“Czy o tym, kim jesteśmy, decydują jedynie procesy neurobiologiczne zachodzące w mózgu?”
Książkę “Znikasz” początkowo od razu zaklasyfikowałam do kryminału, bo to przecież “nowe odkrycie w literaturze skandynawskiej”. Tymczasem “Znikasz” kryminałem nie jest – jest bardziej powieścią obyczajową, może nawet psychologiczną. Książkę podzieliłabym na dwie warstwy. Pierwszą warstwą jest historia, z jaką mamy do czynienia i ludzie, których poznajemy. Druga warstwa jest neurobiologiczna, prawie popularnonaukowa, wrzucająca nas w procesy zachodzące w mózgu, ich biologiczne terminy i opisy.
Historia fabularna jest mocno osadzona w prawdziwym, znanym nam życiu; rozgrywa się wśród ludzi których być może znamy, albo być może sami nimi jesteśmy. Mia, żona i matka musi zmierzyć się z wyzwaniami rzucanymi jej przez los i odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie “kim jesteśmy i dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy”. Mia wychodzi za mąż z miłości, ma udanego syna, ale w pewnym momencie drogi jej i męża zaczynają się rozmijać. On coraz częściej zostaje w pracy do późna, ona coraz bardziej czuje się niekochana i lekceważona. On zdradza, ona wybacza. Nawet gdy podejmuje ostateczną decyzję o rozstaniu, wyrzuty sumienia nie pozwalają tej decyzji zrealizować. I nagle coś się zmienia – Frederik znowu zaczyna zauważać żonę i spędzać czas ze swoją rodziną. Przez trzy lata jest idealnie – aż do momentu, kiedy okazuje się, że życie ma coś jeszcze w zanadrzu. Frederick ma guza mózgu, który całkowicie wpłynął na jego osobowość, czyniąc z niego właściwie innego człowieka.
Historia dobra, bo mocna i konkretna. Jungersen pokazuje nam obrazy rodzin, których dotknęła choroba. Pokazuje nam ludzi i ich sposoby na poradzenie sobie w takiej sytuacji. Obserwując zmagania bohaterów, sami zadajemy sobie pytanie, co sprawia, że coś się rozpadnie, a coś innego przetrwa? W jakiej sytuacji trzeba walczyć, a w jakiej odpuścić? I czy odpuszczenie jest w ogóle możliwe… Nie unikniemy postawienia sobie pytania “Co ja bym zrobił/a w takiej sytuacji?”. Świetnie jest pokazany proces poznawania siebie – w obliczu nowych wyzwań i sytuacji, czasami bez wyjścia, przytłaczających problemów. Frederick w pewnym momencie twierdzi, że to nie on się zmienił, tylko Mia, to nie on zniknął, tylko ona. To prowadzi do kolejnych pytań – jak bardzo inne osoby mają na nas wpływ? W jakim stopniu to jacy jesteśmy zależy od naszych rodzin, od ludzi, z którymi przebywamy? To wszystko są pytania, których staramy się unikać na co dzień, odsuwamy je jak najdalej, aż do momentu, kiedy musimy się z nimi zmierzyć. Książka zadaje pytania, jakich po niej się nie spodziewasz.
Druga warstwa, neurobiologiczna jest dużo ciekawsza, przynajmniej dla mnie. Jungersen zbierał materiały do tej książki przez siedem lat. Jednak wydaje mi się, że powieść nie odzwierciedla tak głębokiego zbadania tematu. Trudno określić dokładność opisów zachowań osoby z guzem mózgu, mogą to uczynić jedynie osoby bezpośrednio związane z tematem. Nawet jeśli autorowi udało się to bardzo dobrze, to Frederick nie jest postacią, która wybija się wśród bohaterów książki. A powinien, skoro procesy neurobiologiczne i te zachodzące w mózgu tak autora fascynowały. Ale tak – autorowi udało się połączyć dobrą fabułę z popularnonaukowymi wstawkami o mózgu. Możemy sie dowiedzieć o różnych schorzeniach, o teście hazardzisty, neurofilozofii, nauczymy się mądrych, trudnych słów, takich jak persewerować. Dzięki temu ta książka jest spełnieniem marzeń takiego czytelnika jak ja – uwielbiającego literaturę popularnonaukową, ale nie gardzacego dobrą powieścią. Jeśli połączy się te dwie rzeczy, wyjdzie coś naprawdę bardzo dobrego.
“Tak, ma rację, że życie może stanąć na głowie w ułamku sekundy. Kiedy siedzisz na przeciągającej się radzie pedagogicznej, modląc się, by wreszcie się skończyła, albo znajduje się koszulkę, którą chcesz włożyć do torby tenisowej, albo kiedy się spieszysz do kuchni po lody czekoladowe, bo w telewizji zaczyna się właśnie brytyjski serial kryminalny. Wydaje ci się, że jesteś bezpieczna, a w jednej chwili wszystko może się wymknąć ci z rąk. Na przykład, pęka naczynie krwionośne w twoim mózgu”
Wracając jeszcze do głównego pytania “Czy o tym, kim jesteśmy, decydują jedynie procesy neurobiologiczne zachodzące w mózgu?” Dla mnie odpowiedź jest jedna – oczywiście, że tak! I zdecydowanie wyrzuciłabym słowo “jedynie”, które sugeruje coś małego i nieistotnego. My to nasz mózg. Oczywiście jest wiele innych czynników, które nas kształtują, ale ostatecznie wszystko sprowadza się do biologii. Jeżeli jesteśmy zdrowi, możemy dyskutować o wolnej woli, o tym, dlaczego mamy takie cechy charakteru, a nie inne, kim tak naprawdę jesteśmy. Kiedy jednak zachorujemy i nasz mózg przestanie działać prawidłowo (albo zacznie działać inaczej) wszystkie te rozważania usuwają się w cień i zostaje tylko biologia. Jesteśmy organizmami, w których zachodzą procesy chemiczne i biologiczne. Akceptujemy wpływ takich procesów czy innych czynników na np. środowisko, zwierzęta. Dlaczego tak trudno zaakceptować nam, że w naszym przypadku jest tak samo?
Uważam, że wszyscy powinni mieć obowiązek czytania o chorobach neurologicznych – kiedy człowiek ma świadomość, jak bardzo niewiele czasami różni chorego od zdrowego. To naprawdę cud, że ludzie rodzą się zdrowi. Że są przypadki, kiedy wszystkie elementy z tej miliardowej genowej układanki pasują do siebie. Kiedy wszystko zagra, nic się nie przesunie, nic się nie zgubi, niczego nie zabraknie ani niczego nie będzie w nadmiarze. A co dziwniejsze – takie przykłady pasujących układanek są w większości. Zupełnie nie zdajemy sobie na co dzień sprawy, jak bardzo nasze zdrowie zależy od przypadku; i jak bardzo my i nasze życie jesteśmy wyjątkowi. Świadomość, z czego tak naprawdę jesteśmy, jak działa cała nasza biologia, nasz mózg, od czego zależy to, jacy jesteśmy – taka świadomość sprawi, że człowiek zaczyna rozumieć więcej.
Podsumowując – tak, to udana książka. Z przepiekną okładką, z plastycznym językiem, stawiająca pytania. Uważni czytelnicy wyniosą z niej dużo, mniej uważni też powinni być zadowoleni, bo historia jest emocjonująca. Przepis na połączenie powieści i naukowych zagadnień Jungersenowi się udał.
Brawo. Gratulacje dla autora
Dla autora książki czy autora recenzji? 😉