Po pierwsze, wszystko, co australijskie przyciąga mnie jak magnes. Po drugie, mam taki zwyczaj, że poważniejsze lektury, wymagające ode mnie wysiłku i skupienia, przeplatam sobie książkami mniej wymagającymi. Do tej kategorii wrzucam powieści obyczajowe, kryminały, thrillery i inne sensacyjne historie. O ile uwielbiam ciężkie reportaże, trudne tematy, książki niszczące i miażdżące czytelnika, staram się zachowywać równowagę lekturami dla czystej przyjemności. Taką lekturą była Susza, dzisiejsza premiera. Debiut Jane Harper jest naprawdę udany i z ciekawością będę wyglądać jej drugiej książki. Jeśli macie ochotę na chwilę przyjemnego relaksu z dobrą książką w ręce, Susza będzie idealna.
Ma w sobie wszystko, co dobry przedstawiciel gatunku powinien mieć. Mnie osobiście przede wszystkim przyciągnął klimat. Małe australijskie miasteczko, z dala od większych miast, zdane tylko na siebie. Wszyscy się w nim znają, wiedzą o sobie wszystko. To miejsce, gdzie nie ma prawa się nic ukryć, gdzie jest tyko jeden właściwy sposób życia, a na wszystkie nieprawidłowości przymyka się oko i udaje się, że tak naprawdę wcale ich nie ma. Z takiego miejsca uciekł Aaron Falk i do zupełnie niezmienionego powraca po latach. Śmierć przyjaciela z dzieciństwa staje się punktem wyjścia do opowiedzenia dwóch historii – tej z przeszłości i tej współczesnej. Jane Harper pięknie przedstawiła małą, zamkniętą społeczność i trud życia w niej. To, że każdy obcy jest niszczony, że swoi trzymają się razem, niezależnie od tego, czy słusznie czy nie, że zbrodnie mogą być ukrywane i że często łatwiej odwrócić wzrok i machnąć ręką, niż próbować coś zrobić. A nawet jeśli ktoś próbuje coś zrobić, często się po prostu nie da, bo napotyka niezniszczalny mur zbudowany z wyparcia, niewiedzy, udawania i oszukiwania samego siebie. Po raz kolejny możemy się przekonać, jak działa psychologia tłumu, ale i pojedynczego człowieka, jaką moc ma jedno słowo i jak szybko i boleśnie można zniszczyć komuś życie, właśnie przez słowa.

Małe, zamknięte społeczności to doskonałe miejsce na wszelkie socjologiczne i psychologiczne studia nad człowiekiem. Jane Harper wykorzystała ten motyw, dodając od siebie suszę. Ta naturalna katastrofa, która zmienia bardzo trudne życie w koszmar na ziemi, nadaje ton i nowy, ciekawy charakter tej książce. Owszem, jest ciekawa intryga, kryminalna zagadka do rozwikłania, bardzo interesująca postać głównego bohatera. Są świetnie zarysowane relacje pomiędzy członkami społeczności, a samo miasteczko jest tak samo ważne, jak główny bohater. A może nawet bardziej… Susza natomiast dodaje nam do tej historii jeszcze coś, element walki pomiędzy człowiekiem a naturą. Przeciwstawienie sobie tych dwóch sił, próba odpowiedzi na pytanie, do czego człowiek jest zdolny w różnych warunkach, to zagadnienia, które delikatnie wyłaniają się z fabuły i zaznaczają swoje istnienie. Głównym celem tej książki jest rozrywka, ale warto je dostrzec i docenić, bo to właśnie one nadają tej historii wielowymiarowość. Kiedy dodamy do tego kolejny element – to, jak bolesna przeszłość może wpływać na człowieka, i że zawsze, jak bumerang, wraca – będziemy mieć całościowy obraz świata, który zbudowała Jane Harper.
Jane Harper udało się stworzyć klimat, w którym coś cały czas wisi w powietrzu. Czytelnik czeka, tak jak czekają mieszkańcy miasteczka na deszcz. Czuć ich rozpacz, rezygnację, ale przede wszystkim ich zmęczenie. Ludzie, których trudno złamać, którzy świadomie wybrali takie miejsce do życia lub świadomie w nim zostali, dochodzą do kresu swoich sił. Natura zaczyna zwyciężać. A mimo wszystko jest obecna również nadzieja, walka z przeciwnościami, siła i niezłomność, która każe nam wierzyć, że mieszkańcy miasteczka i tę suszę przetrwają.
A jeśli podoba Wam się temat małych australijskich miasteczek, przeczytajcie również koniecznie Projektantkę Rosalie Ham. I obowiązkowo obejrzyjcie film, bo jest rewelacyjny!
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