Nowe Wydawnictwo Bez Fikcji inauguruje swoją działalność naprawdę świetną książką, którą miałam przyjemność objąć patronatem. To idealne zakończenie kosmicznego lipca – akcji, która miała na celu czytanie i oswojenie literatury popularnonaukowej. Podsumowanie napiszę w poniedziałek, a dzisiaj opowiem Wam o książce Ścigając Księżyc Roberta Stone’a i Alana Andersa.
Zawsze mnie zastanawiało, po ilu książkach na jeden temat wyczerpuje się potrzeba ich czytania. Miałam tak z książkami górskimi, których mam teraz lekki przesyt, tak samo z książkami o przyrodzie czy książkami napisanymi przez lekarzy. Zastanawiałam się czy tak samo będzie z książkami kosmicznymi. Okazało się, że jednak nie. Je mogę chyba czytać bez żadnych ograniczeń. Z okazji 50. rocznicy lądowania na Księżycu pojawiło się mnóstwo książek – większość przeczytałam i byłam szczerze zaskoczona, że pomimo tego, że każda jest praktycznie o tym samym, są tak bardzo różne.
Przed lekturą Ścigając Księżyc zastanawiałam się, czy ta książka możne wnieść jeszcze coś nowego w moją znajomość tego tematu. Po lekturze mogę stwierdzić, że z całą pewnością wniosła nowe rzeczy, a jednocześnie utrwaliła to, co już wiedziałam. Dzięki temu jest idealna i dla początkujących osób, i dla bardziej zaawansowanych, którzy ciągle się nie znudzili tematem i poszukują nowych punktów widzenia.
Czytając ją trzeba mieć świadomość, że żaden z jej autorów nie jest pisarzem, są związani z przemysłem filmowym. Zrobili razem mini serial Chasing the moon, do niego zbierali materiały, przeprowadzali wywiady, jeździli, oglądali, badali. Dopiero potem powstała książka. Doszli do wniosku, że również czytelników zainteresuje ta historia – i słusznie! Bo gdyby nie książka, ja w ogóle o filmie bym się nie dowiedziała!
Autorzy Ścigając Księżyc potraktowali historię lądowania na Księżycu szeroko, zaczynając swoją opowieść na samym początku XX wieku. To ją wyróżnia na tle innych książek, skupiających się albo wyłącznie na misji Apollo 11 albo przedstawiających historię, ale tylko w niewielkim zakresie. Z fascynacją czytałam początkowe rozdziały o pionierach myślenia o podróżach w kosmos, o Konstantinie Ciołkowskim, który w 1905 roku jako pierwszy stworzył równanie będące podstawą astronautyki, o Nikołaju Fiodorowie, bibliotekarzu i twórcy kosmizmu, o Robercie Goddarcie, który w 1926 roku odpalił pierwszą rakietę na paliwo ciekłe. Już na początku dowiedziałam się, skąd się wzięło odliczanie przy startach rakiet, co w książce o Księżycu robi Walt Disney i jakie są powiązania między przemysłem kosmicznym a filmowym. Przede wszystkim jednak dostrzegłam, jak bardzo lot w kosmos był domeną pisarzy science fiction i ludzi, którzy wykraczali poza to, co jest możliwe. Fantastyczny punkt widzenia!
Jest w niej również bardzo dużo historii i to tej szczegółowej. Kto co powiedział, co zrobił, jak brzmiały dokładnie jego słowa, dlaczego to powiedział i jakie były tego konsekwencje. Czasami może to być nużące, ale po czasie docenimy wartość takiego pisania. Pomimo wielu książek o lądowaniu na Księżycu przeczytanych wcześniej, kilku rzeczy dowiedziałam się dopiero z tej. Poznałam na przykład historię Edwarda Dwighta, czarnoskórego astronauty i Poppy Northcutt, matematyczki i pierwszej kobiety pracującej w ośrodku kontroli. Dowiedziałam się, jaki wpływ na lot człowieka w kosmos miał pisarz Arthur C. Clarke, jaka była reakcja astronautów, gdy po raz pierwszy zobaczyli Księżyc i w jaki sposób telewizja pokazywała kosmiczne tematy.
Stone i Anders stworzyli naprawdę kompleksową opowieść, która sięga daleko w przeszłość i stanowi inspirację, by patrzeć daleko w przyszłość. Historia, którą znają wszyscy została opowiedziana w nowy sposób, przez co staje się na nowo fascynująca. Historię tworzą ludzie i autorzy doskonale to rozumieją.W ogóle uważam, że filmowcy są mistrzami w opowiadaniu historii i kiedy zabierają się za pisanie książek, zwykle wychodzi im to bardzo dobrze. Ścigając Księżyc to opowieść o ludziach – geniuszach, pionierach, inżynierach, marzycielach, tych, co znaleźli się w dobrym miejscu i czasie w historii. Dzisiaj dla nas latanie w kosmos jest oczywistością, ale jeśli ktoś w 1903 roku myśli o tym, że jest to możliwie, to trzeba go nazwać wizjonerem.
Ze wszystkich kosmicznych książek, które polecałam Wam w lipcu, tę polecam Wam najbardziej. Bo opowiada historię nie tylko lotu na Księżyc – pokazuje, jak w ogóle to było możliwe i co do tego doprowadziło. I najważniejsze – kto do tego doprowadził. Pokazuje też pięknie, jak historia lotów kosmicznych łączyła się z historią Stanów i jak wzajemnie na siebie oddziaływały. Przez dużą szczegółowość wielokrotnie odczujemy, jakbyśmy byli na miejscu i sami się przyglądali pewnym sytuacjom. A na pewno poczujemy, że znamy lepiej bohaterów tej kosmicznej opowieści. Warto!
♦
[…] jak to, z czym wystartowało Wydawnictwo Bez Fikcji. Najpierw było kosmicznie za sprawą książki Ścigając Księżyc, potem poznaliśmy obozową historię Grety Weissmann-Klein, a od jakiego czasu mamy do czytania […]