To nie lot w kosmos czyni człowieka astronautą. Być astronautą znaczy być gotowym do lotu w kosmos.
Tłumaczenie Krzysztof Bednarek
Spaceman jest kolejną książką, która utwierdziła mnie w tym, że po pierwsze bardzo lubię kosmiczne książki, a po drugie – że wszyscy astronauci są fajni. Wiem, że ryzyko używania takich zwrotów jak wszyscy jest spore, bo zawsze znajdzie się jakiś wyjątek, ale umówmy się, że piszę to mając na myśli raczej pewną ideę. Lot w kosmos nie jest rzeczą łatwą. Proces, który to umożliwia, jest skomplikowany, wymagający i długi – na tyle, by po drodze odpadli ci, którzy się do tego nie nadają. Siłą rzeczy ci, którzy przetrwali, to najlepsi z najlepszych i to ich relacje potem czytamy i oglądamy. Nic dziwnego, że wszyscy wydają się fajni.
Wspominałam już o mojej fascynacji Chrisem Hadfieldem. Ostatnio do drużyny dołączył Tim Peake za sprawą książki Zapytaj astronautę, a dzisiaj opowiem wam o jeszcze jednym astronaucie wartym uwagi. Mike Massimino napisał książkę, która jest opowieścią mocno autobiograficzną. To jego życie zamknięte na kartach tej książki – od dzieciństwa, momentu, kiedy sobie uświadomił, że chce zostać astronautą, przez późniejsze wybory, kolejne zajęcia, studia, porażki i sukcesy. Aż do wymarzonego lotu w kosmos i kolejnych misji, które wyróżniły go spośród innych astronautów. Jak przeczytamy w opisie książki, Mike Massimino był pierwszym astronautą, który tweetował z kosmosu i ostatnim, który pracował we wnętrzu teleskopu Hubble’a.
Spaceman jest więc kolejną książką, w której astronauta opisuje własne doświadczenia. Jest to cały czas ta sama historia, ale przez to, że za każdym razem opowiada ją ktoś inny, brzmi inaczej i jest przedstawiana z trochę innego punktu widzenia. Tak jak książka Tima Peake’a skupia się głównie na odpowiedziach na najbardziej nurtujące ludzi pytania i szeroko pojętym życiu w kosmosie, tak książka Mike’a jest bardziej osobistą opowieścią o życiu i o tym, jak astronautą w ogóle zostać. Bardzo ciekawym doświadczeniem jest przeczytanie tych dwóch książek po sobie – dostrzegamy wtedy różnie, które w innym przypadku mogą nam umknąć.
Jak Mike’owi poszło opowiadanie o swoim życiu? Doskonale! Mike zdecydowanie nie jest tym wyjątkiem, który złamie regułę, że wszyscy astronauci są fajni. Mocno ją potwierdza swoją osobą i poglądami – on jest wręcz zakochany w astronautach, w braterstwie między nimi, w całej kosmicznej rodzinie, jaką tworzy NASA. Nie ukrywa tego, podkreśla to na każdym kroku tak mocno, że w efekcie czytelnik kończy lekturę z mieszanką podziwu i zazdrości w głowie. Massimino postrzega astronautów jako połączenie Galileuszy i Shackletonów – tych którzy chcą być naukowcami i tych którzy chcą być łowcami przygód. Na ziemi astronauci żyją w trybie Galileusza, a w kosmosie w trybie Shackletona. Szalenie podoba mi się takie porównanie i już chyba nigdy nie pomyślę o astronautach inaczej!
To, co uważasz za swoje błędy wcale nimi nie są. Zdałem sobie sprawę, że gdziekolwiek się jest, można znaleźć sposób na stałe osiąganie postępów, jeżeli maksymalnie wykorzystuje się to, co się ma.
Oprócz wiedzy o tym, jak zostaje się astronautą i co to tak naprawdę znaczy, książka Massimino ma jeszcze dodatkową wartość. Motywacyjną i inspirującą. Bo Mike Massimino nie był stworzony na astronautę – wysoki, duży, z wadą wzroku, raczej przeciętny w nauce i nie wykazujący żadnych nadzwyczajnych zdolności. Jak więc znalazł się w tym miejscu, w którym jest teraz? Wiedział czego chciał i ciężko na to pracował. Mimo wszystko. Ot cała tajemnica sukcesu. Często o niej zapominamy (albo nie chcemy pamiętać). Szczerze chciałabym pragnąć w życiu czegoś tak mocno jak on bycia astronautą. Mieć pomysł na siebie i cel, do którego się dąży to naprawdę bardzo wiele w życiu. A kiedy przechodzimy z nim kolejne stopnie nauki, szkoleń, kiedy obserwujemy ile wysiłku i pracy wkładał we wszystko, co robił, sami czujemy się zainspirowani. Po takiej książce nie przyjdzie nam do głowy, że coś się nam należy, tylko dlatego, że jesteśmy. Bardzo lubię to zdroworozsądkowe i poukładane myślenie astronautów.
