Gdyby ktoś mi powiedział, że na blogu u mnie znajdzie się recenzja książki Remigiusza Mroza, pewnie bym nie uwierzyła (też jesteście zaskoczeni, co?). Ale nie dlatego, że gardzę – ja po prostu rzadko czytam powieści, a jeszcze rzadziej o nich piszę. Czekam na książkę non fiction Mroza – wtedy ustawię się pierwsza w kolejce. Z O pisaniu na chłodno miałam kłopot – wiedziałam, że chcę przeczytać, w końcu to książka o pisaniu, a ja takie lubię. Ale czy mogę pisać o książce, nie znając wszystkich powieści autora (albo inaczej – znając tylko jedną)? Czy mogę obiektywnie ocenić pewien rodzaj literackiej biografii człowieka, który ma dopiero 31 lat? Kogoś, kto uczy pisać innych, a wiele osób zarzuca mu, że najpierw sam powinien się tego nauczyć? Długo o tym myślałam, ale doszłam do wniosku, że tak – w końcu nie piszę o jego warsztacie i o jego innych książkach. Piszę o tej – a ona zaprowadziła mnie tam, gdzie się nie spodziewałam.
Ja jestem czytelnikiem bardzo otwartym i generalnie uważam, że na rynku literackim znajdzie się miejsce dla każdego – i pisarza, i czytelnika. Lubię też zaglądać do pracy pisarza od kuchni i patrzeć mu na ręce. Lubię czytać wspomnienia i części biograficzne, bo w nich znajduję te elementy, które kształtują pisarzy. Na portalu Lubimy Czytać znajdziecie wiele recenzji negatywnie nastawionych do tej części O pisaniu na chłodno. I choć rzeczywiście można by się zastanowić, czy trzydzieści lat to nie za wcześnie na pisanie jakiejkolwiek formy biografii, nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Nie wiedziałam zupełnie nic o autorze, więc był to całkiem przyjemny wstęp do dalszej części czyli porad, jak pisać.
Ja po tej książce zwyczajnie, tak po ludzku, Mroza polubiłam. Remigiusz Mróz nie jest już tylko autorem. Jest pewnego rodzaju zjawiskiem, którego do tej pory nie było u nas na rynku, i tenże rynek nie do końca wie, co z nim zrobić. I to mi się szalenie podoba. Lubię ludzi, którzy kiedy im się mówi, że to się nie uda, oni odpowiadają no to patrz. Lubię tych, którzy robią to, co chcą, nie rozglądając się na boki, nie porównując z nikim. Tych, którzy mają dystans do siebie, nie mają ego i dziwnych wyobrażeń na temat siebie i swojej sławy. Ludzi, dla których literatura nie jest środkiem do czegoś, a ostatecznym celem. On jest w swoim sposobie bycia i pisania tak bardzo amerykański! A ja lubię ten ich optymizm, że wszystko można! Nawet jeśli to nie do końca prawda, wolę tak, niż wiecznie narzekać i w nic nie wierzyć.
Co jeszcze sprawiło, że go polubiłam? Pisze, że bycie pisarzem jest pociągające, bo można zamknąć się w czterech ścianach i nie mieć kontaktu z ludźmi (dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam?). Pisze o przepadnięciu w serii książek Hitchcocka Nowe przygody Trzech Detektywów, które i ja namiętnie czytałam za dzieciaka. O zdziwieniu innych, że pisze tak szybko (podczas gdy wcale nie pisze szybko, tylko to robi zamiast mówić o tym). O tym, że zbyt dużo jest autorów, którzy pojawiają się w mediach tylko po to, by powiedzieć, ze nie mają czasu na pisanie. To wszystko tak bardzo pasuje również do naszego małego, blogerskiego światka, a przypuszczam, że można to przełożyć na wszystkie dziedziny życia. Ludzie widzą tylko końcowy efekt – nikt nie pyta, ile wysiłku coś kosztowało. Nie żebym porównywała pisanie książek do prowadzenia bloga, ale często ktoś dziwi się, jak jestem w stanie co drugi dzień pisać o jakiejś książce. Podobny mechanizm, prawda? Tak samo często myślę nad sensem prowadzenia książkowego bloga/vloga, kiedy słyszę, że bloger montował film/nagrywał inny/rozpakowywał prezent/robił zdjęcie/zajmował się fanpagem i przez to nie ma na czytanie. Mróz powtarza za Kingiem – jeśli nie masz czasu czytać, tym bardziej nie masz czasu pisać i to jest rzecz, którą każdy powinien z tej książki zapamiętać.
