Jak bardzo czekałam na tę książkę! Rachel Swaby prezentuje nam sylwetki 52 odkrywców i naukowców. Pięćdziesiąt dwie kobiety, o których mało kto słyszał, a które zmieniły naukę i świat. Temat kobiet jest zawsze fascynujący, a jeśli rozpatrujemy ich istnienie w nauce, robi się coraz ciekawiej. Chciałabym, żeby ktoś napisał bardzo grube i szczegółowe opracowanie tego zagadnienia. Ja niestety nie mam tutaj miejsca, by rozpisać się tak, jakbym chciała. Ale przeczytajcie artykuł Kobiety w nauce na Wikipedii, który naświetla bliżej historię, największe problemy i najbardziej znane nazwiska. Wbrew pozorom dyskryminowanie kobiet, podbieranie ich osiągnięć, uniemożliwianie rozwoju, blokowanie pomysłów nie jest sprawą przebrzmiałą. Dzisiaj to wszystko wciąż jest aktualne, tylko inaczej się nazywa i funkcjonuje w innych warunkach. Z perspektywy czasu łatwiej nam oceniać to, co było kiedyś – wyraźniej widać błędy, łatwiej się oburzać. Najważniejsze, żeby mieć świadomość, że dziwny podział na płeć miał (i ma) bardzo duży wpływ na nasze postrzeganie nauki i świata. Piszę dziwny, bo o ile rywalizację (nie zawsze ładną i fair) w świecie naukowym można zrozumieć, to zakładanie, że ktoś nie może mieć dobrych pomysłów, bo jest kobietą, jest co najmniej dziwne. Ale cóż, światem rządzili mężczyźni, a niektórzy do dzisiaj są przekonani o swojej wyższości. Tymczasem okazuje się, że kobiety w nauce były aktywne od zawsze – najstarsze kobiece nazwisko w historii nauki to Merit Ptah z 2700 r. p.n.e. Mężczyźni odmawiali im możliwości kształcenia się czy pracy naukowej, a jeśli któraś z pań była wystarczająca zdeterminowana, żeby coś odkryć, szybko jej sukces przypisywano mężczyźnie. Pomysły kobiet ignorowano, dopóki na taki sam nie wpadł mężczyzna, a wybitne jednostki uznawano za wyjątek potwierdzający regułę. Nic dziwnego, że w takich warunkach kobiet naukowców było mniej niż mężczyzn. Aż dziw, że w ogóle kobietom chciało się walić głową w mur, bo często do tego się to sprowadzało. Dzisiaj możemy być im wdzięczni, bo pośrednio przetarły szlak i ukształtowały współczesną naukę.
Rachel Swaby z bogatej historii nauki wybrała 52 kobiety, które zapisały się na jej kartach. Ale okazuje się, że mało kto o nich wie! Z przykrością stwierdzam, że na 52 nazwiska, znałam tylko siedem! A Swaby nie pisze o drugorzędnych postaciach czy mało znaczących odkryciach. Dzięki niej dowiemy się między innymi kto wynalazł niemnącą się bawełnę, czyje genialne testy ocaliły życie wielu kolejnych pokoleń noworodków, kto zainicjował powstanie Agencji Ochrony Środowiska. Panie podzieliła ze względu na dziedziny nauki, którymi się zajmowały. Mamy medycynę, biologię i nauki o środowisku, genetykę i rozwój, fizykę, ziemię i gwiazdy, matematykę i technologię, a na koniec rozdział o intrygującym tytule Wynalazczość. Każdy rozdział to krótki biogram, opis zainteresowań, działalności naukowej, osiągnięć i niejako podsumowanie dorobku i wpływu na przyszłą naukę. Znalazłam w tej książce wiele inspiracji – do poznania tych kobiet bliżej, do dalszych lektur, do zgłębienia tematu kobiet w nauce. Przez biografie poszeczgólnych postaci mamy również zarysowaną historię nauki – w różnych krajach, w różnych czasach i warunkach. Warto również i na to zwrócić uwagę. Można wynieść z tej książki naprawdę wiele informacji 🙂
Książka niestety posiada minus. Nie okazała się tak porywająca, jak myślałam, że będzie. I jaka powinna być. Temat kobiet w nauce jest przecież fascynujący, pełen dramatów i emocji, zwrotów akcji, zaskakujących wydarzeń, walki. Pełen ciekawych, wielowymiarowych i kolorowych postaci, żywych, czasami tak zaskakujących, że nikt nie potrafiłby ich wymyślić. Tymczasem książkę Rachel Swaby czyta się raczej spokojnie, w pewnym momencie może nawet nużyć. Biogramy przypominają encyklopedyczne hasła, które czytane po sobie po prostu męczą. Nie wiem, czy zabrakło lekkości pisania, polotu, być może coś zaginęło w tłumaczeniu? A być może autorka miała konkretny pomysł na tę książkę – czytanie jednego rozdziału na tydzień, tak jak wspomina we wstępie? W takim przypadku mój zarzut nie ma racji bytu oczywiście. Ale żałuję jednocześnie, bo wiem, jaką fanstastyczną, porywającą i erudycyjną opowieść można było stworzyć na podstawie takiego tematu. Więc z jednej strony cieszę się ogromnie, że powstało takie opracowanie, z drugiej – mam pewien niedosyt.
