Isabel Wilkerson || Tłumaczenie Rafał Lisowski
kasta
1. «w Indiach: zamknięta grupa społeczna zajmująca określoną pozycję w hierarchicznym układzie społecznym»2. «grupa społeczna wyróżniająca się bogactwem, przywilejami, specjalnością zawodową itp.»3. «u niektórych owadów: grupa osobników różniących się od pozostałych budową i cechami fizjologicznymi, przystosowanych do pełnienia określonych funkcji»
Dalej, na Wikipedii, przeczytamy: Kasta (hiszp., port. casta „rasa, ród, rodowód” od łac. castus „czysty”) – zamknięta warstwa społeczna, do której przynależność jest dziedziczna. Odrębność kast, wynikająca z przepisów religijnych lub prawnych, jest zwykle usankcjonowana zwyczajowo. Kasty zajmują określone obszary, a ich członkowie są związani ze sobą wspólnymi obrzędami i wykonywaniem tego samego zawodu. Kasty są zhierarchizowane, jedne uchodzą za lepsze, a drugie za gorsze.
Przytaczam to na samym początku tego tekstu, bo po pierwsze w ostatnim czasie jestem coraz większą fanką etymologii – znać znaczenie słów, to mieć moc. Ich pochodzenie jest bardzo, bardzo fascynujące. Po drugie, definicja ta dobrze wprowadza do dzisiejszego tematu. Ale zanim o treści książki Isabel Wilkerson Kasta. Korzenie naszej goryczy chciałam zwrócić waszą uwagę na jej wygląd – przypomina wam coś ta okładka? Mi od razu przyszedł go głowy Głód Martina Capparosa, książka, którą kiedy raz przeczytacie, nigdy jej nie zapomnicie. I już nigdy nie spojrzycie na świat w ten sam sposób. Czy Kasta robi coś podobnego czytelnikowi? Robi, zdecydowanie tak. Bardzo podoba mi się to podobieństwo, takie celowe wyróżnienie książek, które są bardzo ważne i które zmieniają patrzenie na świat.
Isabel Wilkerson to dziennikarka i pisarka, jest pierwszą kobietą pochodzenia afroamerykańskiego, która zdobyła Nagrodę Pulitzera w dziedzinie dziennikarstwa (za reportaż o powodziach na Środkowych Zachodzie w 1993 roku). Poniżej możecie posłuchać jej wystąpienia wokół pierwszej książki (która mam nadzieję, że też pojawi się u nas na rynku – Wilkerson napisała 600-stronicową książkę o erze praw Jima Crowa, w której ani razu nie pada słowo rasizm. Jak sama autorka pisze, po 15 latach badań, rozmów z ludźmi, zrozumiała, że to określenie już nie wystarczy).
W Kaście autorka zaczyna od metafory – postrzega Amerykę jako stary dom, piękny i monumentalny, ale posiadający dużo pęknięć, wad i niedoskonałości. Właściciela korci, by je zignorować, udawać, że nie istnieją, właściciel starego domu wie, że to, co ignoruje, nigdy samo nie zniknie. Przyczajone, będzie gniło bez względu na to, czy patrzymy, czy nie. Dzisiaj nam łatwo powiedzieć, że nie mamy nic wspólnego z przeszłością, że przecież my nie jesteśmy rasistami, a nasi przodkowie na pewno nie posiadali niewolników. A w ogóle to było minęło, a dzisiaj jest dzisiaj i nie ma co wracać do przeszłości. Autorka mówi o tym, że to wcale nie jest takie łatwe – tak naprawdę wcale nie powinno być. To my dzisiaj powinniśmy właśnie grzebać w przeszłości i uczyć się z niej jak najwięcej.
W historii ludzkości wyróżniły się trzy systemy kastowe: wprowadzany w zawrotnym tempie, przerażający, oficjalnie zlikwidowany system kastowy nazistowskich Niemiec, trwały, utrzymujący się od tysiącleci system kastowy w Indiach oraz zmieniająca swoją postać, funkcjonująca nieoficjalnie, uwarunkowana rasowo piramida kastowa w Stanach Zjednoczonych.
Kastowość w Stanach Zjednoczonych pojawiła się zanim jeszcze urodziła się Ameryka. Przybycie pierwszych Europejczyków ustawiło hierarchię – oni byli na górze, wszyscy inni niżej, na samym końcu było miejsce dla afrykańskich więźniów, którzy mieli budować nowy, wspaniały świat. Autorka zwraca uwagę czytelnikowi, że choć sam termin kasta jest najczęściej używany w stosunku do Indii, to badacze kwestii rasowych posługują się nim dużo szerzej. Uświadomimy sobie po lekturze, że spojrzenie w przeszłość, poznanie kastowości amerykańskiego narodu i jej źródła, pozwoli na zrozumienie współczesnych problemów, z którymi boryka się społeczeństwo amerykańskie. Żeby to uzmysłowić czytelnikowi, autorka zestawia kastowość w Stanach z kastowością w nazistowskich Niemczech i z kastowością w Indiach. W pierwszym odruchu chcemy powiedzieć, że to absurdalne, że przecież te trzy kraje są tak bardzo różne od siebie, że nie mogą mieć nic ze sobą wspólnego. Ale wystarczy, że damy trochę czasu autorce, a szybko zostaniemy zaskoczeni.
