Kto nie wolałby być mordercą i mieć szansę na życie niż obłąkanym bez nadziei na ucieczkę?
Ten days in a Madhouse to książka, która należy do kategorii książek-ośmiornic (tak naprawdę nie ma takiej kategorii, właśnie ją wymyśliłam). Czytam ją, jestem zachwycona, ale kiedy próbuję ją opisać, jej macki zaczynają ożywać i sięgać tam, gdzie tyko mogą. Zaczepiały mnie już nawet podczas lektury. Książki-ośmiornice to książki, które dotykają wielu aspektów, które inspirują do sięgania po inne książki, inne tematy, w których znajdziemy mnóstwo ciekawych informacji, które odsyłają nas dalej, do kolejnych historii. Z każdą stroną chcemy przerwać czytanie, by coś sprawdzić, zapisać jakiś inny tytuł, fakt, rzecz, o której nie chcemy zapomnieć. Ten days dokładnie takie jest – bo postać Nellie Bly, bo szpitale psychiatryczne, bo historia medycyny, bo Blackwell’s Island, bo film, bo traktowanie kobiet, bo XIX wiek… Ostatecznie ciężko zebrać to wszystko razem i napisać tekst tylko o książce. Na szczęście nigdy tego nie robię, więc nie przedłużając…
Zaznaczę jeszcze tylko, że jest to pierwsza lektura w tym roku po angielsku – przeczytana w ramach akcji Przeczytam 12 książek po angielsku w 2018 roku, organizowanej razem z Rude recenzuje. Cały czas szukałam motywacji do czytania książek po angielsku – okazało się, że taka akcja i publiczne zobowiązanie działa całkiem dobrze.
A więc, najpierw o autorce. Nellie Bly (właśc. Elizabeth Jane Cochrane) to osoba, którą chcecie poznać. Ja nie słyszałam tego nazwiska do momentu, aż ktoś nie polecił mi tej konkretnej książki wiedząc, że interesuję się szpitalami psychiatrycznymi. Okazuje się, że Nellie była prekursorką dziennikarstwa śledczego i reportażu wcieleniowego, czegoś, o czym w XIX wieku jeszcze raczej nie słyszano. Zajmowała się rzeczami do których w ogóle nie dopuszczano kobiet, stała się ważnym głosem swojego pokolenia i wzorem dla wielu kobiet – koniecznie poczytajcie o niej więcej, bo to fascynująca osoba.
Jaką tajemniczą rzeczą jest szaleństwo! Obserwowałam pacjentów pogrążonych w wiecznej ciszy. Żyli, oddychali, jedli – ludzka forma tam była, ale czegoś brakowało. Czegoś, co nie może przetrwać bez ciała, a ciało ludzkie może bez tego istnieć. Zastanawiam się czy za tymi zamkniętymi ustami są jakieś marzenia, do których nie mamy dostępu, czy jedynie pustka?
Ten days in a madhouse to książka, w której Bly opisuje swoje pierwsze zlecenie dla gazety Josepha Pulitzera New York World – artykuł o zakładzie psychiatrycznym dla kobiet na Blackwell’s Island. Nellie Bly, jak rasowy reporter odrzuciła wszelką pomoc dostania się do zakładu twierdząc, że musi dokonać tego własnymi siłami. Udało się jej na tyle skutecznie udawać obłąkaną, by zmylić kilku lekarzy – choć umówmy się, że w 1887 roku badanie poczytalności kobiet było jednym wielkim żartem. Bly opisuje swoje kolejne kroki – dom dla kobiet, szpital Bellevue i w końcu Blackwell’s Island Insane Asylum.
