Codziennie mijasz go w drodze do pracy. Mieszka w domku z zadbanym ogródkiem, tak jak ty robi zakupy w osiedlowym sklepie. Miły, zawsze grzeczny i uśmiechnięty. Na pozór przeciętny, może nawet nudny. Nikt nie wie, że od lat morduje młode kobiety. Wyrusza na polowanie jak drapieżnik, starannie wybiera ofiary. Przetrzymuje je w klatce, a potem zabija, bo tylko dzięki temu odzyskuje spokój. Taki zwykły seryjny morderca. Pewnego dnia czuje, że już czas na kolejne morderstwo. Ale po raz pierwszy precyzyjny plan zawodzi, a sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli…
Książki czytamy dla przyjemności. Autor stwarza dla nas fikcyjny świat, fikcyjnych bohaterów, fikcyjne wydarzenia. Możemy dać się porwać historii, możemy pokochać lub znienawidzić jakąś postać, możemy przeżywać ich problemy. A po zamknięciu książki wracamy do naszego rzeczywistego świata, zostawiając ten fikcyjny między okładkami. Ale są książki, które nie podążają tym wzorem. Ich fikcyjny świat miesza się z rzeczywistym, postacie wcale nie godzą się na to, żeby zostać zapomnianymi, a postrzeganie czytelnika zostaje już na zawsze zmienione. Taką właśnie książką jest „Zwykły człowiek” Graeme Camerona.
W zasadzie od pierwszej strony czuć dziwny niepokój przebijający z tekstu. Od razu orientujemy się, że wydarzenia opisywane będą z punktu widzenia głównego bohatera – mordercy kobiet. Nie znamy jego imienia, nie wiemy jak wygląda. Wiemy tylko, że jest miłym i sympatycznym człowiekiem, idealnym sąsiadem, nie rzucającym się w oczy, nie sprawiającym żadnym problemów. Zwykłym człowiekiem. I to jest największą zaletą tej książki. Bo książek o mordercach jest bez liku. Książek pisanych z punktu widzenia mordercy też jest kilka. „Zwykły człowiek” buduje napięcie, grając na uczuciach i wyobraźni czytelnika, ale jego wyjątkowość polega na tym, że wplata w to jeszcze lęk. Lęk, że opisywana rzeczywistość to przecież nasza rzeczywistość. Że zwykły człowiek może mieszkać wszędzie. Witając się z sąsiadami, idąc do sklepu po zakupy, nie zaciągając w domu zasłon – nigdy nie wiesz, kiedy spotkasz się ze zwykłym człowiekiem. Z książki bije normalność. Spokój i normalność, mimo że przecież czytamy o rzeczach dalekich od normalności. Podczas lektury uderza czytelnika jeszcze jedna rzecz – jak łatwo jest nas poznać. Jak łatwo jest obserwować kogoś, nauczyć się jego planu dnia, dowiedzieć się o ulubionych rzeczach. Jak łatwo jest kogoś podejść i porwać. Jeśli się jest wystarczająco zmotywowanym i wystarczająco mocno się tego chce.
Książka nie jest jednak tylko opowieścią mordercy. Jest o wiele bardziej skomplikowana. Zadaje dużo pytań, zmusza do myślenia. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się rozważania o granicach dobra i zła i przede wszystkich normalności. Ale mamy tam również historię miłosną, specyficzną, ale jednak. Mamy problem trudnego dzieciństwa i jego wpływu na naszą dorosłą osobowość. Co w sytuacji, kiedy życie ofiary było gorsze przed porwaniem niż po? Kiedy porwanie jest wybawieniem i ulgą? Co w sytuacji, kiedy ofiara przestaje być ofiarą, a staje się kreatorem rzeczywistości? Gdzie w tym wszystkim znajduje się porywacz?
