Rok 1947 – czas, kiedy wszystko wydawało się możliwe, bo wszystko już się wydarzyło.
tłumaczenie Natalia Kołaczek
Elisabeth Åsbrink to szwedzka pisarka, którą możecie znać z jej dwóch poprzednich książek – Czułego punktu i W lesie wiedeńskim wciąż szumią drzewa. Zwłaszcza ta ostatnia ma bardzo dobre opinie, podobno jest to rzecz doskonała. Nawet kiedyś miałam ją już w domu, ale musiałam oddać do biblioteki i nie zdążyłam jej przeczytać. Więc 1947. Świat zaczyna się teraz jest moim pierwszym spotkaniem z autorką. Ale na pewno nie ostatnim.
Jaka to jest ciekawa książka! Nie przypominam sobie, żebym czytała wcześniej jakąś książkę, która miałaby podobną formę. Jeden rok, rozłożony na 12 miesięcy, a każdy miesiąc pokazany przez pryzmat różnych miejsc, w których działy się rzeczy. Ważne rzeczy, takie, które zmieniały świat, choć postawienie obok siebie międzynarodowej polityki czy decydowania o losach całych narodów obok rewolucji modowej Diora może wydawać się na początku dość odważnym krokiem. Ale tylko na początku, bo im dalej czytamy, tym wyraźniej widzimy, jaki pomysł na przeszłość miała autorka.
Jej opowieść wciąga od pierwszych słów. Åsbrink opowiada nam o roku 1947 w sposób bezpretensjonalny, tak po prostu, jakby snuła zwykłą gawędę, a nie tę o losach świata. Jestem pełna podziwu dla niej za umiejętność ogarnięcia i poukładania tak obszernego materiału. Używa pięknego, literackiego języka, a do tego umie nazywać rzeczy po imieniu. Przez jej słowa przebija wrażliwość i delikatność, co jeszcze bardziej podkreśla brutalność roku 1947. Podziwiam też umiejętność opisania całego świata. Robi to fantastycznie – jej świat składa się z pojedynczych kadrów, to taki powojenny kalejdoskop, puzzle, po ułożeniu których ukazuje się wzór dzisiejszego świata. Podczas lektury prawie widziałam autorkę pochylającą się nad kolejnymi faktami i próbującą je dopasować w odpowiednie miejsce.
Dużo pisze się o wojnie, ale co po niej? Jak poukładać świat na nowo, jak zmierzyć się z problemami (i kto ma to zrobić), jakie decyzje podjąć, co zrobić z tysiącami ludzi bez dachu nad głową ale i bez własnego państwa (a jeśli nawet z, to z takim, do którego nie chcą wracać)? Åsbrink pięknie pokazuje proces kształtowania się nowej rzeczywistości, unikania odpowiedzialności i oskarżania innych o to samo. Robi to znakomicie, ale to, co najbardziej zwraca uwagę to uchwycona przez nią równoległość rzeczywistości. Świat roku 1947 to świat, który podnosi się po wojnie, który nie zna pojęcia ludobójstwa i w którym nie ma sformułowanych praw człowieka. Jest za to nienawiść do Niemców, rozkopane groby, zbombardowane domy i mnóstwo sierot. Ale Åsbrink widzi coś jeszcze – bo jest Christian Dior i moda, Simone de Beauvoir, jej literatura i miłości, Billie Holliday i muzyka, Grace Hopper i nauka. Są też latające spodki i przekraczanie bariery dźwięku. Åsbrink zebrała wszystko to, co wpłynęło na kształt naszego dzisiejszego świata, a zestawienie ich ze sobą i pokazanie obrazek po obrazku, scena po scenie robi piorunujące wrażenie.
Głównym motywem tej opowieści jest czas. Ten światowy, historyczny, ale i prywatny czas jednego człowieka. Bo jest w tej książce też osobista historia autorki i poszukiwanie własnych korzeni. Jak pisze Åsbrink Może to nie rok chcę zebrać. Zbieranie dotyczy mnie samej. To nie czas trzeba zebrać w całość, tylko mnie i ten roztrzaskany na kawałki smutek, który ciągle rośnie. Smutek z powodu przemocy, wstyd z powodu przemocy, smutek z powodu wstydu (tłumaczenie Natalia Kołaczek). To piękna książka, która pokazuje nam jakie podejście do historii warto w sobie wykształcić. Bo nie uczymy się patrzeć na wydarzenia historyczne z takiej perspektywy. Coś, co dzisiaj uważamy za wielkie i przełomowe, nie było takie od razu, a w momentach pisania historii człowiek pozostawał ciągle tylko człowiekiem, a nie symbolem czegokolwiek. To taka książka, do której się wraca cały czas, którą można odkrywać wciąż na nowo – bo oprócz podstawowych faktów, co wydarzyło się w 1947, Åsbrink uchwyciła emocje, drobne zmiany, pojedyncze gesty, które złożyły się na dzisiaj. Niesamowicie prawdziwa opowieść, jednocześnie mocna i delikatna. Trzeba przeczytać.
♦
Z okazji mojego patronatu mamy razem z Wydawnictwem Poznańskim trzy egzemplarze książki. Jak zawsze dzielę po równo – jeden możecie zdobyć tutaj, zostawiając komentarz pod wpisem. Drugi na Facebooku, a trzeci na Instagramie. Komentarze zostawiajcie przez tydzień, do 28 listopada. Chwilę po tej dacie podam wybrane osoby 🙂
Jednym z moich ulubionych tematów książek jest właśnie wojna, choć głównie sięgam po wspomnienia osób, które ją przeżyły. Chętnie przeczytałabym coś co przedstawia świat po takim tragicznym wydarzeniu. Zaciekawiłaś jak zawsze i zgłaszam się 🙂
Też już przeczytałam i zgadzam się, ciekawa i świetnie napisana książka 😉
Zgłaszam się:)
Jakoś tak nie ciągnęło mnie nigdy do takich książek mimo że uwielbiam historię. Ta recenzja, ten tekst… sprawił że chcę przeczytać, otworzyć i zajrzeć do tego roku. Zgłaszam się do rozdania
Hej 🙂 Książka leci do Ciebie, ślij adres 🙂
🙂
Brzmi bardzo ciekawie, więc się zgłaszam 🙂 Szczególnie, że chętnie czytałabym więcej literatury faktu.
Zgłaszam się do konkursu 🙂
Tak obrazowo i przekonująco piszesz o tej książce, że też się zgłoszę! 🙂
Tęsknota
pustka
Przez ten rok przeczytałam tylko dwie ksiąźki z powodu narodzin dziecka które wymaga tyle uwagi że nie dałam rady czytać…
Zbieram książki odkładam na połke co jakiś czas zaglądam do nich przesuwam dłonią po okładce i ta myśl: juź nie bawem.
Z każdej zakupionej używanej książki ciesze się uroczo, przez ten rok troche uzbierałam i czekają.
Czekają na ten luksus jakim jest czytanie patrzenie i nurkowanie w każdej literce słowie zdaniu!
Zapach ksiąźki ten namacalny i ten duchowy-magia!
Asia.kontakt@onet.pl
Zgłaszam się, gdyż chce się przekonać, gdy po lekturze minie mój sceptycyzm względem doboru akurat tego roku 😛
poproszę ^_^
<3 Przemiło jest czytać takie słowa! Dziękuję 🙂