Chciałbym zabić dla ciebie – szepnął Hester niedawno. Zachichotała. – Dobrze, że cię znam, inaczej przestraszyłabym się, słysząc takie słowa z ust osoby siedzącej w celi śmierci. Kiedy przestali się śmiać – “zawsze dobrze się razem bawimy” – przyznała, ze od jego słów poczuła ciepło w podbrzuszu.
Tłumaczenie Małgorzata Diederen-Woźniak
Pisałam Wam ostatnio o Przed egzekucją, książce napisanej przez siostrę zakonną, która walczy o zniesienie kary śmierci i jest duchowym doradcą osób skazanych na nią. O ile do tej pory ten temat nie zajmował mnie jakoś szczególnie, to kiedy pojawiła się kolejna książka, po prostu musiałam ją przeczytać. Zwłaszcza, że ujęcie tematu jest zupełnie inne.
Linda Polman pisze o karze śmierci, ale przez pryzmat laleczek skazańców – kobiet, które w więźniach się zakochują, które im pomagają, które poświęcają czasami całe swoje życie, by nieść pomoc skazanym. Od pierwszych słów czytelnik zostaje wciągnięty w dany świat, tak obcy i dziwny, że nie mamy prawa poczuć się w nim swobodnie. Od pierwszej strony potrząsamy głową, jesteśmy zdziwieni, w szoku, pytania pojawiają się bez zapowiedzi i kłębią się w głowie. Co te kobiety mają w głowach? Skąd bierze się potrzeba kontaktu z kimś skazanym na śmierć? Czy ja bym tak zrobiła? Czy to miłość? Czy może jakieś inne uczucie? Linda Polman porusza bardzo ciekawy temat, ale dodatkowo robi to w fenomenalny sposób. Jej porównania (np. to, że więzień jest takim tamagotchi dla kobiet), metafory, spostrzeżenia i puenty wbijają w ziemię. Są proste, czyste i bardzo trafne – zostawiają czytelnika z wielkim bałaganem w myślach. Jestem pod olbrzymim wrażeniem, bo nie spodziewałam się tak magnetycznego tekstu.
Linda Polman pisze z jednej strony o karze śmierci, pokazuje jak wygląda to dzisiaj w Stanach, jakie są statystyki, jakie są argumenty zwolenników i przeciwników. O tym, że krzesło elektryczne jest używane już tylko w czterech stanach w Ameryce, nigdzie indziej na świecie (oprócz Filipin). Pisze o wymiarze sprawiedliwości, który sprawiedliwy bardzo często jest tylko z nazwy, i o tym wszystkim, co wpływa na to, że człowiek za kradzież czterech paczek papierosów może dostać dożywocie. To wszystko wystarczyłoby do napisania dobrego reportażu. Ale autorka poszła krok dalej i opisała zjawisko, które nas wszystkich zadziwia. Bo nie powiecie mi, że nie dziwi Was, kiedy dorosła kobieta mieszkająca w Europie, która ma wszystko to, co uznaje się za ułożone życie (męża, dzieci, dom, pracę) nagle wszystko podporządkowuje więźniowi w Teksasie, skazanemu na karę śmierci. Linda Polman rozmawia z tymi kobietami, pyta o to wszystko, o co my też chcielibyśmy zapytać. I o ile niektóre z nich brzmią nawet całkiem logicznie, bo za ich czynami idzie chęć niesienia pomocy, to w zdecydowanej większości ich motywacje są niepokojące (żeby nie napisać przerażające). Między słowami dowiadujemy się również bardzo dużo w ogóle o więziennictwie w Stanach – o warunkach, w jakich więźniowie mieszkają, o ich podejściu do własnej sytuacji, o przemycie w więzieniach, dostępie do Internetu, o tym, że zakochane w więźniach kobiety są większym problemem, niż moglibyśmy przypuszczać.
Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego tekstu. Temat jest ważny, ale to jego ujęcie i potraktowanie go przez autorkę zasługują na wielkie uznanie. Linda Polman stworzyła kilka mikroświatów, pokazując nam życie konkretnych więźniów i konkretnych kobiet. Te mikroświaty osadziła w jednym większym – więzienie staje się tylko jednym z jego elementów. Wszystko spina i łączy kara śmierci. Autorka nie ocenia, jedynie relacjonuje – ten pozorny dystans i chłód opisywania wytwarza jeszcze więcej emocji w czytelniku. Bo kiedy autor się oburza, my już nie musimy. Kiedy jednak autor nie robi tego za nas, tylko przedstawia nam fakty, musimy jakoś zareagować.
Korci mnie, żeby zakończyć ten tekst hasłem Teksas to nie miejsce, to stan umysłu, ale byłoby to pójściem na łatwiznę. Kara śmierci to temat który dotyczy nas wszystkich – to pytanie o człowieczeństwo. Nie mogę również przestać myśleć o bohaterkach, które przecież pochodzą z różnych krajów, a jednak w którymś momencie ich drogi przecięły się w tanim teksaskim hotelu. Reportaż Lindy Polman wzbudzi w Was wiele emocji, czasami bardzo skrajnych. Widzimy, że nie ma prostych, jednoznacznych odpowiedzi, że zawsze jest jakieś ale, że rzeczy nie są takie, jakie nam się wydają i jakie chcielibyśmy, żeby były.
♦
Dzięki za tę recenzję, naprawdę – jest świetna! Od pierwszych zdań już wiedziałam, że jak skończę ją czytać, to będę skazana na kupienie tej książki. Bardzo lubię takie książki dokumentalne, które w jakimś stopniu burzą światopogląd i które – tak jak napisałaś – pokazują, że życie nie jest czarno-białe.
Dzięki za dobre słowo! Ja jestem zachwycona tą książką! Sam teamt jest ciekawy, ale tu sposób przedstawienia robi niesamowicie wielką robotę. Linda Polman pisze fantastycznie!
No i ja też będę musiała po nią sięgnąć! Zawsze mnie fascynowały takie kobiety. Dla mnie niewyobrażalne zachowanie, zupełnie, jakby coś je nawiedziło. Chętnie dowiem się co siedzi w ich głowach:)
Czytałam jak zaczarowana! Wprawdzie dalej nie rozumiem, ale już więcej wiem 🙂
Ale to zjawisko, które ma miejsce nie tylko w USA. Pamiętam, że czytałem o takich przypadkach i z innych krajów. W USA samych w sobie jest spory problem z kultem otaczającym seryjnych morderców. Ale przyznam, że taka fascynacja jest zrozumiała na pewnych dziwnym poziomie, ale i zupełnie niezrozumiała na poziomi zdroworozsądkowym.
Ja trochę tę fascynację rozumiem, w końcu sama czytam o mordercach na potęgę 😀 Jednak podporządkowywanie całego swojego życia jakiemuś mordercy ze Stanów nie mieści mi się w głowie. Ale cóż, ludzie są dziwni 😉