W czerwcu zachwycałam się Historią Mademoiselle Oiseau w i pisałam, że za jakiś czas pojawi się kolejne cudo. To kolejne cudo mam już na swojej półce i dzisiaj mogę Wam o nim coś napisać. Druga część serii wymyślonej przez Andreę de la Barre de Nanteuil, a przepięknie zilustrowanej przez Lovisę Burfitt nosi tytuł Mademoiselle Oiseau i listy z przeszłości. Czekałam na nią z wielką niecierpliwością – z jednej strony byłam ogromnie ciekawa, jak dalej potoczą się losy Isabelli, z drugiej natomiast zastanawiałam się, czy poziom zostanie utrzymany. Pierwsza część miała przewagę – to było zaskoczenie, coś zupełnie nowego i zachwycającego. Przy drugiej wiemy czego się spodziewać, więc zachwycenie czytelnika będzie nieco trudniejsze. Czy rzeczywiście?
Ja jestem akurat takim czytelnikiem, który lubi się zachwycać i druga część cieszy mnie dokładnie tak samo jak pierwsza. Co tu dużo mówić – jest przepiękna! Grafiki Burfitt potrafią skraść serca – niesforne linie układające się w przedmioty i krajobrazy, żywe kolory, niedopowiedzenia, które zostawiają miejsce wyobraźni. Takie ilustracje są bardzo inspirujące – sama miałam ochotę wziąć farby i coś namalować. A przypominam – mogę mieć wiele zalet, ale uzdolnienie plastyczne na pewno nie jest jedną z nich. Tym bardziej podziwiam artystkę, bo grafiki wydają się proste – ot, kilka linii tu i tam, kilka plam i jest obraz. Zazwyczaj jednak to, co wydaje się proste, takie wcale nie jest, a uzyskana lekkość jest wielką umiejętnością artystki.
W drugiej części spotykamy te same postaci, co w pierwszej, ale pojawiają się też nowe. Isabella zaprzyjaźniła się z Isis a towarzystwa dotrzymuje im kotka Senorita Czaczacza. Kiedy nieobecność Mademoiselle się przedłuża, dziewczynki zaczynają rozglądać się uważniej po jej mieszkaniu. Nie muszą długo szukać, bo tajemnice i przygody z nich wynikające znajdują je właściwe same. Przecież nic w otoczeniu Mademoiselle nie jest zwykłe! Rozpoczyna się podróż, poznawanie przeszłości, odkrywanie kart i łagodzenie konfliktów. To fantastyczna opowieść, którą można odczytywać według własnego uznania. Może być po prostu bajką, ale może być też metaforą naszej codzienności i naszego postępowania.
Paryż sam w sobie jest postrzegany jak magiczne miasto, ale w tej wersji przechodzi sam siebie. W drugiej części mamy Paryż, ale też Wenecję czy podparyskie miejscowości. Niby te wszystkie miejsca są rzeczywiste i przecież istnieją, a jednak czujemy się jak w magicznym świecie. Myślę, że to chyba najpiękniejsza zaleta tych książek – że wydobywają z otaczającej nas rzeczywistości to, co najlepsze, że przekształcają ją w coś kolorowego i fascynującego. Taka opowieść uczy nas, że wszędzie znajdziemy magię – wystarczy tylko chcieć ją znaleźć. Wszystko zależy od nas.
Nie warto się opierać 🙂 Piękne książki trzeba podziwiać i się nimi zachwycać, a te zdecydowanie do nich należą. Gdybym miała kilkanaście lat, na pewno byłyby skarbem w mojej bibliotece. Ale nawet teraz, kiedy mam trochę więcej lat, są zacną ozdobą mojej biblioteczki i bardzo mnie cieszą!
♦
Za możliwość obcowania z tymi pięknymi książkami dziękuję♦