Jeżeli chodzi o kurs pisania przeczytałam go z ciekawością. Nie planuję na razie tworzyć własnego dzieła życia, ale gdybym tworzyła, wskazówki Mroza mogłyby być przydatne. Jasna sprawa, że nie znajdziecie tu ani gotowego przepisu na bestseller, ani szczegółowych informacji o pisaniu, ani nawet dokładnego omówienia polskiego rynku wydawniczego. To wskazówki pisarza, który wydał ponad trzydzieści powieści, jego doświadczenie, uwagi, spostrzeżenia. Ta jedna konkretna ścieżka, z której ktoś może wziąć coś dla siebie. Z tego co zrozumiałam, to rozszerzona wersja kursu pisania, dostępnego na Lubimy czytać. Remigiusz Mróz zastrzega, że nie ma tam żadnych złotych rad, ale tak naprawdę są. Te dwie uniwersalne zasady, o których zawsze wszyscy wspominają, a jednak niektórym wydaje się, że można znaleźć drogę na skróty – czytać i pisać. W kółko, nieprzerwanie.
Zastanawiałam się nad Mrozem, wielokrotnie myślałam, że sam sobie strzela w stopę takim tempem pisania. Po lekturze tej książki już nigdy więcej tak nie pomyślę. Bo dlaczego nie? Jeśli ma ochotę pisać, jeśli wydawca się zgadza, jeśli ludzie kupują i czytają, to dlaczego nie? Tylko dlatego, że nikt wcześniej tak u nas nie robił? Jedyną rzeczą, którą mogę od siebie dodać to to, żeby następną powieść Mróz tak dopieścił, żeby nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Żeby może jednak na moment się zatrzymać, obejrzeć za siebie i obiektywnie stwierdzić, czy w zarzutach o schematyczność nie ma trochę prawdy? A, i to mi przypomniało jeszcze jedną rzecz – a nawet jeśli te powieści są schematyczne, to co? Remigiusz Mróz, i to też szalenie mi się podoba, pisze wyraźnie o tym, że nie ma ambicji tworzenia arcydzieł literatury. On tworzy literaturę gatunkową, która ma się dobrze czytać, ma stanowić rozrywkę. Mam wrażenie, że w tym wszystkim to autor bawi się najbardziej, a cała reszta nie zorientowała się nawet, że jest na imprezie i wszystko traktuje śmiertelnie poważnie. A literatura nie musi taka być – może być tylko (albo aż) rozrywką i chwała jej za to! (Książki Harlana Cobena też są schematyczne jak diabli, a nikt na to nie narzeka).
Zdaję sobie sprawę, że taki Mróz może wkurzać i denerwować, można się z niego podśmiewać, można mu zazdrościć. Jestem pewna, że większość polskich pisarzy robi to wszystko naraz. Wolę nie myśleć, co się stanie, kiedy Mróz opanuje rynek anglojęzyczny. Zamiast się cieszyć, że mamy literacką gwiazdę rocka, w której kochają się młode (i nie takie już młode) dziewczyny, do którego kolejki ciągną się kilometrami i który sprzedaje książki w kraju, gdzie podobno nikt nie czyta, to wielu wybiera wyśmianie tego zjawiska, negowanie go albo zazdrość. A wystarczyłoby się skupić na sobie, robić swoje, tak jak robi to Mróz.
Ktoś mi dzisiaj powiedział, że czyta Mroza i że jest spoko, ale generalnie trzeba równać zawsze w górę. Tego mocno autorowi życzę. I kontroli swojego uzależnienia, stawiania zawsze na jakość, a nie ilość. Czekam z niecierpliwością na powieść w gatunku, który mnie przyciągnie. I wiecie co? Po tej książce kibicuję mu bardzo mocno! Niech pisze, wydaje i robi wszystko inaczej niż reszta. Niech mąci, wychodzi przed szereg i bawi się literaturą. Niech udowadnia, że można, bo właściwie dlaczego nie.