Na okładce mamy rekomendację Lee Childa i porównanie do Dextera Morgana. Nie kierujcie się nimi, bo jeśli to zrobicie, kolejnym etapem będą porównania. A porównania nigdy nie są dobre. Cameron stworzył tu spójny świat, przerażający, bo taki zwykły i nam bliski. Polecam, ale dla osób odważnych i z mocnymi nerwami. Takich, które zadadzą sobie milion pytać po skończeniu tej książki. Bo ona z pewnością na to zasługuje…
I na koniec fragment z książki, który jest opublikowany na stronie wydawnictwa, a który na mnie zrobił olbrzymie wrażenie. A zapewniam Was, że jest ich tam więcej. Kiedy czytelnik podniesie się już po poprzednich stronach i mniej więcej dojdzie do siebie, otrząśnie i będzie gotowy czytać dalej, nagle pojawia się kolejny fragment, zdanie czy jedna myśl, która powoduje znowu wielkie „WOW” i konieczność odłożenia książki chociaż na chwilę:
Podgrzej piekarnik do temperatury dwustu sześćdziesięciu stopni Celsjusza.
Wyciśnij sok z sześciu pomarańczy; zetrzyj skórkę z dwóch i posiekaj z grubsza pozostałe. Weź dwa średniej wielkości filety ulubionego ptaka i zrób w każdym nacięcie. Umieść w nich taką samą ilość posiekanej skórki i włóż wszystko do brytfanny wypełnionej wodą do wysokości centymetra. Piecz w piekarniku, aż skórka nabierze złocistego koloru i chrupkości, potem obniż temperaturę do stu pięćdziesięciu stopni i odczekaj godzinę.
W tym czasie wlej świeżo wyciśnięty sok ze skórką pomarańczową do garnka i dorzuć dwie trzecie filiżanki cukru. Postaw miksturę na średnim ogniu i zmniejszaj go stopniowo. Dolej łyżkę gorzkiej angielskiej i odstaw garnek.
Zagotuj w osobnym garnku dwie filiżanki bulionu z kurczaka, następnie dodaj miksturę pomarańczową i gotuj na wolnym ogniu jeszcze przez dziesięć minut.
Kiedy mięso jest już gotowe, odlej tłuszcz z brytfanny i postaw ją na piecyku. Dolej filiżankę likieru Grand Marnier, a potem zaczekaj, aż alkohol wyparuje. Miej pod ręką drewnianą łyżkę, ponieważ będziesz musiał co chwila skrobać dno brytfanny. Następnie dolej filiżankę soku pomarańczowego i gotuj wszystko przez mniej więcej minutę. Na koniec usuń pokrojoną skórkę pomarańczową z mięsa i zmieszaj miksturę pomarańczową z pozostałym sosem z brytfanny. Podawaj z prostymi dodatkami, na przykład z młodymi ziemniakami i fasolką szparagową.
I oto proszę: filet z Sarah w pomarańczach.
Za egzemplarz recenzencki książki dziękuje Regałowi Nowości
O rany! Po lekturze tej książki na pewno będę podejrzewać wszystkich sąsiadów o niecne czyny 😀 Ale i tak chcę przeczytać 😉
Polecam! Czyta się z niepokojem, który naprawdę męczy. Przynajmniej ja tak mam, że bardzo trafia do mnie koncepcja mordercy jako zwykłego człowieka. przeczytałam kilka książek – wspomnieć dziewczyn przetrzymywanych w piwnicach i zawsze jest tak samo – “przeciez to taki miły pan był” i “był taki zwykły, normalny”. Przerażające!
Tak, ten fragment jest boski ^_^ Przyznam szczerze, że czytając te słowa w powieści (bo nie czytałam na stronie wydawcy) zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy nie zapisać sobie przepisu, bo wydawało mi się, że powstanie z tego smakowite danie. Odechciało mi się w momencie, kiedy doszłam do części o filecie z Sarah 😉
Ja też! Przepis mnie kusi, mam wrażenie, że dobrze się sprawdzi też z innym mięsem, nie tylko z Sarah 😉 Sorry za czarny humor 😀
[…] (nawet rozwinięcia tytułów są podobne), jest American Psycho Breta Eastona Ellisa, jest Zwykły człowiek Graeme Camerona. W najciekawszy sposób przedstawił ten motyw serial Dexter. Tam to dopiero nic […]