Mistrzowie horroru i fantastyki – kolekcja Hachette

Ja do zbierania książek mam bardzo różny stosunek. Bo z jednej strony nie ma dla mnie nic gorszego niż zbieranie książek dla samego zbierania – kupowanie na metry, stawianie na regale w trzech rządkach, bo inaczej już się nie mieszczą, zapominanie, co się kupiło w poprzednim miesiącu i kupowanie nowych bez przeczytania tego, co ma się w domu. I jeszcze dokupowanie nowych regałów zamiast zrobienia selekcji w biblioteczce! Może dlatego, że jestem bibliotekarką i robienie ubytków (czyli właśnie wycofywanie książek z księgozbioru) to część mojej pracy nie mam sentymentów – moja domowa biblioteczka żyje, zmienia się razem ze mną, nowe książki dochodzą, ale regularnie pozbywam się też starszych. Ale są oczywiście wyjątki – książki, do których mamy sentyment, książki wyjątkowo wydane, białe kruki, kolekcje książek napisane przez ulubionego autora – możliwości jest mnóstwo. I muszę też przyznać sama przed sobą, że gdybym miała tylko więcej miejsca w mieszkaniu – zbierałabym niejedną kolekcję.

A piszę dzisiaj o tym, ponieważ zostałam zaproszona przez Hachette do opowiedzenia Wam o najnowszej kolekcji. Na pewno kojarzycie to wydawnictwo i jest duża szansa na to, że kiedyś chociaż raz zbieraliście jakąś ich kolekcję! Ja pamiętam wiele, niestety żadna nie dotrwała w całości do dzisiaj, głównie właśnie przez brak miejsca. Tym razem mamy przed sobą kolekcję Mistrzowie horroru i fantastyki i jak tylko zobaczyłam te okładki, wiedziałam, że muszę Wam o nich opowiedzieć!

Kolekcja jest zaplanowana na 80 tomów, więc weźcie to pod uwagę zaczynając zbierać. Choć jak możecie zobaczyć na zdjęciach, poza fantastycznymi okładkami, również grzbiety prezentują się pięknie i już sobie wyobrażam, jak będzie wyglądać cała półka takich książek. Niestety nie można w tym momencie podejrzeć wszystkich 80 tytułów, ale wiemy, że pierwszy numer to Wehikuł czasu Herberta George’a Wellsa. Wells nad tą powieścią pracował od 1888 roku (!), a w tym wydaniu znajdziemy ilustracje Virgila Finlaya z wydania z 1950 roku. Będzie też Frankenstein Mary Shelley, powieść uważana za pierwszą powieść SF albo przynajmniej za zapowiedź tego gatunku. Będzie Doktor Jekyll i Pan Hyde Roberta Louisa Stevensona, nowela z 1886 roku, która do dzisiaj jest przywoływana, aby określić kogoś dwulicowego. Będzie kultowy Zew Cthulhu H.P. Lovecrafta, jednego z prekursorów fantastyki naukowej, Zaginiony świat Arthura Conan Doyle’, książka, która może być zaskoczenie, zwłaszcza jeśli autora kojarzymy tylko z przygód Sherlocka Holmesa, będą Portret Doriana Greya Oscara Wilde’a, Golem Gustava Meyrinka i Szkarłatna dżuma Jacka Londona. Brzmi świetnie, prawda?

Ostatnio staram się nadrabiać klasykę i dzięki temu dowiedziałam się kilku rzeczy – przede wszystkim tego, że książki, które wszyscy znamy, ale nikt ich nigdy nie czytał, zwykle okazują się być zupełnie inne, niż czytelnik zakłada. I to w nich uwielbiam, to jest absolutnie fantastyczne. To doskonała okazja, żeby sobie uświadomić, że kiedyś książki pisano inaczej, że kiedyś świat był inny, i jakkolwiek to tanio brzmi – naprawdę ludzie mieli inne problemy, inne patrzenie na świat, bali się innych rzeczy, inne rzeczy ich bulwersowały. Literatura w tym kontekście staje się platformą przenoszącą nas w przeszłość. Dzisiaj te historie nie wzbudzają takich emocji jak kiedyś, ale za to dzięki nim możemy poznać proces kształtowania się współczesnej literatury i tak naprawdę całej naszej kultury. Bo gdyby nie te pierwsze powieści, dzisiaj cały gatunek mógłby wyglądać zupełnie inaczej.

Myślę, że taka kolekcja to świetny sposób na zmobilizowanie się do sięgnięcia po te klasyki literatury. Można te tytuły wypożyczyć z biblioteki tak po prostu, ale może właśnie te piękne wydania i wizja całej, rewelacyjnie wyglądającej półki skusi was na to, by kolekcję zbierać. Ale wtedy musicie mi obiecać, że będziecie je czytać i poznawać konteksty powstawania tych historii – bo one są niesamowicie ważne! Każda okazja, by poznać książki, od których się wszystko zaczęło jest dobra!

Na koniec jeszcze jedna ważna informacja – o tłumaczeniach. Mam do wglądu trzy pierwsze książki – Doktora Jekylla tłumaczył Bertold Merwin, pozostałe opowiadania (bo w tomie znajdziemy jeszcze Ollalę, Markheima, Pawilon wśród wydm) to tłumaczenie anonimowe. Frankenstein to tłumaczenie Olgi Szarek-Ratkowskiej, a Wehikuł czasu przetłumaczył Feliks Wermiński. 

I jak, skuszeni? 🙂