Kiedy wydaje się, że przytłaczający ból życia pomógł na zawsze pogrzebać wspomnienia, niespodziewana podróż budzi demony…
Tłumaczenie Katarzyna Sajdakowska
Tydzień z komiksem powoli dobiega końca – przed Wami ostatni, piąty tekst. Po nim pozostanie już tylko podsumowanie i rozdanie dla Was. Na koniec zostawiłam coś pięknego i zarazem bardzo smutnego. Niewidzialne echa to historia napisana przez meksykańskiego rysownika Tony’ego Sandovala, a zilustrowana przez włoską rysowniczkę Grazię La Padulę. Okładkę pokazywałam Wam już dużo wcześniej na Instagramie – szalenie wciąga, a potem jest już tylko piękniej.
Na rodzajach rysunku się nie znam, ale kiedy coś mi się podoba, to zachwycam się bez zahamowań. Styl rysowania La Paduli bardzo trafia w moją estetykę, więc Niewidzialne echa przeglądałam z wielką przyjemnością. Połączenie ostrych kresek, którymi stworzyła postacie z malarskością otoczenia i krajobrazów, pewną dozą bajkowości w przedstawianiu świata sprawdza się doskonale przy opowiadaniu historii. A i sama historia jest niezapomniana. Tony Sandoval powołał do życia Baltusa, fotografa, którego życie poznajemy na kartach tego komiksu. Nie od początku – dzieciństwo zostaje pominięte, jako element nieistotny, tak jakby nasz bohater urodził się dopiero po poznaniu Moniki, swojej wielkiej miłości. Może rzeczywiście tak było? Niestety, nie było dane im cieszyć się szczęściem zbyt długo, a Baltus, by uciec od tragedii, przeszłości i właściwie od siebie samego zaszywa się na włoskiej wysepce. Tam żyje w spokoju aż do momentu, gdy życie ponownie daje o sobie znać…
Chciałabym Wam opowiedzieć ciąg dalszy ze szczegółami, bo historia zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale nie mogę tego zrobić. Wiecie, że nie cierpię tekstów, w których jest streszczenie fabuły. A z drugiej strony to wyzwanie napisać tekst tak, żeby nic z treści nie zdradzić, a jednocześnie zachęcić do sięgnięcia po daną pozycję. Niewidzialne echa zachwyciły mnie opowieścią i rysunkami. Główny bohater jest fotografem, więc od samego początku miał moją sympatię. To doskonały zawód dla bohatera, który jest wrażliwy i dostrzega o wiele więcej niż inni ludzie. Jest też postacią dosyć tajemniczą – mimo że poznajemy jego życie, wielu rzeczy musimy domyślać się z niedopowiedzeń. Atmosfera, jaką stworzył Tony Sandoval, a którą perfekcyjnie udało się oddać La Paduli w obrazach, jest intrygująca. Z jednej strony to rozdzierająco smutna historia po prostu o życiu – choć może bardziej o śmierci i stracie? Z drugiej – jest jeszcze kolejna warstwa, która zmusza czytelnika do porzucenia swojego patrzenia na świat, a przyjęcia wrażliwego spojrzenia Baltusa. Przez chwilę widzimy i czujemy to, co on – ból, strach, potrzebę ucieczki, spokój ducha, kiedy udało mu się pewne rzeczy poukładać, okiełznanie swoich emocji, powracające demony po zburzeniu muru, którym się otoczył, aż wreszcie ostateczną decyzję, która wszystko zmieniła. Mimo że nic pozornie się nie dzieje, widzimy dojrzewanie Baltusa. Można potraktować to dosłownie, a można zrozumieć to jako metaforę, zależy to tylko i wyłącznie od nas.
Niewidzialne echa to coś, co zna każdy z nas. Przeczucie, instynkt, szósty zmysł, odczuwanie energii, jasnowidzenie, a może po prostu wyjątkowa wrażliwość na otaczający świat – nazwijcie to jak chcecie. Faktem jest, że w życiu nie ma prostych odpowiedzi, każdy ma swoje demony, a na świecie dzieją się rzeczy, których nie rozumiemy. Historia Baltusa jest piękna w swojej prostocie – a przez proste opowieści można przekazać najwięcej.