(…) mógł tylko powtórzyć to, co powiedział, kiedy po raz pierwszy zaproponowano mu to zajęcie: że tak naprawdę to sam nie wie, czy program kosmiczny jest najszlachetniejszym wyrazem dwudziestego wieku, czy też płodem powszechnego obłędu
Tłumaczenie Ewa i Lesław Adamscy
Kosmiczny lipiec już się skończył, ale nikt przecież nie powiedział, że nie można dalej czytać kosmicznych książek. Mam jeszcze kilka w zapasie, a dzisiaj chciałam Wam napisać kilka słów o pierwszej książce o Apollo 11, jaka została napisana. Norman Mailer, amerykański powieściopisarz, którego biografia mogłaby być fabułą kilku książek, dostał zlecenie napisania tekstu o lądowaniu na Księżycu. Początkowo tekst ukazał się w magazynie Life w trzech częściach, przy czym już pierwsza część była najdłuższym reportażem, jaki został opublikowany do tej pory w jednym numerze. I reportaż, i późniejsza książka ukazały się w 1970 roku czyli praktycznie chwilę po lądowaniu. Możecie się domyślać, dlaczego z taką niecierpliwością czekałam na nią i jak tylko przyszła, rzuciłam się do lektury.
Najpierw plusy.
Przede wszystkim to pierwsza książka na ten temat, pisana właściwie na bieżąco i z bliska. Mailer odwiedził Centrum Lotów Kosmicznych w Houston, oglądał start rakiety Saturn V na Przylądku Kennedy’ego, rozmawiał z ludźmi zaangażowanymi w budowę, inżynierami, projektantami. Rozmawiał też przede wszystkim z astronautami, chodził na zwoływane konferencje, obserwował ich dokładnie i z uwagą. Na podbój Księżyca to bardzo szczegółowa książka, w której czuć klimat tamtych lat, tę niepewność tego, co się wydarzy, zachwyt, ale i lęk przed nową epoką. Jeśli ktoś chciałby poznać najmniejszy szczegół dotyczący historia lądowania na Księżycu w 1969 roku, powinien przeczytać właśnie tę książkę. Dowiedziałam się z niej wielu rzeczy, których nie znalazłam w żadnej innej książce. Nie są to sprawy kluczowe dla opowiadanej historii, ale mam wrażenie, że to właśnie one nadają klimat i powodują wrażenie przeniesienia w czasie i obserwowania wszystkiego na żywo. Opisywał na przykład tempo chodzenia astronautów, ich postawę, to jak się uśmiechali i kiedy. Zauważył, że na konferencji przed lądowaniem nikt nie zadał Collinsowi żadnego pytania (było już wiadomo, że on po Księżycu chodzić nie będzie), jakie padały inne pytania i jak astronauci na nie odpowiadali, że całe to kosmiczne środowisko jest bardzo zamknięte, a jak już ktoś coś do niego mówi, to bardzo technicznym językiem, którego on nie jest w stanie zrozumieć. Ma celne zdania, ciekawe podsumowania, uwagi, które do dzisiaj wywołują pytania, nad którymi można się pochylić i pozastanawiać.
Fakt bycia astronautą zawiera w sobie ewidentną sprzeczność: skoro jest się astronautą, pracuje się dla zespołu, lecz nie można zostać astronautą, nie będąc na tyle wyjątkowym, by czasem nie podejrzewać, że jest się najlepszym. Nie odniesiesz zwycięstwa w meczu, jeśli nie zdecydowałeś się wygrać.
Niestety w tym przypadku pokonał mnie autor. Mailer występuje w tej opowieści jako Aquarius i pisze o sobie w trzeciej osobie. Wiecie, zdania w stylu Aquarius wychował się w Nowym Jorku, Aquariusowi tylko raz udało się go dosięgnąć, Aquarius będzie więc z konieczności akolitą techniki. Taką formę pisania uważam za najbardziej pretensjonalną na świecie i szczerze jej nie cierpię. W samych zdaniach nie ma nic złego, jeśli piszemy o kimś. Ale jeśli autor pisze sam o sobie – ja się poddaję. Zwłaszcza, jeśli opowieść jest obszerna, jest dużo ciekawych wątków, a nagromadzenie zdań Aquarius to, Aquarius tamto jest olbrzymie. Gdyby autor żył, napisałabym do niego, co mu strzeliło do głowy, żeby tak to napisać! Lektura tej książki była dla mnie olbrzymim wyzwaniem! Nawet nie spodziewałam się, że aż tak będzie mi trudno czytać taką narrację. Ale przynajmniej już wiem i będę takich książek unikać!
Zastanawiająca jest też niechęć autora do technologii. Pisze z perspektywy humanisty, romantyka, dla którego Księżyc jest symbolem marzeń, czymś nieosiągalnym i magicznym. A tu nagle pojawiają się pragmatyczni ludzie bez polotu, którzy coś mierzą i liczą. Nie tak to powinno wyglądać!
Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki. Bardzo doceniam jej aspekt historyczny, szczegółowość przekazu ogrom informacji w niej zawartych. Ale nie umiem poradzić sobie z narracją i jak tylko nawet o niej pomyślę, to kręcę głową z niedowierzaniem. Ja po prostu nie cierpię wielkiego ego. Jeśli natomiast nie przeszkadza Wam taka narracja to koniecznie przeczytajcie. Być może trzeba się do stylu Mailera przyzwyczaić, ale kiedy już to zrobicie, dalej pójdzie jak z płatka. W tym momencie oddaję ją w rozdaniu kosmicznym, ale czuję, że kiedyś do niej wrócę. Może jak już będę wiedziała, czego mam się spodziewać, będę umiała zignorować autora w tekście i w pełni docenić jego pracę.
♦