Emmę Donoghue kojarzę z dosyć głośnej książki Pokój. Nie czytałam jej, ale w którymś momencie trudno było się na nią nie natknąć. Przeszłam jednak obok niej obojętnie (co dziwne, bo temat porwań zawsze mnie interesuje). Moje drugie spotkanie z Donoghue było już inne – Cud zaciekawił mnie, i okładką (piękna jest!) i opisem. Kiedy coś rozgrywa się w XIX wieku bardzo trudno mi się oprzeć takiej opowieści.
Opis z okładki jest trochę mylący i stworzony tak, by przyciągnąć uwagę czytelnika. Mylący z powodu ostatniego zdania Gdy stan głodującej się pogarsza, do obowiązków Lib, poza opieką nad dzieckiem, dochodzi ustalenie, dlaczego dziewczynka może być ofiarą rozciągniętego w czasie morderstwa. Sugeruje ono, że będziemy czytać jakiś kryminał, gdzie główna bohaterka będzie dochodzić do prawdy, gdzie będą zwroty akcji, tajemnice, dochodzenie. I to wszystko jest, ale trochę w innym wydaniu, niż moglibyśmy się spodziewać.
Elizabeth, angielska pielęgniarka, uczennica samej Florence Nightingale, zostaje wysłana do małej wioski w Irlandii, by być bezstronnym obserwatorem. Ma ocenić, czy Anna O’Donnell faktycznie jest w stanie żyć bez jedzenia i jest cudem, jak chcieliby wszyscy dookoła. Sama fabuła jest świetnie wymyślona i porządnie przedstawiona. Główna bohaterka wzbudza wiele emocji. Nie zawsze da się ją lubić, ale to sprawia, że jest bardziej prawdziwa. Autorka tajemnicę odsłania powoli, stopniowo. Czasami miałam wrażenie, że nawet za wolno. Mnie też zmyliło to morderstwo w opisie. A tej książce zdecydowanie bliżej do wiktoriańskich powieści niż do skandynawskich kryminałów. Jeśli pozwolimy sobie na swobodną lekturę, bez presji i żadnych oczekiwań, w końcu złapiemy z nią wspólny rytm.
Ale o ile fabuła jest ciekawa i naprawdę warta poznania, to nie to spodobało mi się najbardziej. Emma Donoghue w fantastyczny sposób wykorzystuje to jedno wymyślone zdarzenie by przemycić wiele spraw. Po pierwsze poznajemy historię Irlandii, panujący tam głód, jego przyczyny, życie ludzi w małych wioskach. Sama Elizabeth jest zszokowana i zaskoczona wieloma sprawami. Po drugie wspaniale pokazana jest głupota ludzka, zacofanie, traktowanie i postrzeganie kobiet. Naprawdę wielokrotnie ma się ochotę kręcić głową z niedowierzaniem. A przede wszystkim mamy obraz religii i to, jaką krzywdę potrafi robić, kiedy zabraknie po prostu zdrowego rozsądku – w wydaniu fanatycznym, ale też takim u zwykłych ludzi, codziennym i prostym. Po trzecie poznajemy zjawisko poszczących dziewcząt i dowiadujemy się, że zaburzenia odżywiania to nie wynalazek XXI wieku. Czytając na ten temat trafiłam na świetny artykuł Katarzyny Kubat Zaburzenia jedzenia jako fenomen kulturowy. Przeczytajcie, naprawdę warto.
Podsumowując – to dobra powieść, dosyć lekka mimo ważnych i trudnych problemów, które porusza. Lubię, kiedy w obyczajowej historii przemyca się wiedzę historyczną i sięga się po ważne problemy. Emma Donoghue robi to bardzo umiejętnie, zadowalając obydwa typy czytelników – i tych szukających tylko dobrej rozrywki, i tych liczących na coś więcej. Warto zwrócić na nią uwagę.
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
[…] Jest też o głodówkach i zjawisku poszczących dziewcząt (jest o tym świetna książka Cud Emmy Donoghue). I jest tego naprawdę dużo, dużo więcej. Podam wam przykładowy sposób […]