Czego uczy nas ta intelektualna podróż? Tego, że jesteśmy niestabilnymi emocjonalnie, chorobliwie naiwnymi i beznadziejnie ignoranckimi gospodarzami nic nieznaczącej drobinki w kosmosie. Miłego dnia!
tłumaczenie Dominika Braithwaite
Rok temu wydawnictwo Insignis dostarczyło mi wiele, wiele radości. Na naszym rynku pojawiła się (w końcu!) jakaś książka Neila deGrasse Tysona. Była to Astrofizyka dla zabieganych, zbiór jego esejów z wcześniejszych lat. Zajrzyjcie do tamtego wpisu, bo w nim właśnie piszę o swojej znajomości z Tysonem. Nie chcę się powtarzać, a zresztą i tak wszyscy dobrze wiecie, jakimi gorącymi uczuciami darzę popularyzatorów nauki. Tyson jest w ścisłej czołówce, jeżeli chodzi o ulubionych naukowców.
Dzisiaj mogę cieszyć się już z kolejnej książki Tysona i z niecierpliwością oczekiwać na następną. Kosmiczne zachwyty są zbiorem najpopularniejszych artykułów napisanych dla magazynu Natural History w latach 1995-2005. Takim samym zbiorem, ujmującym wszechświat z trochę innej perspektywy będą Kosmiczne rozterki, które pojawią się pewnie za rok. Cóż, ja już dzisiaj mogę powiedzieć, że to będzie jedna z moich ulubionych kolekcji książek. I mam nadzieję, że na tym się nie skończy i pojawi się więcej książek Tysona.
Kosmiczne zachwyty są zachwycające. Po prostu. Jeśli chcecie kogoś zarazić miłością do wszechświata, do nauki, sprawić, że ktoś zobaczy więcej, zainteresuje się czymś do tej pory nieosiągalnym – dajcie mu Tysona. Jeśli nie w wersji książkowej, niech to będą jego wystąpienia na YT. Bo jego się tak samo doskonale czyta, jak słucha. A może nawet lepiej słucha i ogląda – jego ton głosu, gestykulacja, pasja, która go prawie rozsadza od środka, radość z tego, że może przekazywać swoją wiedzę – to wszystko widać i czuć. Tyson zaraża entuzjazmem, nie tylko do nauki, ale do życia w ogóle!
Tyson w przedmowie napisał, że Kosmiczne zachwyty otwierają czytelnikom perspektywę tego, co nas w kosmosie wzrusza, poucza i przeraża. Mam wrażenie, że książki o wszechświecie przerażają trochę czytelników. Jeśli czytamy tylko powieści, nie zabieramy się w ogóle za literaturę popularnonaukową, bo wydaje nam się, że może być za trudna. Tyson udowadnia, że książki o wszechświecie są dla każdego – nauka jest dla każdego, musimy tylko chcieć się z nią zaprzyjaźnić. Wszechświat nigdy nie był łatwiejszy do zrozumienia niż w narracji Tysona.
Starożytne obserwatoria nie przestają zachwycać współczesnego człowieka, być może dlatego, że współczesny człowiek nie wie zbyt wiele na temat ruchu Słońca, Księżyca i gwiazd nad swoją głową. Jesteśmy zbyt zajęci oglądaniem seriali, by zainteresować się tym, co się dzieje na niebie. Konstrukcja z głazów, zbudowana w oparciu o ruch ciał niebieskich, wydaje się nam osiągnięciem godnym Einsteina. Tymczasem naprawdę niezwykłą byłaby dopiero ta cywilizacja, której dziedzictwo kulturowe i architektoniczne w ogóle nie nawiązywałoby do nieba.
Trudno zdefiniować konkretnie, o czym jest ta książka. To zbiór esejów, a jak wiadomo, eseje mają w sobie sporo dygresji. Tyson rozważa w nich pewne zagadnienia, coś, co go fascynuje czy zastanawia. Czy kiedykolwiek osiągniemy kres wiedzy? Czy przyjdzie taki dzień, że będziemy wiedzieć wszystko? Jakie znaczenie na postrzeganie świata mają nasze zmysły i jak bardzo rozwój nauki nie zależy od nich, a od technologii. Jak radzić sobie ze sprzecznościami w nauce, jak odnaleźć się w gąszczu wykluczających się teorii? Jak ludzie doszli do tego, że Ziemia jest okrągła? Jakie podejście do badań naukowych jest najlepsze? Czego możemy się dowiedzieć za pomocą kija? Jak powstające we wnętrzu Słońca światło dociera na powierzchnię Ziemi? Jaka jest historia badania planet? Jaka dziedzina ma najzabawniejszy żargon naukowy? Czy stałe są naprawdę stałe? W jaki sposób astrofizycy czerpią wiedzę o wszechświecie?