Amerykański system kastowy narodził się po przybyciu pierwszych Afrykanów do kolonii Wirginia latem 1619 roku, kiedy starano się uściślić przepisy określające, kto może zostać zniewolony na całe życie, a kto nie.
To jest opowieść o rolach społecznych. O powstawaniu Ameryki i historii niewolnictwa. Autorka miesza ze sobą narrację historyczną, reporterską, socjologiczną, psychologiczną. Pokazuje, jak fakty z przeszłości wpływają na to, co dzieje się dzisiaj na ulicy w Ameryce. Pomaga zrozumieć koncepcje, zjawiska, postawy. Tłumaczy podstawowe pojęcia, które teoretycznie powinniśmy znać, ale prawdopodobnie nigdy się na nimi nie zastanawialiśmy. Całość jest napisana lekko i w tak jasny sposób, że czytając te zdania wielokrotnie mówiłam do siebie od nosem “no tak, no przecież”. Bardzo doceniam autorów, którzy potrafią wyjaśniać zawiłe sprawy w jasny i logiczny sposób.
Instytucja niewolnictwa przez ćwierć tysiąclecia pozwalała przekształcać ludzi w walutę, w maszyny istniejące wyłącznie po to, żeby przynosić korzyści właścicielom, zaprzęgane do pracy tak długo, jak właściciele sobie życzyli, pozbawione praw względem własnego ciała i wobec swoich bliskich, zastawiane, rozmnażane, wygrywane w zakładach, darowane w prezencie ślubnym, zapisywane spadkobiercom, sprzedawane i oddzielane od małżonków i dzieci, żeby pokryć długi właścicieli, zrobić na złość rywalom albo rozliczyć majątek. Regularnie ich chłostano, gwałcono i piętnowano, podlegali wszelkim zachciankom i kaprysom osób, do których należeli. Niektórzy byli kastrowani lub poddawani torturom zbyt makabrycznym, żeby je tutaj opisywać, torturom, które na mocy konwencji genewskiej uchodziłyby za zbrodnie wojenne, gdyby obejmowała ona ludzi pochodzenia afrykańskiego na tych ziemiach.
Jest tutaj wiele momentów zaskakujących. Raczej postrzegam siebie za osobę świadomą. Czytam dużo, zdaję sobie sprawę, że historia Stanów wygląda bardzo różnie z różnych perspektyw. Zdaję sobie sprawę z rasizmu, czytałam Baldwina i Coatesa, czytałam dużo książek o początkach Ameryki. Ale celne zdania Wilkerson wybijały mnie z rytmu i z mojej bańki, zmuszały do przemyślenia wielu spraw na nowo, do zadawania pytań, szukania odpowiedzi. Tak jak na przykład to zdanie poniżej:
To właśnie przez powstanie Nowego Świata Europejczycy stali się biali, Afrykańczycy – czarni a wszyscy inni – żółci czerwoni lub brązowi. To przez powstanie Nowego Świata ludzie zostali od siebie odróżnieni na podstawie tego, jak wyglądają, zidentyfikowani wyłącznie poprzez wzajemny kontrast i uszeregowanie w celu utworzenia systemu kastowego, opartego na nowym pojęciu nazywanym rasą.
Pamiętam moment, kiedy dowiedziałam się, że rasa to koncept społeczny, nie naukowy. Nie pamiętam, jaka to była książka, ale pamiętam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Przecież ma to sens. Autorka opisuje filary kasy, szuka odpowiedzi w historii, podaje konkretne przykłady wydarzeń, wysnuwa celne wnioski i robi bardzo trafne powiązania przyczynowo-skutkowe. Ale to nie jest tylko książka historyczna. Przez historię autorka dociera do współczesności i dorzuca część reportażową. Opowiada o swoich doświadczeniach jako osoby czarnej, rozmawia z ludźmi, podaje przykłady dyskryminacji, opisuje sytuacje absurdalne, jak ta, kiedy osoba z którą miała przeprowadzić wywiad do New York Timesa, nie chciała z nią rozmawiać, bo według jej stereotypowego myślenia, czarna kobieta nie może być reporterką w takiej gazecie. Są historie smutne, są przerażające, są takie, które zostawiają czytelnika z ogromną mieszanką uczuć. Wilkerson bezwględnie pokazuje nam, jak szybko oceniamy po wyglądzie i jak bardzo niewiele zmieniło się od XVII wieku do dzisiaj w pewnych kwestiach.
Ważnym wątkiem jest również polityka – Trump i Obama jako przedstawiciele dwóch, skrajnych światów i podejść do rządzenia. Jakie konsekwencje dla kraju miały rządy jednego i drugiego i jaka przyszłość czeka Stany – i co musi się zmienić, żeby to była dobra przyszłość. I choć opowieść jest o Stanach, to wiele rzeczy jest uniwersalnych – inność, lęk, ocenianie, potrzeba czucia się lepszym, żeby wymienić choćby te podstawowe ludzkie emocje. Kasta to książka, która daje bardzo dużo do myślenia – zdecydowanie warto włączyć ją w swoje lektury!
♦