Nie jest to długa lektura, ale jest na pewno wstrząsająca. Osoby zorientowane w temacie nie będą zaskoczone, wiele faktów jest dzisiaj nam już doskonale znanych. Niemniej jednak czytanie relacji z pierwszej ręki, młodej dziewczyny, która z własnej woli dała się zamknąć w takim miejscu, bez możliwości pomocy z zewnątrz i bez gwarancji wyjścia, skazującej się na łaskę i niełaskę pracowników zakładu, musi wzbudzać dreszcze niepokoju i dyskomfort w czytelniku. Podziwiam ją za to, co zrobiła, zwłaszcza że jej tekst miał bardzo wymierne skutki – zakład został po publikacji tekstu dokładnie prześwietlony (nie mówiąc o zmianie społecznego postrzegania), powiększono budżet na jego działalność i wprowadzono poprawki, które zasugerowała Bly. Ostatecznie Bly pośrednio przyczyniła się do zamknięcia zakładu.
To bardzo mocna lektura. Nie dlatego, że ma brutalne opisy, dosadne szczegóły, czy rzeczy, które mogą obrzydzać kogoś o słabszych nerwach. Najbardziej uderza bezsilność, absurd i brak możliwości wyjścia z zamkniętego kręgu. W zasadzie nikt tam nie był po to, by kobiety tam trafiające wyleczyć, nie mówiąc o pomocy, zwykłej ludzkiej serdeczności i przyzwoitości, zapewnieniu godności. Sam proces kwalifikowania jako chorą psychicznie był typowy dla XIX wieku – a to mąż chciał się pozbyć żony, a to kobieta mówiła tylko po niemiecku i nikt jej nie rozumiał, a to któraś miała za dużo żądań w stosunku do rodziny, inna była niewygodna, inna była po prostu delikatna i wrażliwa. Owszem, były też kobiety z prawdziwymi zaburzeniami, ale kto by się tym przejmował, jak można było wszystkie kobiety traktować tak samo. Czyli bezlitośnie, brutalnie, bez krztyny empatii, a wręcz z zaciętością, złośliwością i chęcią odegrania się za wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. Nellie Bly szczegółowo opisuje zasady funkcjonowania w takim miejscu – przeraźliwe zimno, brak ubrań i przykryć, okropne jedzenie, brutalne zwyczaje, których jedynym celem było umęczenie pacjentek – lodowate kąpiele, zakaz rozmawiania czy czytania, nakaz siedzenia całymi dniami na twardych deskach bez ruchu…
Nellie Bly była tam tylko przez tydzień, ale czytając odnosimy wrażenie, że było to zdecydowanie dłużej. To naprawdę niesamowita podróż w głąb historii nie tylko zakładów psychiatrycznych, ale tak naprawdę zwykłego człowieczeństwa i ludzkiej psychiki. U Bly pojawiają się w pewnym momencie wątpliwości, co jest fascynujące pod względem psychologicznym. Przecież wie, że jest zdrowa – ale gdy widzi inne zdrowe kobiety wokół siebie, gdy zostaje zdiagnozowana przez czterech lekarzy, kiedy zatrzaskują się za nią drzwi, odgradzające ją od świata – pewne myśli same pojawiają się w głowie. Bly zwraca uwagę na to, że w takim miejscu, nawet jeśli jesteś zdrowy, bardzo szybko zrobią z ciebie szaleńca, co w zasadzie jest całą osobną ciekawą kwestią. Warto jeszcze dodać, że Bly udawała obłąkaną tylko do czasu, aż udało się jej do Blackwell’s dostać. Potem zachowywała się normalnie, tak jak zwykle się zachowuje.
Zakład dla obłąkanych Blackwell’s Island jest pułapką na ludzi. Bardzo łatwo dostać się do środka, ale wydostanie się jest niemożliwe.