Dużo? A jest jeszcze więcej, bo dostajemy ogromną dawkę wiedzy. Pojawiają się typowo naukowe hasła – jest o grawitacji, pojawia się mechanika kwantowa, są wzory, duże liczby, odległości, gęstości i prędkości. Nie da się opowiadać o wszechświecie, pomijając te wartości. Tyson pisze o historii nauki, o teoriach naukowych, informacje o naukowcach, ich wynalazkach i ich wpływie na świat. Do tego dochodzi wiedza czysto fizyczna i astronomiczna, jak zawsze u Tysona podana w takiej formie, że nawet się nie zorientujecie, że czytacie o czymś, co może być trudne.
Umiejętność przekazania takiej ilości wiedzy na tak niewielu stronach świadczy o erudycji autora i doskonałej znajomości tematu. Kiedy jeszcze kosmiczne zagadnienia są opisane w sposób przystępny i z poczuciem humoru – nic tylko się zakochać! Czytajcie Tysona, bo naprawdę warto! Do tego bardzo łatwo się je czyta, w czym pomaga również wydanie. Po pierwsze to krótkie eseje, które można czytać zupełnie oddzielnie. Jeden na dzień wystarczy, a po lekturze polecam pomyśleć i pozastanawiać się nad tym, co właśnie przeczytaliśmy. Po drugie – te książki są malutkie, podręczne, spokojnie można je trzymać w jednej ręce, zmieszczą się do torebki, czy nawet do większej kieszeni. Wszystko po to, żeby mieć Tysona przy sobie i często do niego wracać. Bo oprócz tego, że to astrofizyk znający się na wszechświecie, to również po prostu bardzo mądry człowiek, który dzięki kosmicznej perspektywie wie, o co chodzi w życiu. I tego możemy się od niego nauczyć.
♦
“Astrofizyka dla zabieganych” była fantastyczna! Jestem po studiach na wydziale fizyki i astronomii, ale ponieważ obrany przeze mnie kierunek to biofizyka molekularna, to niestety z astronomią nie miałam wżyciu nic wspólnego. Po studiach nieustannie mnie pytają czy skoro skończyłam wydział fizyki i astronomii to wiem gdzie jest który gwiazdozbiór, która planeta to czerwony karzeł i jak to jest z tym Plutonem (“W końcu to planeta czy gwiazda?”). Przeczytałam najpierw “Wszechświat w twojej dłoni” Galfarda, a później właśnie “Astrofizykę dla zabieganych” i poczułam się olśniona i zainspirowana. Uwielbiam to niby proste podejście do tematu, które tak szeroko otwiera nam oczy na to co nas otacza! Teraz kiedy widzę ciekawostki ze świata astronomii i astrofizyki chciwie je pochłaniam z zainteresowaniem. Dlatego baaaardzo chciałabym przeczytać “Kosmiczne zachwyty”!
