Uwielbiam biografie astronautów. Uwielbiam w ogóle książki pisane przez astronautów, nie muszą to być wcale ich biografie. Nie wiem, na czym polega ich fenomen, ale to zawsze są fajni ludzie. Mogę się jedynie domyślać, że w procesie odsiewania ludzi, którzy chcą zostać astronautami, tych niefajnych odsiewa się bardzo szybko i zostają tylko ci najfajniejsi. Tylko też nie mam na myśli takiej zwykłej fajności – każdy jeden astronauta, o którym czytałam był dobrym człowiekiem, rozsądnym, chętnym do pomocy innym, umiejącym współpracować. Do tego byli mądrzy, lubiący się uczyć i ciągle stawiali przed sobą kolejne wyzwania. Bez znajomości książek pomyślałabym, że są jakimiś superbohaterami i że wszyscy są bez skazy. Dlatego tak uwielbiam czytać o astronautach – bo dla mnie oni są ciągle superbohaterami, ale nie wymagam od nich bycia idealnymi. Wszyscy piszą o konfliktach, o negatywnych emocjach, o wpadkach, błędach i niefajnych zachowaniach. Ale przez to jeszcze bardziej podkreślają swoją wyjątkowość – nie każdy przecież potrafiłby się publicznie przyznać do błędu. Dodatkowo takie książki wspaniale pokazują proces wyboru kogoś na astronautę – i kiedy już go poznamy, nie będziemy się dziwić, że ostatecznie zostają nimi ludzie, których można by stawiać za wzór zachowania.
Astronauci nie są idealni. Przeklinają, piją, rozwodzą się, popełniają błędy, a czasami ich ego jest mocno spuchnięte. Ale to wszystko pokazuje, że są ludźmi. Cała reszta jest tak pozytywna, że aż właściwie nierealna. Astronauta podporządkowuje całe swoje życie pracy i szansom polecenia w kosmos. To wielka rzecz, tym bardziej jeśli sobie uświadomimy, że nie wszyscy astronauci muszą polecieć w kosmos – można się do tego przygotowywać całe życie i nie mieć szansy na kosmiczny lot. Astronauci muszą być wszechstronnie wykształceni i ogarniać bardzo szeroki zakres zagadnień – od inżynierii i kwestii matematycznych czy fizycznych, przez badania naukowe i podstawy medycyny, po zagadnienia psychologiczne, umiejętność pracy w stresie i relacje z innymi członkami załogi. Do tego muszą nauczyć się angielskiego i rosyjskiego, przeprowadzać szkolenia z kosmosu, występować online, rozmawiać z najważniejszymi osobami w krajach, zachowywać się nienagannie, bo cały świat patrzy i do tego popularyzować wiedzę o kosmosie. Sporo tego, prawda? Kiedy pomyślimy, że przy tym wszystkim narażają własne życie, nie sposób nie być pod wrażeniem. Ja jestem.
Dla mnie astronauci są kwintesencją tego wszystkiego, co w człowieku dobre. Choć i u nich zdarzają się zachowania nie fair czy konflikty, przeważająca część potrafi do tego podejść w rozsądny sposób. Widzę w nich olbrzymią pasję, ale też przede wszystkim brak zazdrości, chęć pomocy kolegom, poczucie humoru, zachwyt nad tym, czego doświadczają, a przez to zachwyt i głębsze zrozumienie całego życia i tego, co w nim naprawdę ważne. Scott Kelly przestał u mnie na półce rok, zanim się za niego zabrałam. Ale kiedy już to zrobiłam, pochłonęłam tę książkę w dwa wieczory. Scott jest amerykańskim rekordzistą (bo rekordzistką jest Peggy Whitson) jeśli chodzi o spędzoną ilość czasu w kosmosie – łącznie 520 dni, co plasuje go na 20 miejscu na liście najdłuższych pobytów w kosmosie.
To, co jest wyjątkowe w tej książce, to sam autor. Zaczęłam ten tekst od samych superlatyw w stosunku do astronautów. Wydawałoby się, że można nim zostać tylko, jeśli się wie, czego się chce, ma się doskonałe oceny i nieskazitelne zachowanie. Scott opowiadając o swoim życiu pokazuje, że niekoniecznie. Owszem, te elementy są niezbędne później, ale nawet późny start czy kiepskie oceny nie są w stanie przeszkodzić, jeśli się naprawdę chce. Byłam zaskoczona, z jak trudnego środowiska Kelly się wywodzi, jak bardzo olewał szkołę i jak późno odkrył swoją chęć zostania astronautą. A wiecie, w którym momencie doznał olśnienia? Po przeczytaniu książki Toma Wolfe’a S-kadra (u nas została wydana całkiem niedawno pod tytułem Najlepsi. Kowboje, którzy polecieli w kosmos). To jest kolejny przykład na to, że książki mogą zmieniać życie!
Książkę Kelly’ego można podzielić na kilka płaszczyzn. Pierwsza to jego opowieść o własnym życiu, dzieciństwie i młodości i o tym, jak dochodził do tego miejsca, w którym się znajduje podczas pisania książki. Wspomina swoją rodzinę i to, jak jego kariera na nią wpłynęła. Drugą płaszczyzną, która wiążę się z pierwszą jest jego edukacja – opowiada o szkole, o tym, czego musiał się uczyć, jak wygląda szkolenie na pilota, a potem na astronautę. To ogromnie fascynujące sprawy, bo o ile może nam się wydawać, że wiemy, czego astronauta musi się uczyć, to wiele rzeczy nas zaskoczy (np. budowanie szałasów czy żywienie się tylko tym, co się samemu upoluje). Trzecia płaszczyzna to nauka – kosmiczne sprawy, ale też eksperymenty naukowe, które on sam przeprowadzał będąc w kosmosie, i które były też przeprowadzane na nim (wiele z nich przeprowadzał sam na sobie). I ostatnia – jego roczny pobyt na ISS miał na celu zbadanie wpływu długotrwałego pobytu człowieka w kosmosie. Jeśli chcemy myśleć o lotach na Marsa, taka wiedza jest absolutnie niezbędna. Do tego można jeszcze dodać komentarze o współpracy amerykańsko-rosyjskiej, a także ogólnie międzynarodowej oraz w ogóle sens ponoszenia tak olbrzymich kosztów na pobyt człowieka w kosmosie.
Jeśli nie jesteście przekonani do kosmicznych książek, to zacznijcie od jakiejś biografii. Ta Kelly’ego jest fantastyczna! Dodatkowo są kolorowe fotografie, które pozwolą nam zobaczyć to wszystko, o czym autor pisze. Warto na chwilę oderwać się od ziemi i pomyśleć o tych, którzy krążą nad nami 400 kilometrów. Można się od nich naprawdę dużo nauczyć!
♦