Przede wszystkim warto znać postać Nellie Bly, bo taki reportaż wcieleniowy w wykonaniu kobiety (i to jeszcze w XIX) był czymś unikatowym i do dzisiaj pozostaje interesującym głosem, opowiadającym o przeszłości. Wersja, którą ja kupiłam zawierała jeszcze krótkie artykuły Nellie o tym, jak próbowała być służącą i pracownicą sklepu. Choć czytając jej teksty można odczuć, że pisane były w XIX wieku, to tak naprawdę w niczym to nie przeszkadza. Nellie Bly miała lekką rękę, charakter reportera i uważne spojrzenie na otaczającą ją rzeczywistość. Umiała zgrabnie podsumować swoje spostrzeżenia, celnie spuentować, kiedy trzeba, a w innych miejscach zażartować, żeby zmniejszyć napięcie. Czuć misję i zapał w jej pracach, ciekawość świata i potrzebę zmieniania go na lepsze. A treść 10 days in a madhouse niesie ze sobą dodatkowe wartości – spojrzenie od środka na działanie zamkniętego obiektu, poznanie codzienności przebywających tam pacjentów, utrwalenie tego obrazu dla kolejnych pokoleń. To kawałek bardzo interesującej historii – naprawdę warto przeczytać. Choć opowieść jest bardzo konkretna, pytania postawione albo jedynie zasugerowane przez autorkę sięgają bardzo wielu zagadnień i płaszczyzn. Tak jak mówiłam – macki ośmiornicy, które będą was zaczepiać jeszcze długo po lekturze.
♦
◊ Jest film! O takim samym tytule, jak książka. Może nie jest jakimś wybitnym dziełem na miarę Oscara, ale można obejrzeć. Jest też inny – Adventures of Nellie Bly, ale tego nie oglądałam.
◊ Na YT jest dostępny audiobook
◊ Nellie Bly jest znana również z wyprawy dookoła świata śladami książki Verne’a (ustanawiając przy okazji rekord świata okrążenia Ziemi). Możecie obejrzeć o tym cały film dokumentalny.
Nazwisko tej pani nie jest mi obce, bo obiło mi się o uszy kilkukrotnie, ale nie miałam pojęcia, że to była tak odważna i nietuzinkowa postać. Chętnie sięgnę po lekturę, mogę sobie tylko wyobrazić jak okropnie musiała się czuć Nellie w tym ośrodku. Jestem ciekawa jak w ogóle udało jej się stamtąd wydostać.
Gazeta wystosowała żądanie o jej wypuszczenie 🙂
Bardzo ryzykownie ze strony Nellie, w głowie mam tysiąc scenariuszy, kiedy w takiej sytuacji coś idzie nie tak i dziennikarska zostaje tam uwięziona. Pewnie również bym tego nie zrobiła, zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy wystarczyło słowo ojca czy męża, by kobieta trafiła do zakładu.
Bardzo! Też o tym myślałam – co gdyby nie udało się jej wydostać! Ale widocznie gazeta miała wystarczające wpływy – osobom prywatnym pewnie by się to nie udało…
Tym bardziej świadczy to o ogromnej odwadze dziennikarki, podziwiam, że się na to zdecydowała.
Wielbię Twojego bloga. Pomijając zainteresowania medyczno-mózgowo-naukowe, u Ciebie w tekstach też są takie macki, a to jakaś inna książka przy okazji, a to jakiś autor, a to jakiś film czy inna fajna rzecz.
Jejku, jak ja się tu dobrze czuje i jak ja czekam na wpisy!
Zazwyczaj nie komentuje, ale daje o sobie znać – jestem, czytam, czekam i ogromnie szanuje!!!
Bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję! Cieszę się, że jesteś i że dajesz znać – to świadomość tego, że moje teksty kogoś cieszą i że książki idą dalej w świat jest moją główną motywacją! 🙂 <3
Podziwiam odwagę Nellie. Wiem, że ja na coś takiego bym się nie zdobył. Zresztą pewnie większość dzisiejszych reporterów też nie…
[…] A jeśli zainteresował Wam ten temat to bardzo polecam lekturę reportażu Nellie Bly Ten days in a mad house […]
[…] wyspy Blackwell. O tym miejscu prawdę ujawniła Nellie Bly w swoim pionierskim reportażu Ten days in a mad house, o którym pisałam na blogu. Czekam, czekam, […]
[…] radości, jaką wywołał fakt pojawienia się książki Wyspa potępionych. W 2018 roku pisałam o Ten days in a madhouse, relacji Nellie Bly, która specjalnie dała się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym na wyspie, by zdać relację od […]