Dodatkowo ponieważ nałogowo mówię o książkach, a mam na co dzień do czynienia z naukowcami, to mam wielką szansę inspirować otoczenie! 🙂
PS Jeszcze ciekawsza jestem “Kosmicznych rozterek”! To może być bardzo zaskakująca lektura! 🙂
Na “Kosmiczne rozterki” ja też czekam z wielką niecierpliwością, mimo że jeszcze “kosmicznymi zachwytami” się nie nacieszyłam 😀
Książki popularnonaukowe mają w sobie coś takiego, że można do nich wiele razy wracać i w sumie jak dla mnie cieszą trochę dłużej niż książki czysto fabularne. 😉 Zawsze uważałam, że takie książki są bardzo wartościowe, ale bardzo mnie cieszy, że teraz dodatkowo jest to pięknie wydawane i popularyzowane! 🙂
Zgłaszam się nieśmiało 🙂
Tak mało jeszcze wiem-ciągle mam to poczucie, wciąż chce więcej, a kosmos taaaaaki wielki do ogarnięcia 😉
Pozdrawiam
Kosmiczny zachwyt… Przeżywam go coraz częściej. Codziennie wracam do domu po zmroku i wędruję nieoświetlonym poboczem z malutką latareczką. Wydaje się to niezbyt przyjemne, ale w bezchmurne dni to niesamowite przeżycie (a już najlepsze zimą w mroźną noc), bo idąc, z dala od świateł miasta, widzę przed i nad sobą czarne rozgwieżdżone niebo. Czasem przystaję i wpatruję się w ten bezmiar. Zerkam potem na widoczne w oddali osiedle domków, które wydają się malutkie jak z klocków. Potem znów wpatruję się w firmament i widzę jego ogrom. Ogrom kosmosu. I wtedy właśnie ogarnia mnie zachwyt – oto przez chwilę jestem tylko ja – mały człowieczek – i on – kosmos. Zachwycający i przerażający zarazem… W takich chwilach mogłabym stać się poetką 😀
Mój zachwyt kosmosem jest mało “naukowy”. Z fizyką z resztą nigdy nie było mi po drodze, a jednak – jak odkrywam w czasie
rozmów z ludźmi, którzy nie są jak ja humanistami, a ścisłowcami – znam
więcej fizycznych teorii niżbym przypuszczała. Duża w tym zasługa Lema i
innych autorów science fiction, u których “science” zawsze było ważne. A
że o kosmosie fikcyjnych historii czytałam sporo, to i o nim wiem co
nieco. Tyle że mojej wiedzy przydało się trochę uporządkowania,
żeby łatwiej odróżnić “sci” od “fi” i tu naprawdę sprawdziła się “Astrofizyka…” przywleczona z biblioteki, a o której istnieniu dowiedziałam się od Ciebie 😉 Poza tym, skoro na nowo związałam swoje życie z grodem Kopernika, powinnam chyba częściej zwracać oczy ku niebieskim ciałom 😀
Oooo, mój zachwyt też jest mało naukowy, ale to właśnie jest w nim piękne. Że można, nawet bez znajomości wzorów 😉 Pięknie napisane <3
Wciąż chcę wiedzieć więcej, wciąż szukam takich książek, które zaspokoją ten głód…Nie potrafię wyjaśnić dlaczego nagle z dziewczyny, która czytała tylko książki obyczajowe, przemieniłam się w czytelniczkę zafascynowaną wiedzą płynącą z książek. Kocham czytać książki przyrodnicze i popularnonaukowe, które mają w sobie taka petardę ciekawostek i wiedzy praktycznej tak potrzebnej nam w dzisiejszych czasach. Kiedy ostatnio skończyłam czytać Mikrobiom ( Ed Young), to tak jakbym obudziła się i zaczęła patrzeć na wszystko inaczej, uświadomiłam sobie, że jestem częścią czegoś większego ważniejszego i fascynującego, że te małe stworzenia tworzą mnie, że troszczą się o mnie i wiele innych zwierząt. Kiedy przeczytałam książki Petera Wohlebena, zaczęłam hodować w domu rośliny, dostrzegłam w nich coś więcej, stworzenia, które robią tak wiele dobrego dla mnie. Wycieczki do lasu, przytulanie drzewa, leżenie w trawie stało się czymś więcej niż tylko zabawą. Kiedy teraz widzę kruka lub wronę, to zastanawiam się jak to możliwe, że wcześniej nie dostrzegałam inteligencji tych ptaków. Jestem szczęśliwszą bardziej świadomą osobą odkąd pogłębiam swoją wiedzę, dzięki wielu wspaniałym książkom. Teraz chcę pójść kawałek dalej, chcę kosmosu…:)
Piękne słowa! To właśnie z tych samych powodów i ja czytam książki popularnonaukowe 🙂
Hej, podeślij adres, Tyson poleci do Ciebie 🙂
Aleeee super 😀 You made my day 😀 Adres podałam na priv insta 🙂 Kiedy myślisz, że już może być tylko gorzej, bo w autobusie wylała ci się śmietana 30% w zakupach i kapie , leje się, kurtka ubabrana, wszyscy patrzą na ciebie jak na dziwoląga…Uciekasz z tego autobusu jak najszybciej z miną przepraszającą, że żyjesz… Wpadasz do domu i walczysz z tym bagnem w w torbie, potem szorujesz kurtkę, a na deser okazuje się, że zniknęła twoja ulubiona czapka. Pędzisz, więc do lidla i zaglądasz w każdy kąt, prawie czołgasz się po podłodze, ale nie ma i nikt ze sprzedawców jej nie widział…Wracasz do domu i myślisz za co to….I wtedy dostajesz emaila z info, że wygrałeś książkę i już wiesz, że wszystko będzie dobrze. 😀 DZIĘKUJĘ <3 🙂
Mnie też fascynują książki Wohllebena – za wygrany kod kupiłam sobie wreszcie 2 jego książki o drzewach, ale chciałabym kiedyś mieć wszystko, co napisał :)))
Mam nadzieję, że się uda i życzę Ci tego 🙂 Liczę na to. że jeszcze będą nowe pozycje tego autora 🙂 Dobrego dnia 🙂
Z jakiegoś powodu los uznał, że zabawnie jest podrzucać mi ciągle znajomych zainteresowanych kosmosem, żeby zarazić mnie zainteresowaniem i zmuszać do szukania czegoś dla siebie, to jest dla osoby, której system edukacji nie pozwala naraz znać się na Mickiewiczu i fizyce. Chętnie przejrzę te książki w księgarni i może chwycą, bo przyznam że nie wszystko co popularnonaukowe mi odpowiada.
