten fascynujący świat ze szczytu dźwigu. Szczera, autentyczna opowieść o pasji, poszukiwaniu wolności i cenie, jaką za to trzeba zapłacić. […]