Dzisiejszy wpis jest trochę wpisem z misją. Trafiłam ostatnio na tekst o tym, jak to dzisiaj mamy natłok książek traktujących o sekretnym życiu wszystkiego co żyje – od roślin i grzybów po drzewa i zwierzęta, i jak bardzo takie książki są bez sensu. Ja się z tym zupełnie nie zgadzam, a jedynym błędem w wydawaniu takich książek są ich tytuły. Jeśli coś raz się dobrze sprzedało, powtarza się to do upadłego, wiem. Ale jeśli chodzi o książki to może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Bo kiedy widzimy kolejny tytuł, zawierający w sobie życie w przeróżnych odmianach, np. sekretne, tajemnicze, prywatne czy zadziwiające wzdychamy głęboko i uśmiechamy się pod nosem. Natężenie takich tytułów powoduje, że tracimy nimi zainteresowanie. A to błąd! Ja jestem fanką takich książek, nawet jeśli mają głupi tytuł – bo każda z nich jest wartościowa, w mniejszy lub większy sposób. Wydaje mi się, że obroniłabym każdy taki tytuł, nawet obśmiane z każdej strony Sekretne życie krów.
Zadziwiające życie owoców też wzbudzało wesołe komentarze i ironiczne uśmiechy. Chciałam przeczytać tę książkę, ale jeszcze bardziej chciałam Wam pokazać, że ocenianie po tytule nie zawsze się sprawdza. Po pierwsze jej autorem jest Jarosław Molenda, autor wielu fascynujących i porywających książek popularnonaukowych, które zawsze połykałam z wielką ciekawością. Mumie. Fenomen kultur, Rośliny, które zmieniły świat, Ofiary z ludzi. Od faraonów do wikingów, Historia roślin jadalnych, Historia używek. Rośliny, które uzależniły człowieka – to tylko kilka przykładów jego wcześniejszych książek (wszystkie chciałabym mieć na półce!) Po drugie to książki dla ludzi ciekawych – świata, tego co ich otacza, innych kultur. Ja zawsze lubiłam czytać z jednej strony o dziwnych rzeczach, a z drugiej – o tych codziennych, znanym nam bardzo dobrze, ale opisanych z innej perspektywy. Wiedząc to wszystko, Zadziwiające życie owoców od razu mnie do siebie przyciągnęło.
Bo czy wiecie, że pytanie o to, czy pomidor jest warzywem czy owocem jest bez sensu? Że każde warzywo ma owoce? A to, czy coś jest warzywem czy owocem zależy od tego, z jakiej części spadło, a nie z jakiej rośliny w ogóle pochodzi? To książka, która zburzy wam wasze postrzeganie – bo cukinia okaże się nagle owocem, jabłko gruszką, arbuz warzywem, a wiśnia i czereśnia to tak naprawdę to samo, tylko my je inaczej nazywamy. Ale nie jest to książka oparta jedynie o takie ciekawostki, choć to właśnie za nie kocham takie tytuły. Jarosław Molenda zabiera nas w podróż w czasie – udowadnia, że owoce były obecne w życiu człowieka w zasadzie od samego początku. A co ciekawsze, pokazuje, jak ich postrzeganie zmieniało się na przestrzeni wieków i jak zależało od danego terytorium czy kultury. To naprawdę fascynująca wiedza – skąd się wziął arbuz, co było przodkiem poziomki i dlaczego trzeba kupować czereśnie z ogonkiem. Nie wiem jak wy, ale ja się cieszę, że patrząc na ananasa mam pojęcie o tym, skąd się wziął i że tysiące lat temu ludzie też go jedli i wiedzieli, że nie można popijać go winem, bo wtedy wino traci smak 😉 Niesamowita jest świadomość tego, że owoce, które jemy na śniadanie czy na deser, przebyły czasami tak długą i daleką drogę, że ich kształt, zapach i smak jest tak bardzo dzisiejszy – kiedyś mogły wyglądać i smakować zupełnie inaczej.
Pisząc o owocach, Molenda pokazuje nam również czasy historyczne oraz całe kultury. Nie sposób pisać o owocach bez kontekstu. I chociaż całość książki jest skupiona na historii owoców, to jednak między wierszami odnajdziemy zwyczaje kultur, wędrówki ludów, wojny, historię sztuki i nawet literaturę. Zadziwiające życie owoców to bardzo kompleksowe opracowanie, pełne szczegółów, która czasami są nawet ciut przytłaczające. Ale ogrom upakowanej w niej wiedzy z tak wielu dziedzin jest obłędny – uwielbiam takie książki!
Poza tą warstwą historyczną jest jeszcze jedna – współczesna i naukowa. Bo autor nie ogranicza się tylko do pochodzenia owoców. Pisze też o tym, jakie ich właściwości były uważane za przydatne, jak je wykorzystywano, i pod względem kulinarnym, i medycznym, i również kosmetycznym. Wiele z tych faktów można wykorzystywać dzisiaj, a czasami ta wiedza, jest co najmniej zaskakująca i burząca nasze nawyki żywieniowe. Ja na przykład uwielbiam arbuza, ale jem go bez pestek. Po lekturze tej książki już nigdy nie wypluję żadnej pestki, będę je gorliwie wygrzebywać z miąższu i połykać. Nie miałam pojęcia, że w nich jest tyle dobra!
Więc jeśli należycie do tych osób, które twierdzą, że takie książki są bez sensu, albo kolejne życie czegoś wzbudza w was jedynie śmiech, to mam prośbę. Poświęćcie chwilę czasu na zapoznanie się z taką książką, a jeśli nie macie na to ochoty, to przynajmniej pomyślcie, że ktoś z takiej lektury może naprawdę skorzystać. W tym przypadku mam wrażenie, że książka Molendy więcej straciła na tym tytule niż zyskała, nie zmienia to jednak faktu, że Zadziwiające życie owoców jest świetne! Bardzo polecam!
♦
♦
Z pierwszym akapitem zgadzam się w 150% !!! A te całe owoce juz mam od jakiegoś czasu na swojej liście 😉
No właśnie jak widzę taki tytuł to nigdy nie wiem, na co trafię – czy to serio fajna książka, czy tylko próbuje się sprzedać pod chwytnym tytułem. Plus naczytałam się rzeczy popularnonaukowych i przyrodniczych w dzieciństwie, teraz wolę skupiać się na swojej dziedzinie. Wezmę się za te wszystkie książki, gdy pojawią się w bibliotekach – trochę szkoda mi kasy na ciekawostki przyrodnicze, kiedy mogłabym za to kupić jakąś mocniejszą literaturę.
A to jasna sprawa! Ja połowę książek czytam z biblioteki od zawsze, nie wyobrażam sobie kupować wszystkiego, co chciałabym przeczytać 🙂 Ale jak będzie w biblio – warto zajrzeć 😉