No co Ty, przecież Mickiewicz i kosmos to idealne combo <3 Przejrzyj koniecznie, albo posłuchaj Tysona na jutubach!
Czytaj ksiazki po to by sie czegos dowiedziec a wiedza o swiecie wydaje sie najbardziej oczywista i jednoczesnie najmniej powszechna. Czytalam S. Hawking, Ch. Galfard i na pewno zabiore sie za Tysona 🙂
Z fizyką nigdy nie było mi po drodze. Pierwsza klasa szkoły średniej zakończyła się oceną 2.. później było średnio bo zazwyczaj 3 na koniec roku. Niestet nie miałam czym się chwalić. Zawsze myślałam, ba byłam pewna, że moja przygoda z tym przedmiotem zakończy się po liceum. Cóż. Życie zaskakuje. A może ja lubię zaskakiwać życie i bliskich. Poszłam na studia – fizykę. Z każdym dniem ten znienawidzony przedmiot zmieniał się w zachwyt. Każdy kolejny zdobyty level wtajemniczenia dawał ogromną satysfakcję. Pojawiła się astronomia. Ale nie w formie jaka była w szkole czyli lakonicznego liźnięcia tematu. Pojawił się zachwyt. Miłość. Nie pracuję w zawodzie. Ale nie zaprzestałam zgłęmbiania wiedzy. Nie przestałam się zachwycać. Czasami miłość przychodzi do nas w najmniej oczekiwanym momencie. Czasami ta miłość początkowo ma więcej wspólnego z nienawiścią. Moja miłość do astronomii i fizyki przeszła wiele dlatego też teraz doceniam każdą nową książkę i czytam ją z wypiekami na twarzy i szybkim biciem serca.
Zgłaszam się 🙂 okładka i tematyka jest tak intrygująca,że muszę sięgnąć po ciekawą lekturę tym bardziej,że uwielbiam patrzeć na błękitne niebo i gwiazdy,więc wypadało by wiedzieć coś więcej 😉
sabinafk yes
Staram się sięgać po literaturę popularnonaukową, bo choć interesują mnie różne zagadnienia naukowe, to czytanie fachowej literatury na ich temat mnie zdecydowanie przerasta. Stąd cieszy mnie pojawianie się na rynku kolejnych książek typu tych napisanych przez Tysona, w przystępny sposób wyjaśniających takim laikom jak ja zjawiska zachodzące we wszechświecie. Posiadam już “Astrofizykę dla zabieganych” i uradowałaby mnie kolejna książka tego autora, zwłaszcza że odkąd mieszkam na wsi, spędziłam już mnóstwo godzin przesiadując nocą na swoim tarasie, wpatrując się w niebo nade mną i popadając w prawdziwie kosmiczny zachwyt… Do pełni szczęścia brakuje mi głębszej wiedzy na temat ogromu przestrzeni otaczającej naszą planetę i… teleskopu! 😀 https://uploads.disquscdn.com/images/38f3b04f3364bdacffdc0a5ba51cda84537cacee23a7e54091f15656edbd8259.jpg
Hej, podeślij adres, bo Tyson poleci do Ciebie 🙂
Dziękuję, jestem kosmicznie zachwycona! <3
Tak tak tak ! 😀 Dziękuję 🙂 <3 Dobrego dnia 🙂
[…] 3. Kosmiczne zachwyty – Neil deGrasse Tyson […]