Jest jeszcze coś – zachwyt Mike’a nad Ziemią, nad ludźmi, nad całym Wszechświatem. Przyznaje, że kiedy wrócił na Ziemię po swoim pierwszym pobycie w kosmosie (a jeszcze bardziej po swoim pierwszym spacerze kosmicznym) był zupełnie innym człowiekiem. Zmieniła mu się perspektywa patrzenia na ziemskie sprawy. Większość z nas nie ma szans, by znaleźć się na miejscu Mike’a, tym bardziej warto go posłuchać. Każdy ma świadomość, że Ziemia jest planetą, jedną z wielu, że jesteśmy małą częścią Wszechświata. Ale umiem sobie wyobrazić, jak obezwładniające może być to uczucie w momencie patrzenia na naszą planetę z orbity. Po takim przeżyciu wręcz fizycznie niemożliwe musi być przejmowanie się głupotami, tworzenie problemów tam, gdzie ich nie czy przeżywanie drobnostek i traktowanie ich jak sprawy życia lub śmierci. W astronautach tkwi cały czas dziecięcy zachwyt nad Wszechświatem – a my powinniśmy się od nich tego uczyć.
Jeśli chodzi o minusy tej książki, to mam dwie uwagi. Nie ma zdjęć! A powinny być – kosmos oczami astronauty to widok, którego nie zobaczę w żaden inny sposób. Kiedy czytam taką książkę, chcę obejrzeć zdjęcia, choćby miała to być jedynie mała wkładka. Po drugie – tłumaczenie. Książkę czyta się świetnie, lekko i przyjemnie, ale raz na jakiś czas pojawiały się zwroty, które wybijały mnie z rytmu. Coś pouczepiano na ścianach, autor chodził na czworo zajęć, dokonał napraw wartych milionów dolarów, jego koledzy byli jeszcze po razie w kosmosie… Nie wiem, czy technicznie to błędy czy nie, wiem, że czytając musiałam się zatrzymać i pomyśleć, co ja właściwie przed chwilą przeczytałam. Dość niefortunne zwroty, które z łatwością można zastąpić bardziej przyjemnymi.
Podsumowując – warto! Bardzo! Tak jak od wspinaczy wysokogórskich mogą się uczyć wszyscy, nie tylko fani gór, tak samo kosmiczne książki mogą czytać nie tylko wielbiciele kosmosu. Nawet jeśli myślicie, że Was to w ogóle nie interesuje – spróbujcie. Bo spojrzenie na naszą planetę od tej drugiej strony naprawdę jest tego warte.
♦
Zgodnie z cytatem otwierającym, jestem astronautą. Cool!
Nie chciałabym gasić Twojego entuzjazmu, ale nie jesteś 😀 Bo nie o gotowość mentalną chodzi, a raczej o umiejętności 😉
Oj tam, oj tam. Uzdolniony jestem wszechstronnie wszakże.
Nie śmiem wątpić 😀
Jak bardzo chcę teraz to przeczytać! To mało feministyczne, ale kosmosem zainteresowali mnie faceci, na których wpadałam w życiu – w liceum chodziłam ze studentem astronomii, a potem zaprzyjaźniłam z gościem, który strasznie się kosmosem jarał i zawsze chciał być astronautą. Albo chociaż pilotem. Mocną fazę na to miał w liceum, więc pod takim podwójnym, kosmicznym wpływem dwóch pasjonatów nie mogłam tego po prost zignorować! To było piękne, patrzeć, jak ktoś naprawdę to uwielbia, pokazuje mi gwiazdy i tłumaczy skład paliwa rakietowego, mimo że ja naprawdę nie mam postaw, by to zrozumieć, ale mam dość ciekawości świata, by się zarazić pasją. Dlatego uważam, że to książka idealna dla mnie – bo zaraża 😀 I chętnie wrócę do kosmicznej tematyki, która długo przegrywała u mnie ze studiami, niestety.
Mega! Mogłabym chodzić ze studentem astronomii! 🙂
Jakiś trend się na tę tematykę ostatnio tworzy :D. Ja sobie kupiłam tylko nieco pokrewne – “Wszechświat w twojej dłoni”.
Bardzo mi się ten trend podoba i mam nadzieję, że będzie trwał jak najdłużej 😀 A Wszechświat też jest świetny, choć to trochę inne typ. Tam bardziej sam Wszechświat i fizyka, tutaj człowiek 🙂
[…] o początkach tworzenia programów kosmicznych w Stanach. I kolejne biografie – Spaceman, Zapytaj astronautę, Pierwszy człowiek i Nieziemskie wyzwanie. Rok w kosmosie, życie […]