Muszę też napisać zdanie o okładce. Stworzyła ją Ula Pągowska, a ja chciałam wyrazić swój zachwyt nad pomysłem. Bo czy mogła być lepsza okładka dla książki o kobietach w nauce niż wyhafowana? Ta tytułowa przekora i puszczenie oka do czytelnika bardzo mi się podoba!
Jeśli chodzi o mnie, to mogłabym czytać tylko takie książki i zawsze pragnę więcej! 🙂 Polecam Wam serdecznie, bo temat ważny i ciekawy, a w obliczu nadchodzącego filmu o Marii Curie-Skłodowskiej będzie można zabłysnąć znajomością nazwiska jakiejś innej pani naukowiec 🙂
♦
KONKURS!
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa, mam dla Was jeden egzemplarz Uporu i przekory ♥ Napiszcie w komentarzu, jaką kobietę w nauce cenicie/najbardziej lubicie/ znacie. W środę 22 lutego wybiorę jedną odpowiedź 🙂
♦
Za możliwość przeczytania dziękuję
♦
Hildegarda z Bingen. Za co? Za to, że mimo że była trochę poczesana to całkiem równa babka. Za to, że mimo że dawniej nie miałam zielonego pojęcia kim jest, to i tak co jakiś czas przewija się w moim życiu. Za to, że moja szalona nauczycielka w liceum na podstawie jej mistycznych widzeń tworzyła abstrakcyjne i dość psychodeliczne i przerażające prace. Za to, że już w średniowieczu domagała się uznania znaczenia roli kobiet. I to w kościele! Za to, że w przerwach między śpiewaniem psalmów, a kolejnymi rzekomymi wizjami pisała o medycynie i naturalnym leczeniu. Za to, że obserwowała naturę i ludzi. Za to, że żywienie się na podstawie jej zaleceń pomogło mojej mamie. A przede wszystkim za to, że potrafiła okręcić wokół małego palca cały ten męski katolicki świat. Niezależnie od tego czy wierzy się w to co wierzyła Hildegarda, trzeba jej przyznać – barwna z niej była postać 😀
Maria Skłodowska Curie przychodzi mi w tym momencie do głowy, dlatego że była niesamowitym naukowcem, Polką, która osiągnęła tak wiele i zwyczajną kobieta z małostkami . 🙂 Z chęcię poznałabym te 52 kobiety, których postaci zostały przybliżone w polecanej przez Ciebie książce. 🙂 Pozdrowienia !
Świetny tekst. Aż dziwne, że mi ta książka wcześniej nie mignęła przed oczyma. Trochę szkoda, że zmarnowany potencjał, ale to zawsze jakiś początek, to dalszych poszukiwań treści o poszczególnych bohaterkach tej książki. Na pewno nie będę oryginalna, bo wybieram Marię Skłodowską-Curie. To pierwsza i niezaprzeczalnie niesamowita kobieta, która przychodzi mi do głowy jako inspiracja. To osoba, która wszystko osiągnęła dzięki swojej ciężkiej i systematycznej pracy. Zajmowała się przedmiotami ścisłymi (chemia, fizyka), co jest mi szczególnie bliskie, ponieważ mam wykształcenie techniczne. Potrafiła połączyć karierę zawodową (która zmuszała ją do przebijania murów, które nawet w dzisiejszych czasach stoją przed kobietami, a co dopiero było w czasach, kiedy żyła ona), z życiem rodzinnym i prawdziwą miłością do Piotra Curie. Uwielbiam ją za skrupulatność, za to, że nawet do ślubu poszła w czarnej sukni, którą potem zakładała do pracy w laboratorium (uwielbiam kolor czarny), za przejażdżki rowerowe ze swoim mężem, za to, że była jedną z nielicznych kobiet i jedną z pierwszych, która zrobiła wtedy prawo jazdy, żeby prowadzić karetkę w czasie pierwszej wojny światowej. Oczywiście też za to, że udowodniła malkontentom, że pierwszy Nobel, który zdobyła razem z mężem, nie był dziełem tylko mężczyzny, bo potem już samodzielnie dostała Nobla i nikt nie mógł już podważyć jej umiejętności. Za to wreszcie, że była człowiekiem renesansu w dzisiejszym pojmowaniu tego określenia.
O książkę się nie staram, ale ciekaw jestem, czy jest tam Ada Lovelace. I zgadzam się, że do dziś ten problem bywa aktualny, co niedawno pokazał pewien naukowiec, który narzekał na to, że kobiety rozpraszają mężczyzn w miejscu pracy… Szkoda słów.
Super! Bardzo się cieszę. Dziękuję. Adres wyślę w wiadomości prywatnej na Facebooku.