Cóż mogę powiedzieć – uwielbiam takie książki! Wykorzystujące fascynujące, prawdziwe wydarzenia, przez co przybliżające konkretną historyczną rzeczywistość i o niej uczące. W których głównymi bohaterami są kobiety. A nade wszystko takie, po które sięgam na zasadzie a tak tylko przejrzę, a kończę czytając do rana i nie mogąc ich odłożyć.
Debiut Beth Underdown jest świetny! Zastanawiam się, na ile mój entuzjazm jest spowodowany tematem, jaki autorka obrała sobie za motyw przewodni, ale znając siebie i swoje czytanie mogę Was zapewnić, że to duży procent. Bo czy jest lepsza książka niż taka, która ma ciekawą historię? Owszem, można taką książkę zepsuć, ale na szczęście Beth Underdown się to nie zdarzyło. Mój jedyny mini zarzut może być do formy pierwszoosobowej. Nie wiem, co z tą formą jest nie tak – tak samo jak w Kirke przeszkadzała, tutaj też nie do końca była odpowiednia. Czytało się Czarownice doskonale, ale mam wrażenie, że narracja pierwszoosobowa zamiast dodać bohaterce więcej warstw, emocji, rozdarć emocjonalnych, trochę ją z tego wszystkiego obdarła.
Ale to drobnostka! Najważniejsze jest to, że to absolutnie fascynująca opowieść i przede wszystkim świetny pomysł na powieść! Zacznijmy od tego, że ja temat czarownic bardzo lubię (ja lubię dużo dziwnych tematów). Kiedyś zaczytywałam się w książkach o polowaniach na czarownice – do tej pory została mi fascynacja tym absurdalnym i bezsensownym zjawiskiem. Do dzisiaj jak o tym pomyślę, kręcę z niedowierzaniem głową, że naprawdę mamy taki rozdział w naszej ludzkiej historii.
Beth Underdown napisała powieść o polowaniach na czarownice – ale zrobiła to bardzo przewrotnie, bo opowiedziała całą historię z perspektywy kobiety. Całość opowieści opiera się na prawdziwej postaci Matthew Hopkinsa, który sam siebie ogłosił generalnym łowcą czarownic i w latach 1644–1647 skazał na śmierć ponad 200 kobiet. Jego historię opowiada jego siostra, a zaczyna zdaniem, które, sami przyznacie, przykuwa uwagę: Dziewięć miesięcy temu mój brat Matthew zaczął zabijać kobiety.
Nie da się jej spokojnie czytać. Nie wiem, czy kiedykolwiek zagłębialiście się w temat polowań na czarownice, ale jest naprawdę niewiele tematów, które potrafią bardziej zdenerwować. Bezdenna głupota, zabobonność i ciemnota ludu były kluczem, który pozwalał bogatszym jednostkom wprowadzać jakże dziwne plany w życie. Kiedy pomyślę o tych zadowolonych z siebie mężczyznach, wywlekających kobiety z ich domów, oskarżających ich o czary, torturujących ich, pobierających za to opłaty i jeszcze myślących, że zbawiają ludzkość – od razu trzęsie mnie ze złości. Beth Underdown wykorzystała prawdziwe postaci – łowca czarownic jest postacią historyczną, tak samo jak jego pomocnicy, ale też i ofiary. Wszystkie kobiety wymienione z nazwiska (między innymi Elizabeth Gooding, Ann West, jej córka Rebecca) to rzeczywiste ofiary polowań, o których można poczytać w źródłach historycznych. Dodatkowo pomiędzy rozdziałami znajdziemy fragmenty z Select cases of conscience touching witches and witchcraft Johna Gaule’a, duchownego, który potępiał działalność Hopkinsa (ale nie samo polowanie na czarownice, tylko jego formę).
Najciekawszą dla mnie warstwą jest oczywiście warstwa historyczna – choć wykorzystana w fikcyjnych opowieściach, nietrudno sobie wyobrazić, że wiele rzeczy mogło wyglądać dokładnie tak, jak je opisała Beth Underdown. Historia polowań na czarownice opowiedziana oczami kobiety robi niesamowite wrażenie. Do tego kobiety, która nie zgadzała się z działalnością brata, ale była zmuszona mu pomagać. Co czuła? Czy naprawdę nie miała innego wyjścia? Powieść ta jest również bardzo ciekawa z wielu innych względów – to w końcu historia kobiety, której brat był łowcą czarownic. Jak to jest być siostrą kogoś takiego? W czasach, kiedy kobieta w zasadzie nie mogła przetrwać bez męskiej opieki? To również opowieść o tym, jak powstaje morderca i co go kształtuje. To historia kobiet, które w każdym momencie mogły zostać oskarżone o czary z najbardziej błahego powodu. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania w takiej rzeczywistości.
Ale i tak najlepsze jest zakończenie! Mogę Wam zdradzić, że jedno zdanie ustawia całą książkę. I to tak bardzo! O ile od samego początku wiedziałam, że książka będzie mi się bardzo podobać, o tyle to jedno zdanie wywindowało ją na listę ulubionych powieści. Autorka w tym jednym zdaniu pokazała swoją inteligencję, spryt w konstruowaniu fabuły, poczucie humoru i to coś, co mnie zachwyca w tworzeniu, a co nie do końca umiem nazwać. Absolutnie świetne zakończenie i dla niego samego warto przeczytać tę historię!
♦
Kurczę, ostatnio czytałam “Czarownicę” Lackberg i temat mocno mnie wciągnął, a Twoja recenzja brzmi mega zachęcająco 🙂
O, a ja Lackberg nie czytałam! Polecasz? “Czarownice” są mega!