PS Wiecie, że literatura była dyscypliną olimpijską do 1948? Ja nie miałam pojęcia!
♦
Diana, bardzo się cieszę, że z “O pisaniu. Na chłodno” wyłania się taki obraz autora. Ja sama jeszcze nie czytałam tej książki, ale Remigiusza znam osobiście, co więcej poznałam go jeszcze chwilę przed wydaniem “Kasacji”, kiedy to był właściwie nieznany, a gdy poszłam do niego pierwszy raz po podpis na targach książki, to byłam jakieś 15 minut przed czasem i stanęłam jako pierwsza w kolejce… Sama więc widzisz, jakie to było różne od tego, co jest teraz 🙂 I wiesz co? Po tym wszystkim, co nastąpiło potem, Remigiusz się nie zmienił, sodówa mu nie uderzyła. Nadal jest skromny, ma do siebie dystans, lubi się z siebie pośmiać, a na krytykę odpowiada cierpliwie i na poziomie. Bardzo go lubię jako człowieka. Jako pisarza też, choć miał kilka książkowych wtop. Ja myślę, że on wymaga dobrego redaktora, albo wręcz kogoś na kształt agenta literackiego, kto go czasem złapie za rękaw i powie: Remigiusz, stop. Okej, możemy to wydać w czerwcu, ale ja bym jeszcze raz sprawdził sprawy merytoryczne, czy to się na pewno trzyma kupy i czy nie zaliczyłeś jakiejś wtopy. Powieść wyjdzie we wrześniu, ale będzie na tip top.
No i co więcej mogę napisać… Chyba tyle, bo zgadzam się z Twoimi przemyśleniami na temat “przecierania literackich szlaków” i “niewytykania Cobenowi, że pisze schematycznie” 😉
Dla mnie wyłania się dokładnie taki 🙂 Czytałam kilka tekstów, z których wynika, że obraz autora wyłania się zgoła inny 😀 Tak bardzo widać wtedy, że książki są odbiciem tego, co mamy w sobie 🙂 Masz zupełną rację co do kogoś pilnującego. Będę z ciekawością teraz obserwowała dalsze poczynania autora 😉
Polubiłam Mroza, za Jego pierwsze książki i za stworzenie mojej ulubionej bohaterki Chyłki, ale im dalej tym Jego książki stawały się dla mnie słabsze. Ciągle ma zapał do pisania to widać, ale jednak ta początkowa smykałka do dobrej fabuły, już mu się trochę skończyła.
Fajne jest oczywiście to, że autor zrobił jakiś szał na Polskim rynku czytelniczym i to jest wielki plusem.
Co do tej autobiografii, to już słyszałam trochę opinii, że jest trochę podkoloryzowana i to mnie trochę odstrasza od przeczytania jej.
Ja czytałam, że Mróz wykazuje tam brak szacunku do innych pisarzy i w ogóle jest bezczelny i pozwala sobie na za dużo. Każdy wyczyta z niej to, co chce – ja wychodzę z założenie, że każda autobiografia jest trochę podkoloryzowana, bo nikt nigdy nie napisze całej prawdy o sobie (a zwłaszcza rzeczy negatywnych). Ale nie dlatego, że nie chce czy coś ukrywa – tylko z tego powodu, że siebie i własne czyny zawsze inaczej postrzegamy niż ktoś z boku. Nie znalazłam w niej bezczelności, tylko szczery dystans – ja to lubię, ktoś może odebrać inaczej. Myślę, że warto przekonać się na własnej skórze 🙂
Dla mnie jednak najlepszą książką o pisaniu jest ta autorstwa Stevena Kinga.
witam. Nie bardzo interesuje mnie tematyka w jakiej obraca się Mróz, ale ta książka jest na faktach i jest o pisaniu więc zła nie może być bo zawsze można z takiego zestawienia wyciągnąć coś przydatnego 😉 więc mam zamiar zapoznać się z nią i zaprosić pod swój dach. pozdrawiam asia
femmedianka 5++
[…] u Diany z bloga Bardziej lubię książki – O pisaniu na chłodno, […]
no i książka już do mnie doszła, uważam że czyta się ją dobrze i łatwo. jeśli chodzi o autora to na niej poprzestane bo nie przepadam za zmyslonymi kriminalami 😉 asia